Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
214 844 663
66 online
35 407 VIPy

O pewnej mamie, która chce mieć witariańskie dziecko

Zapaleni witarianie twierdzą, że jest do najlepsza dieta również dla ich dzieci. Gdy ich stanowisko jest podważane, jako argument przytaczają zwykle to samo działo, czyli, że rodzice przyprowadzający osobistą progeniturę do MacDonalda są ogólnie szanowani. A oni, czyli rawfudyści karmiąc potomstwo owocami i warzywami na surowo narażają się dietetykom i generalnie opinii społecznej. Dobra, ten argument z pewnością działa, ale jednocześnie tkwi w nim pewien nonsens. Bowiem coś co jest zdroworozsądkowo lepsze od fast foodu niekoniecznie musi być obiektywnie najlepsze. Bowiem moim zdaniem stuprocentowa dieta witariańska jest generalnie problematyczna nawet dla dorosłych, a co tu mówić o dzieciach. Najbardziej jednak problematyczną dla mnie sprawą jest fakt, że często weganizm, a bywa, że witarianizm jeszcze częściej, wynika z pewnej obsesji rodziców. Nie jest dobrze, gdy własne obsesje przelewamy na potomstwo tylko z tego powodu, że możemy. Tymczasem, nie jesteśmy właścicielami dzieci i nie możemy traktować ich jako odnogę siebie samych. Najgorzej, że ludzie opętani jakąś obsesją nie mają świadomości, że nie patrzą obiektywnie na wiele zagadnień. Do tego jeszcze dochodzi zwykła niewiedza, czyli niedouczenie. Ile pożywienia ma spożywać dziecko, jaką ilość białka musi przyswoić, z czego stworzy budulec kostny, w jaki sposób dostarczyć mu witaminę B12, której nie zawierają rośliny. Jak będzie produkował witaminę D3? Na podstawie moich obserwacji uważam, że dziecku należy dostarczać obok surowego organicznego pożywienia, również to zagęszczone gotowaniem. Albo dziecko musi jeść ciągle. Surowy pokarm trzeba rzuć znacznie dłużej, żeby uzyskać taką samą ilość makro i mikroskładników jak z pokarmu lekko podgotowanego, najlepiej na parze. Miksowanie surowych pokarmów również ma właściwości zagęszczające. Dlatego rola blendera, dobrego sokownika, czy malaksera jest nie do przecenienia gdy mamy mają dzieci do wykarmienia. Gdy mieszkasz w ciepłym kraju, masz masę wolnego czasu, który możesz przeznaczyć na jedzenie wraz ze swoim potomstwem, dopilnować, żeby przez kilka godzin dziennie jadło odpowiednie surowe pokarmy, to zapewne taka dieta może okazać się najlepsza dla Waszej rodziny. Ale w Polsce, czy w Niemczech z pewnością nie. Z drugiej strony wielu dietetyków ostrzega przed nadmiernym spożywaniem białka przez dzieci zachodu. Ale tutaj nie o białko się rozchodzi, którego jesteśmy w stanie dostarczyć dziecku na witarce bez większych problemów, ale przede wszystkim o składniki mineralne niezbędne do budowy silnych, czyli gęstych i dużych kości. Pewna mama półrocznego dziecka, napisała jasno, że nie ma czasu śledzić ze względu na ogrom obowiązków, moich postów (ani żadnych innych), w związku z tym prosi o stosowne witariańskie info w pigule. Moja odpowiedź wstępna: Niestety Droga Mamo nie można rozpocząć tej diety na podstawie kilku wiadomości w skrócie. Napisałam na ten temat ponad 450 długich postów i pomimo masy czasu jaki poświęciłam na zdobywanie wieści źródłowych nadal mam wątpliwości. Ale na pewno nie powtarzam nie sprawdzonych truizmów, którymi nasiąknęłam jako nuworyszka na witarce. Przede wszystkim zapoznaj się mamo z wpisami w zakładce po prawej Witarianizm FAQ. To jest nieodzowne, bo na podstawie pytań widzę, że właściwie jesteś zielona w temacie. Oczywiście, że witarianizm to dieta bardzo naturalna, niesie sporo korzyści zdrowotnych, ale również jest bardzo wymagająca. Wymaga nie tyle, że wyrzeczeń, chociaż także, ale pełnej świadomości. Odradzam Ci nagłe przechodzenie na raw food z powodu tego, że Twoje dziecko właśnie jest na rzeczy. Mama Pepsi, czy znane Ci są mamy, których niemowlęta są na raw food? Czy dawać dzieciom w całości pokarmy, czy miksować? – bo, jestem zwolenniczką „BLW” – choć np. surową marchewkę będzie małemu ciężko schrupać podejrzewam Ja Znam tylko jedną mamę, nazywa się Joanna Balaklejewska. Jej mąż Nowozelandczyk jest specjalistą od rawu. Posiada sporą wiedzę niż Joanna w tym temacie i pomaga jej podejmować decyzje żywieniowe. Co do pokarmów podawanych dziecku w całości. Miksowanie zagęszcza pożywienie i w ten sposób zastępuje gotowanie, więc zdecydowanie odradzam rezygnację z miksowania. Musiałabyś jeść tyle co zwierzęta roślinożerne, czyli wiele godzin poświęcać na posiłek. Nie namawiam też nikogo do jedzenia 100% na surowo. Bo odetniesz się od kilku cennych i łatwiejszych do pozyskania składników odżywczych. Do 20% można jeść gotowanego, na parze, lub zwykłego duszenia. Jednak nigdy smażenia. I bez żadnego przypiekania. Grill odpada. Mama Jak się ma surowa dieta w perspektywie np. 30-40 lat? Intuicja mi mówi, że powinno być wszystko super, ale podszepty z zewnątrz – że prędzej czy później mogą pojawić się jakieś kłopoty, np. z powodu braku ciepłych posiłków…(znajomy od shiatsu straszył, że nerki nie dają rady bez ciepłego…? czy to możliwe???) Ja Ostatecznie nikt nie wie, jak surowa dieta będzie działała po 30-40 tu latach, bo w necie raczej nie ma takich ludzi, którzy byliby tyle lat na tej diecie. Najdłużej ze znanych jest chyba Graham, Nison i Boutenko, ponad dwadzieścia lat. Chociaż tych dwoje na końcu nie są, lub nie byli 100% surowi przez cały czas. Według medycyny chińskiej najważniejsza jest równowaga Ing i jang, dlatego nie można schładzać ciała. Więc widzisz, że witarianizm jest kontrowersyjny pod tym względem. Mama B12 – widzę u Ciebie na blogu chlorellę i spirulinę – już sama nie wiem, czym suplementować tę witaminę, gdzie leży prawda? Słyszałam opinie, że w ww. suplementach jest nieodpowiednia dla człowieka forma B12; ale intuicja mówi mi, że nie jest możliwe, aby ta jedna jedyna witaminka nie mogła być dostarczona z innych źródeł jak tylko zwierzęce Ja Chlorellę i spirulinę nie spożywamy w celu uzupełnienia witaminy B12, bo zawierają analogi, których człowiek nie wykorzysta. Są to idealne, doskonałe pokarmy, o niesamowitych właściwościach pro zdrowotnych, ale nie ze względu na witaminę B12. B12 musisz suplementować niezależnie, najlepiej z preparatu multiwitaminowego, takiego jak Live Vitality, który jest też na stronie This is Bio. Mama Poleć mi jakąś książkę z prostymi przepisami (tak abym nie musiała sprowadzać owoców z tropików do każdego posiłku; jestem zwolenniczką pokarmów pochodzących z naszej strefy klimatycznej – czy tak się da?) Ja Nie mam takiej książki do polecenia, bo nie stosuję przepisów. Poczytasz o 811 to się dowiesz dlaczego, ale na wielu polskich blogach zajmujących się kuchnią witariańską, znajdziesz masę przepisów. Raczej nie dasz rady w Polsce prowadzić tej diety bez banana. Uczulam Cię też, abyś zwróciła uwagę na parszywą dwunastkę. To jest 12 owoców i warzyw, które obowiązkowo muszą być organiczne.

the end

Pewnie mama poczuła się rozczarowana, ale nie to było moim zamierzeniem. Uważam tylko, że ta akurat mama nie jest jeszcze gotowa, bo jest zielona. Aby podjąć tak ważną decyzję nie można być ani zielonym, ani w obsesji. Należy podjąć decyzję będąc w równowadze, a tego ciągle niektórym witarianom brakuje. Tak zresztą jak ludziom, którym brak wiedzy w temacie. I powtarzają tylko jak mantrę, to jest martwe jedzenie, a to żywe. To ma enzymy, a to nie ma. Zaś pepsi na takie dictum mówi: Akurat.

owocek:)

   

(Visited 4 107 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Balbina 9 czerwca 2014 o 10:19

    oklaski! Jakże ja się cieszę, że mogę tu poczytać o rozkminach i podważaniu jedynej słusznej diety jaką jest raw food. Też się tym wszystkim kiedyś zachłysnęlam, tymi enzymami, żywym jedzeniem, boutenko itd. Wciąż uważam, że surowe jest dobre i zdrowe, ale życie nie składa się tylko z jedznienia, a w czasie zafascynownaia się witarianizmem o niczym innym nie myślałam, jak tylko o jedzeniu. A to już zdrowe na pewno nie jest. Nawet w głowie karmiłam moje hipotetyczne dziecko marchewką. Dążę do równowagi. Nie twierdzę, że jestem juz blisko, ale na pewno wyszłam z obsesji. a Twój blog mnie wspierwa w drodze do równowagi.

  2. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 11:02

    Balbinka siemanko

  3. avatar Piotrek V Jaworski 9 czerwca 2014 o 11:24

    To co mnie osłabia u osób ekscytujących się wiedzą potajemną jest całkowite zamknięcie jaźni na widzę z podstawówki.
    Procesy fizyczne i chemiczne zachodzące w takcie „obróbki cieplnej żywności” jest w stanie przyswoić sobie uczeń kształcący się w specjalności Kuchcik czemu więc nie młoda shiatsu – mama?
    Koncepcja, że cała wiedza pochodzi od monsanto a dodatkowo została zmanipulowana przez big-farmę ma opłakane skutki dla imidźu.
    Zamiast doczytać sobie po co żywność piecze się i gotuje od co najmniej 100 000 lat i wyciągnąć z tego wnioski dla siebie i rodziny kompromituje się człowiek wymyślając absurdalne pytania 😉

    1. avatar kasizdaGlizda 9 czerwca 2014 o 15:41

      Ja kompromitacji w zadawaniu pytań nie dostrzegłam Piotrze.

      Prosiłabym Cię również o wyjaśnienie mi, na bazie wiedzy z podstawówki – bo nie moge sobie nic a nic przypomnieć, po co piecze, smazy i gotuje się (warzywa/owoce) w codziennej diecie (nie pytam tu o weki).

      1. avatar edyta 9 czerwca 2014 o 16:23

        Ja rowniez nie przypominam sobie, aby w podstawowce taki temat byl podjety i rowniez z checia poslucham ococho.
        aha i skad Piotrek Jaworski czerpie informacje, ze sie gotuje i piecze od 100 000 lat, skoro wiedza i historia utrwalona „na papeirze” siega ok. 6 000 lat wstecz i nie dalej?

        1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:34

          Bo dopiero od 6tyś.lat potrafimy pisać i czytać, wstecz to byli tylko sami analfabeci.
          Tak poważniej to masz rację edyta, bo to co było ponad 6tyś.lat temu to są tylko i wyłącznie domysły, a ewolucja? Ja osobiście w nią nie wierze.

          1. avatar edyta 10 czerwca 2014 o 05:18

            Lysico wyczuwam tu nutke ironii ale nie szkodzi, ja nie wierze w ewolucje i mi to wystarcza, ale tu nawet nie o to chodzi. Zastanawiam sie jak mozna z taka pewnoscia twierdzic, ze 100 000 lat temu ktokolwiek cokolwiek piekl, (pewnie o chleb chodzi), – na podstawie czego?

          2. avatar pepsieliot 10 czerwca 2014 o 06:21

            a nawet jakby piekł, to czy nie był idiotą? 😀

          3. avatar Łysica 10 czerwca 2014 o 06:46

            Edyta, nie mam zamiaru się z Ciebie ani z nikogo piszącego na tym blogu nabijać.
            Ponabijać to się mogę z twierdzień i pewności co niektórych którzy dokładnie wiedzą co było 10tyś,100tyś czy kilka milionów lat temu, a nie wiedzą co działo się na terenach Polski przed przyjęciem Chrztu Polski.
            A to przecież nie tak dawno było.
            Co do ewolucji, nic nie może funkcjonować jeśli nie jest skończone.

  4. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 12:38

    „Bo w necie raczej nie ma takich ludzi”, no i nigdzie indziej też nie ma.
    Sama stwierdziłaś że w necie, więc ja dołoże jeszcze że, bez netu i supermarketów nie istniałby żaden witarianizm.
    Mamusia ta niech sobie to ze łba wybije, bo bardziej zaszkodzi niż pomoże swojemu dzieciakowi.

    1. avatar kasizdaGlizda 9 czerwca 2014 o 15:45

      Bez netu jedyną sluszną alternatywa dla nas byłyby pastylki – bo tylko to widuje w telewizorni i w radiodajni wysluchuje.

      1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 17:55

        Dzięki netowi zaistniały nie istniejące nigdy zjawiska takie jak witarianizm czy weganizm, że o innych cudach nie wspomnę.
        Moja prababcia dożyła 95lat, bez netu, z brakującym tylko jednym zębem, reszta bez oznak jakiejkolwiek próchnicy. Zapewne jakby miała net i te wszystkie mądrości dociągłaby do 120lat.

        1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:14

          Na co umarła?

          1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:02

            Ze starości, tak mi przekazała moja babcia, możliwe jest że było jakieś choróbsko, ale nikt tego nie stwierdził(w sensie że lekarz).
            Za życia na nic szczególnego się nie skarżyła.

      2. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:13

        I tu się pod Kasizdą podpiszę, gdyż bez netu jest tylko cudowny kredyt, wspaniały hepacos tam coś tam jak się obeżresz mięsem smażonym i maść na hemoroidy.

        1. avatar Łysica 9 czerwca 2014 o 20:04

          No i najważniejsze, bez netu nie poznałbym Kaśki Eliot

          1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 21:23

            No widzisz Łysico

  5. avatar Mag-lena 9 czerwca 2014 o 16:16

    Jestem przeciwna witarce dla najmłodszych, ale jestem jak najbardziej za dietą wegańską ze skupieniem i uwagą zwróconą w stronę niezbędnych tłuszczy. Dziecko potrzebuje znacznie więcej produktów z dobrym tłuszczem niż dorosły. Nie chciałabym by moje dziecko było na czystej witarce, bo wiem, że dzieciństwo to przede wszystkim smak. I nie chodzi mi o chipsy i frytki, ale różnorodne jedzenie i poznawanie nowych smaków. Na witarce niestety są ograniczone możliwości. Dochodzi też aspekt kulturowy i społeczny. Realnie patrząc wiem, że miałabym krzyż pański u lekarzy, dziadków, w szkole etc. łącznie pewnie z kuratorem w tle. Z weganizmem gotowanym jest łatwiej, są badania, które potwierdzają, że dobrze zbilansowana dieta wegańska to samo dobro, są lekarze którzy akceptują taki styl żywienia a nawet zachęcają do tego by rezygnować z produktów odzwierzęcych. Być może jestem wygodna, ale nie zawsze chodzi o to, by iść po prąd, zwłaszcza z dzieckiem na ręku.
    Ps. banany z kaszą byłyby grane codziennie na śniadanie:)

    1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:17

      Niestety żaden ssak nie jest wegański, skąd weźmiesz dla dziecka B12, D3, a nawet omega 3 bo są poważne zastrzeżenia co do roślinnych źródeł

      1. avatar Xxx 11 kwietnia 2022 o 21:16

        Omega 3 … B12 … Wit D

        1. avatar Pepsi Eliot 12 kwietnia 2022 o 04:33

          Kochana, nie, i nie mogę tego potencjalnie szkodliwego komentarza udostępnić. Nie mniej jednak wiem, że nie jesteś żadnym trolem, i szczerze w to wierzysz, pozdrawiam Cię serdecznie

    2. avatar Marta też 10 czerwca 2014 o 15:38

      Powiem z doswiadczenia matki 14-miesiecznego dziecka.
      Bywają dzieci niejadki, bywają dni, kiedy córka konsumuje tylko pomidory, następnego nie chce już na nie patrzeć. Nie lubi bananów (do 9 miesiąca uwielbiała), jada jajka od biegającej kury, jednego dnia zje tylko żółtko, innego tylko białko. Jak widzi na placu zabaw dziecko jedzące Coś, zaraz chce to samo. Mogę zabronić, ale skończy się to rykiem albo dać kawałek białej buly, którą ją czestuja. Poza tym mieszkam w kraju bardziej wioskowo wychowującym dzieci i już parę razy miała w buzi coś, czym życzliwa mama innego dziecka podzieliła się bez zapytania mnie o zgodę.
      Więc owszem, mam szczegółowo określoną strategię karmienia. A obok jest rzeczywistość.

      1. avatar pepsieliot 10 czerwca 2014 o 15:58

        przypomniała mi się historia, którą opowiadała joanna baleklejewska, że ostatnio na jakimś przyjęciu pocżestowano jej 2-letniego synka witarianina jakimś serkiem smakowym, a on sądził, że to będzie rodzaj szejka, a jak spróbował zaczął okropnie pluć i denerwować się, nawet Joanna była zdziwiona. Pluje też gotowanym brokułem, którym częstuje go starsza siostra, uwielbia tylko surowy 🙂

  6. avatar edyta 9 czerwca 2014 o 16:47

    Pepsi, a czy masz wiedze w temacie- nie wiem jak to nazwac- ekowyposazania, ekorenowacji, czyli jak, co i z czym, zeby podczas urzadzania/renowacji mieszkania/domu jak najmniejsza krzywde sobie wyrzadzic? Moja wiedza jest znikoma i ogranicza sie do znajomosci faktu, ze koniecznie unikac rzeczy powleczonych srodkami antypalnymi. Tymczasem materialy budowlane i ich toksycznosc to pewnie dziedzina rownie gleboka i szeroka jak zdrowe odzywianie…; jesli moja skromna osoba moze wyrazic tutaj zyczenie, to bylabym przeszczesliwa gdybys zechciala uczynic taka rozkminke.

    1. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 18:32

      W paru słowach, to w nowym mieszkaniu zawsze pojawi się jakaś kiła, ale załóżmy, ze bardzo uważamy. Farby używać tylko 0-0, ewentualnie 1-0, ale wtedy samemu nie malować, czyli takie, które po wyschnięciu są całkowicie obojętne, czyli nie są toksyczne, jak najwięcej surowego drewna, jedynie oliwionego, to samo z kamieniem, można go konserwować woskiem pszczelim, naturalne tkaniny, wełny, kaszmiry, bawełna, jedwab, w tym najpiękniejszy surowy, ale może też być zwykły surowy len. Stare meble, nawet jak miały jakąś minę w sobie, to już zwietrzały. Beton jak ma dobry skład, czyli nie promieniuje jest bardzo naturalny. Żadnych przyspieszaczy schnięcia nie używać. Żadnych impregnatóww. Drzwi kupić z surowego drewna, a jak masz już lakierowane, odrzeć z lakieru i zrobić przecierki, czyli bardzo polecam styl wintycz, wszystko pasuje, i nie musi być nowe i kanciaste, Gliniany dzban, czy fajansowy z makami, to piękna ozdoba wnętrza wintycz. Dywany tylko z wełny, lub bawełny, albo kaszmiru. Żadnych laminatów.
      Gdy poplamię czymś swoją podłogę, przecieram ją w tym miejscu papierem ściernym i pokrywam oliwą z oliwek. A takie zwykłe zabrudzenia po prostu szoruję szczotką, zmywam i jest super, bo ten olej, który je impregnował siedzi w deskach. Dzisiaj są takie okazje, ze parkiet dębowy olejowany można kupić w cenie sztucznych paneli podłogowych, które się bardzo elektryzują.

      1. avatar e.dyta 9 czerwca 2014 o 19:05

        Dzieki Pepsi! Ale to jeszcze: co to sa farby 0-0 i 1-0?

  7. avatar pepsieliot 9 czerwca 2014 o 21:28

    Każda farba ma takie oznaczenia, najlepsze farby w sensie że najmniej szkodliwe są takie, które są rozcieńczalne wodą. Na przykład emulsje/farby akrylowe, trochę śmierdzą przy malowaniu i wtedy jest 1, ale już po wyschnięciu mają 0, czyli są neutralne dla otoczenia. A dajmy na to lakiery mają przy malowaniu 3, czyli bardzo szkodzą i trzeba malować w masce, a później jeszcze przez wiele lat emanują truciznami., Szczególnie to dotyczy lakierów do podłogi. Dlatego jak sie zdecydujesz na lakierowanie podłóg, to tylko farbą wodą rozcieńczalną, chociaż jest słąbsza i bedzie sie rysować, ale nie bedzie truła latami, Wyschnie i już. Na każdej farbie musi być ta numeracja. 0 oznacza obojętność dla organizmu.

    1. avatar edyta 10 czerwca 2014 o 05:19

      THX 🙂

  8. avatar Paula 11 czerwca 2014 o 19:07

    Wracajac do diety witariskiej dla dziecka, jesli nie mieszkasz w cieplym kraju to odradzam poniewaz sie wiecej zaszkodzi niz pomoze. Parowane warzywa, zupy warzywne , takze kasze jaglanka, czy quinoa sa super dla niemowlaka. Jedzenie musi obfitowac w kalorie, zdrowe tluszcze, i tutaj avokado super sie sprawdza, suplementacja b12, d3, omega 3 ( polecam z alg) – obowiazkowe, takze wlaczylabym K2 , ktora wlasciwie nie wystepuje w diecie weganskiej i kelp ( jod).

  9. avatar Anka 11 czerwca 2014 o 19:33

    Jako matka 12 i 8 latka, powiem jedno – w Polsce nie ma takiej możliwości, żeby wychować dzieci na 100 % witariance. Cała moja rodzina żywi się czymś co nazywam dietą warzywno-owocowo – zbożową, jak najmniej przetworzoną. Synom w okresie zimowym podaje tran, niekiedy trochę miodu, od czasu do czasu bio jajko, a gdy raz na rok spędzamy troszkę czasu w Norwegi – pozwalam im jeść surowego, dzikiego łososia – uwielbiają. Witarianka – każdego dnia – nie da rady. To, że chłopaki zabierają do szkoły owoce, sałatki i koktajle – już sprawia, że w oczach innych jesteśmy wariatami, ale mamy to głęboko….Ja sam, blisko od roku, prawie na 811, nie daje rady w okresie zimna na surowym, są więc i kasze i soczewica i duszone, parowane warzywa. Chłopaki jedzą gotowane – i według mnie nie da się inaczej, jedzą też bardzo dużo surowego. Natomiast w okresach kiedy są po za domem na dłużej, ferie wakacje, wycieczki szkolne, jedzą to co inni – czyli kuchnia stołówkowa, choć mięsa nie tkną. Chleb z dżemem, ziemniaki i ochłap zielska. Może spotka się to z potępieniem, ale jak ich mam wychować – trzymając cały czas przy spódnicy ? Uwielbiają harcersko – zuchowe wyjazdy pod namioty do lasu, uczą się tam samodzielności, odpowiedzialności. A co z przedszkolem, szkołą i wycieczkami szkolnymi ? Trzeba by było chyba zrezygnować z własnego życia, żeby tak karmić swoje dzieci (100% witarianizmu). Ja nie widzę tego. Mam jednak nadzieję, że gdy będą dorośli – to będą potrafili dokonać słusznych wyborów. Dodam jeszcze, że moi mali faceci nie chorują, trenują, ćwiczą, są inteligentni. I napawają rodziców dumą gdy na przyrodzie potrafią bronić swoich zwyczajów żywieniowych, dyskutując na temat słuszności i prawdziwości przedstawianej w podręczniku piramidy żywieniowej, wychodzą do tego z tej dyskusji jako zwycięzcy. To bardzo ważne, że rozumieją dlaczego i po co jemy tak a nie inaczej. Napisałam kiedyś do Pepsi – i to ona zwróciła mi uwagę (jeszcze raz wielkie dzięki), że dzieciakom cały czas trzeba, tłumaczyć, wyjaśniać, pokazywać – i to przynosi rezultaty. Nic na siłę. Równowaga. Nie żyjemy po to żeby jeść – jemy żeby żyć. Wiem, wiem – oklepane, ale taka jest prawda.

  10. avatar bar 14 czerwca 2014 o 03:07

    Interesujący wpis , ja również staram się o zdrowe odżywianie 😀 zapraszam ! http://bbqbooks.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum