Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
214 980 022
89 online
35 455 VIPy

Dlaczego witarianizm to zmyślona dieta, a nie naturalna?

2

Cze Światła Socjeto

Błagam mi kitu nie wciskać proszę, ani makaronu nie nawijać na uszy, że wegański witarianizm to naturalna dieta, w tym 811, bo się nie dogadamy.

Bo będziemy do siebie pasować, jak bez pięt sandałek Manolo Blachnicka akurat do żółtej pięty.

Przy czym, żebyście się nie po obrażali, niech ja będę tą żółtą piętą, a Szklarze co mi chcą kit wcisnąć sandałkiem.

Jeżeli zdobędziemy się na odrobinę refleksji, to powiemy sobie szczerze, że zdrowie publiczne w kontekście diety to zła nauka.

To wręcz patologiczna nauka

Że witarianizm, to tak samo zmyślona dieta, jak wysoko tłuszczówka Atkinsa, czy dukanowska wysoko białkówka.

Jeżeli chcemy odwołać się do prapoczątków, to zarówno dawno temu jak i dziś rodzimy się co najmniej jako wegetarianie, gdyż ssiemy mleko swojej matki.

Nasz przewód pokarmowy nie jest podobny do drapieżnika, ale też nie przypomina roślinożercy.

Człowiek jest wszystkożercą z przewagą pokarmów roślinnych, o czym świadczą stosunkowo długie jelita

Ludzie urodzeni w Polsce, czy w krajach, gdzie co najmniej pół roku jest zimno nie tylko, że mają dwie szafy, to jeszcze prowadzą jakby dwa naprzemienne życia.

Styl życia zimowy i styl życia letni.

Jak przez 10 dni oczyścić ciało surową dietą roślinną?

Doskonale POMOCNY e-book detoks hormonalny z tygodniowymi przepisami na każdą (polską!) porę roku i z listami zakupów może być również dla Ciebie wstępem do nowego stylu życia!


Inaczej się wtedy ubierają i nie mam na myśli ilości warstw odzieży, ale nawet inne kolory noszą zimą, a inne latem.

Chorują na inne choroby, albo zdrowieją, na przykład alergicy w zimie nie mają siennego kataru.

Ludzie od zawsze INACZEJ ODŻYWIALI SIĘ LATEM, A INACZEJ ZIMĄ I MOI DRODZY, TO JEST NATURALNE.

I nagle pojawia się ktoś z Kostaryki, czy prosto z australijskiej plaży i nawija:

– Koniec z tym, cały rok szamiemy to samo. Surowo i prawie bez tłuszczu. Oczywiście wegańsko. Nie łączymy węgli z tłuszczem pod żadnym pozorem.

  • Czym się to różni od Dukana, który nagle każe jeść tylko białko i błaga, żeby pod żadnym pozorem nie jeść węgli, bo węgle dostarczą energii i ogromna termo geneza po zjedzeniu białka nie zadziała odchudzająco, bo zasili się właśnie weglami, a nie sadłem spod paska?
  • Czym to się różni od diety wysoko tłuszczowej Atkinsa, który zakazuje jeść węglowodanów, a każe się obżerać tłuszczem?

I o ile dieta wysokobiałkowa rzeczywiście niesie z sobą niezbyt przyjemne konsekwencje zdrowotne, gdyż w pierwszej kolejności zakwasza do tego stopnia, że wysiadają nerki, a także, że białko prawie bez węglowodanów to jest białko zwierzęce, a dokładnie mięso, czyli Dukan wyklucza, aby można było być wegetarianinem na jego diecie, o tyle w przypadku diety wysoko tłuszczowej nie jest to takie oczywiste.

W 2007 roku ukazała się najbardziej znana książka Taubesa Good Calories, Bad Calories, która szybko stała się punktem odniesienia oraz inspiracją dla wielu środowisk naukowych, lekarskich i niezależnych badaczy.

Ma ona fundamentalne znaczenie dla każdego, kto chce zrozumieć, dlaczego obowiązująca od ponad 30 lat teoria o szkodliwości tłuszczów i cholesterolu w diecie (tzw.hipoteza tłuszczowo-cholesterolowa) jest błędna i przyczyniła się de facto do wybuchu epidemii otyłości oraz tak zwanych chorób cywilizacyjnych.

Oprócz analizy badań naukowych, książka Good Calories, Bad Calories dostarcza informacji o genezie obowiązującego paradygmatu, jego historii i skali jego porażki.

Czy na podstawie książek dr Grahama, referatów dr Cousensa, winogron dr Morse (brzmi to odrobinę dwuznacznie:) i wszystkich podobnych opracowań, a po drugiej barykady strony Taubesa, Atkinsa, Kwaśniewskiego i innych mamy wierzyć w to, że monodiety są najbardziej prozdrowotne?

Że albo jedzmy surowe węglowodany, albo jedzmy głównie tłuszcze, no i niektórzy radzą jedzmy samo białko, to czy jesteśmy na dobrej drodze?

Która nas poprowadzi do celu?

Dlaczego trzeba jeść z przesadnym pietyzmem dla jednych elementów odżywczych kosztem innych?

Nie mówię teraz, o uzasadnionych badaniami proporcjach.

wywiad z dr Morse 🙂

Czy dzisiaj w Polsce w zimie witarianin zjadł coś naturalnego?

Zjadł bananów wiele, które kupił w jakimś markecie, gdzie najtaniej.

Ludzie (nie zawsze dorośli), którzy się tymi zielonymi bananami wcześniej zajmowali poparzyli sobie ręce i drogi oddechowe, a do tego byli marnie opłacani.

Potem kupił witarianin daktyle, które niewiadomo w jakich warunkach dostały się do Polski, a wiadomo z kolei, że pomarszczone skórki daktyli zbierają wszystkie zanieczyszczenia.

Należy je długo moczyć w dobrej wodzie i wylewać i nie ma pewności, czy wszystko się spłucze.

Zresztą takie daktyle to fast food dla witarianina.

Powiedzcie szczerze, z ręką na sercu, czy to jest dla nas naturalne jedzenie?

Dlaczego w zimie gotujemy potrawy?

Nie tylko dlatego, żeby się rozgrzewać, ale też dlatego, że przechowując owoce i warzywa przez pół roku i chcąc je jeść na surowo szczególnie narażamy się na pleśnie.

Wiemy już dobrze czym jest pleśń i jakie są jej skutki zdrowotne w kontakcie z naszym organizmem.

Będąc witarianką ponad 11 lat spotkałam się z pleśnią nieskończenie częściej niż przez cały długi czas kiedy byłam tylko wegetarianką!

WITARIANIZM MA SENS, ALE NIE JEST NATURALNY, BO NASZE ŻYCIE DAWNO PRZESTAŁO BYĆ NATURALNE.

Nigdy nie byliśmy weganami i zawsze jakiś procent naszego pożywienia stanowiło białko zwierzęce, co za tym idzie, czerpaliśmy z niego witaminy z grupy B w tym obiekt sporów B12.

Obecnie chcemy powiedzieć ludziom, żeby jedli tylko surowe rośliny i, że to jest naturalne.

Węglowodany i tłuszcz są energią, zaś białko pełni głównie rolę budulca i dopiero w ostateczności organizm chce go wykorzystać jako energię.

Jeżeli chodzi o ilość białka o pełnej puli aminokwasów egzogennych wszyscy mniej więcej są zgodni, chociaż są tacy co twierdzą, że wystarczy 5% białka roślinnego i będzie dobrze. Może być dobrze, przy założeniu, że te 5% będzie stanowiło 1g na 1kg masy ciała delikwenta.

Natomiast w kwestii tłuszczu i węglowodanów, szczególnie prostych, ale nie tylko (fruktoza to węglowodany proste, a nie jak ktoś napisał na swoim blogu, typu forum, że złożone, może miał na myśli, że występują z naturalnym błonnikiem w owocach) panuje ogólny spór światowy, czy polecać dietę wysoko węglowodanową, z piramidą wykończoną szpicem z minimalnej ilości tłuszczu, czy też odwrotnie, na samym dole, u podstawy tłuszcze, a węgle to ostry i bardzo ciasny szpic owej piramidy.

Między witarianami też panuje w tej kwestii poważna niezgoda:

Albo orzechy, ziarna i awokado, albo owoce (bez awokado), wybieraj

Jedni i drudzy straszą, że owoc, do tego dzisiejsza hybryda połączona z jakimkolwiek tłuszczem, nawet surowym, roślinnym i nie przetwarzanym to nie najlepsze połączenie.

Czyli albo jesz masę owoców, ale tłuszczów prawie wcale, albo orzechy i awokado w dowolnych ilościach, ale z owocami nie przesadzaj.

 Bardzo to wszystko naturalne jak widzicie.

Natomiast jeżeli chodzi o przeciwną stronę barykady, to lekarze w tym witarianie mówią, że bezwzględnie należy suplementować B12 i to nie spiruliną, czerwonymi grzybkami i morskimi warzywami, bo to jest analog witaminy B12, z której człowiek nie skorzysta.

Ale najdziwniejszym stwierdzeniem, które ostatnio przeczytałam, była wypowiedź osoby, że bez względu na to czy możemy pozyskiwać B12 z jelita cienkiego czy nie to, ta osoba decyduje się na nie przyjmowanie suplementacji.

Moim skromnym zdaniem, można nie przyjmować B12 kiedy się jest pewnym, że na mur beton pozyskamy ją z jelita cienkiego, czy nawet niektórzy twierdzą z gardła, jak komuś kupą z ust daje, chyba tylko wtedy.

Jak się ma właśnie pewne info, można owe nie działanie podjąć.

Jednak założenie sprzecznych wyjściowych danych, jest niesłychanie nielogiczne, gdyż może doprowadzić do wykluczających się reakcji zdrowotnych.

Albo będzie wszystko w porządku, albo zacznie się mrowienie w kończynach, a potem jeszcze gorzej.

To tak jakby uprawiać sport ekstremalny, bez świadomości ryzyka.

TO CHOCIAŻ RADZĘ ZBADANIE HOMOCYSTEINY CO JAKIŚ CZAS.

Ale wracając do tematu, przewaga witarianizmu w diecie, to jeden z czynników, wcale nie naturalny, ale z pewnością pomocny dla naszego organizmu.

Jednak, aby faktycznie zadziałał musimy bezwzględnie oddychać odpowiednio głęboko i odpowiednio czystym powietrzem, nawadniać się i uprawiać trening dzień w dzień.

Te trzy ostatnie czynniki są o wiele bardziej naturalne dla człowieka niż wymyślony witarianizm.

I wierzcie mi na słowo, nikt po 20 latach witarianizmu nie będzie fikał koziołków, tylko dlatego, że jest na takiej diecie.

Popatrzcie jakiego koziołka potrafi wywinąć Boutenko, osiemnaście lat na witarce.

Może na ławeczkę nawet nie wskoczy.

Żeby fikać koziołki po 20 latach witarianizmu, trzeba przez 20 lat JEDNOCZEŚNIE fikać koziołki, bo koziołki w przeciwieństwie do witarianizmu są bardziej naturalne.

WODA (czysta), POWIETRZE I FIKOŁKI SĄ NADRZĘDNIE NATURALNE.

Musiałaś się wspiąć na drzewo po owoc czy liścia, a użyteczne ciało, albo Ci w tym pomogło, albo podstawiło nogę.

Idzie, a raczej kuśtyka babina drogą polną, czy nawet to Paul Nison kosturem się podpiera i myślisz, ależ bez energii są ci ludzie.

Jednak zgodnie ze wzorem e=mc2, w tych ludziach tkwi nieprawdopodobnie wielka energia, wprost proporcjonalna do ich masy i kwadratu prędkości światła, a to wielka liczba jest.

Gdyby umieli uwolnić tę energię, to nastąpiłaby eksplozja jak bomby neutronowej, która tak na marginesie uwalnia tylko jakąś nikczemną cząstkę swojej energii, którą posiada.

Ale wracając do ludzi nieruchawych, zmęczonych, z niską energią życiową, co zrobić, żeby uwolnić tylko trochę kwantów, na tyle, żeby zaczęli hopsać?

  • Oczywiście 4 szklanki, w kraju wielce cywilizowanym ustawiają dzień z tlenem, oczyszczaniem i nawadnianiem
  • Sok z cytryny jonizuje wodę, czyli strukturyzuje ją, podobnie jak minerały
  • Zielonki w 4 szklance są prebiotykami, a wiesz czym jest prawidłowa flora jelitowa?
  • Do tego jedzenie pełne światła i porządkujące organizm
  • Antyzapalne, odżywcze i ożywcze
  • Prowokujące organizm do codziennej regeneracji i samoleczenia

Może dać im pewnego kopa od środka, ale jeszcze bardziej przysłuży się starowinom regularna gimnastyka biegająca, czy jakakolwiek wraz z głębokim oddychaniem i wodą czystą i z pięknie ułożonymi kryształami.

  • Czy wiecie, że miliony kobiet nie potrafi oddychać przeponą, nie potrafią zaczerpnąć głębokiego oddechu, bo nigdy nie oddychały?
  • Czy wiecie, ile energii tkwi w was i jej nie uwalniacie?
  • Czy wiecie, że zewnętrzna powłoka elektronów, na atomach naszego ciała, ale i krzesła sprawia, że się z krzesłem nie przenikamy, tylko na nim siedzimy, a tak na prawdę wzajemnie się odpychamy?
  • Czy wiesz czym jest owoc czerwony w twojej diecie?
  • Czy słyszałaś o wolnych rodnikach tlenowych?
  • O rdzewieniu od środka?
  • Orzech nie ma dużych właściwości antyoksydacyjnych.
  • Co ci dostarcza potas, bez nadmiaru sodu?

Co ci pozwala dotlenić komórki ciała?

Owoce 

Na te i inne pytania kiedy sobie odpowiesz, być może razem ze mną udasz się w kierunku witarianizmu 811, ale nie powiem ci nigdy, że to współcześnie naturalne.

Nienaturalnie się do tego przymuś, ale naturalnie musisz bardzo mocno zacząć ćwiczyć, bo tylko to, wraz z owocami jest w stanie uwolnić nieskończenie wielkie pokłady energii zakotwiczone w każdym atomie twojego ciała.

A jak owoce, to znowuż nie tłuszcz i jak się ma do tego najnowsza publikacja Taubesa, która sieje zamęt.

Dlaczego tyjemy?

Jednak witarianie są szczupli, ale jak zauważyliście nie wszyscy.

Nie wciskajcie mi kitu, że na tej naturalnej diecie, powiedzcie to bieszczadzkiemu drwalowi, który idzie w zimie do lasu uprawiać zawód, żeby te 7000 kalorii, które musi zjeść w sumie przed i w trakcie pracy na mrozie, żeby sobie z jabłuszek i szpinaku na surowo wysupłał, uwaga, bo może nawet dojść do rękoczynów, będziecie mieli skutek uboczny skoczność i sprężystość.

Nie moi drodzy, nic nie ma z samego jedzenia.

Tak naprawdę naturalnie odżywia się bogacz w Monte Carlo, czy Monton i  żyje sobie średnio 100 lat.

Trzeba przede wszystkim oddychać, pić i się ruszać, a tutaj nic się nie zmieniło, bez względu gdzie żyjesz, czy w igloo, czy w buszu, to są na prawdę naturalne czynniki, które rewolucjonizują twoje życie, tak samo jak za naszych prapraprzodków.

Urodziłeś się ssakiem i miałeś się kontaktować z białkiem zwierzęcym.

Od białka zwierzęcego i tłuszczów w odpowiednich proporcjach Omega 3-6-9 urosła kiedyś twojemu praojcu głowa z rozumem w środku, a teraz tylko się miotamy, szukając najlepszych rozwiązań, które pozwalają jak najmniej krzywdzić człowieka i zwierzę.

Ale to nie jest naturalne, a właśnie wymyślone.

Tym słowem na ten tydzień żegnam drogą Socjetę

Wasza już nie neofitka żmijka

owocek

(Visited 45 359 times, 1 visits today)
-
Blog pepsieliot.com nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba.
Może rzuć też gałką na to:

Dobre suplementy znajdziesz w Wellness Sklep
Disclaimer:
Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, dlatego nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.

Komentarze

  1. avatar Emilia 23 lutego 2013 o 17:05

    Zgadzam sie z wiekszoscia co napisalas. Witarianizm to nie dieta „naturalna”, ze niby dla takowej jestesmy przeznaczeni, cokolwiek to moze znaczyc. (a z wiekszoscia tylko bo szczerze powiem ze ominelam pasaz w ktorym zaczynala sie mowa o procentach albo o wybieraniu wegle vs. tluszcze vs. bialko.. 😉 Ani tego, ani tamtego za duzo i nie koniecznie mieszac zbyt czesto, taka jest moja sprawdzona opinia.)
    Jednej rzeczy mi tutaj tylko brakuje: Dbac o psychike i nasz umysl. Ekologiczne banany sa super ale co nam z tego jezeli ciagly stres zakwasza nam organizm, wyciaga energie i przesyla przez nasze cialo trujaco szkodliwe ilosci hormonow..

  2. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 17:46

    jak robisz trening Emilia, mam na myśli bieganie dzień w dzień, psychika odwdzięcza Ci się mocą, dlatego nie musiałam o tym pisać, to oczywiste :))

    1. avatar Emilia 23 lutego 2013 o 18:07

      Znam takich co nie boja sie ruchu napewno a w glowie i tak metlik, chaos, wyrzuty lub leki. Bieganie napewno ma dobry wplyw ale nie u wszystkich jest w stanie zmienic tez biegu neuronow. Umysl, cialo i duch sa polaczone ze soba ale nie kazdemu z tych czynnikow zawsze poswiecamy tyle samo czasu i mysli.

      1. avatar Gośk. 23 lutego 2013 o 19:22

        oto,to. Mój rodziciel biega, wszelkie sporty uprawia zimowe a tu dupa,musi leki brać,bo cierpi na bezsenność i inne lękowe sprawy.

        1. avatar Gośk. 23 lutego 2013 o 19:22

          *zimowe,letnie też.ale bieganie codziennie już od 10chyba lat.

          1. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:42

            może ma jeszcze w sobie lęki ukryte, pamięc komórkową, to odsyłam Cię do wpisu, wszysscy będziemy uzdrowieni, kod uzdrawiania, a tak na prawdę przepływ energii pozwala się z tego wyzwolić. To nie sa czcze słowa fanki magii, a rada osoby bardzo sceptycznej i realizmem podszytej ateistki, ale to działa. Takie sa kwanty, niech odrzuci leki i się kodem uzdrowi, 6 minut to trwa

        2. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:39

          Jeżeli oddycha przeponą, mocno się nawadnia i biega codziennie, a do tego odżywia się w przewadze roślinami, nie możliwe , żeby musiał brac proszki, bo to w sednie rzeczy właśnie zastępuje prozac.

      2. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:17

        jak bieganie komuś nie pomoże, to nic mu już nie pomoże 🙂

  3. avatar julia 23 lutego 2013 o 18:04

    wolę jeść banany z hipermarketu,z innych sklepów niż nie być weganka oczywiście wolę zjeść pomidora swojego z działki ale jeżeli chodzi np.o banany,ananasy po prostu wolę je jeść niż być ekologicznym padlinożercą ;/ bo na pewno dużo mniej syfu mają organiczne owoce i warzywa a niby skąd tam pewność?chyba że sami wszystko mamy z ogródka i wiemy jak wyhodowaliśmy

    1. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:58

      rozumiem to, Julia jak najbardziej, ale piszę tylko o odwoływaniu się co jest bardziej naturalne

  4. avatar Asia Rutkowska 23 lutego 2013 o 18:31

    Ile czasu moczyć daktyle?

    1. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:36

      Asia najważniejsze, żeby moczyć i wylewać wodę, ze dwa razy

    2. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:58

      moczę przez noc, a potem dwa razy zlewam wodę

      1. avatar Marcin Mosiejko 23 lutego 2013 o 21:15

        A z tą wodą nie wylewasz przypadkiem większości wartości odżywczych? Jeśli to są daktyle bio/organic, ewentualnie świeże bez konserwantów to nie ma takiej potrzeby – chyba że mówimy o tych gniotach z marketu, ale ich to podobno wielbłądy nawet nie chcą jeść 😉

        1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:19

          Mar, na pewno coś tam dobrego z wodą wylewam, ale tutaj nawet nie chodzi o chemię, bo w bio chemi niby nie ma, ale właśnie o biologiczne zanieczyszczenia, ukryte w takiej skórce, a nawet zwykły kurz, którego nie da się przetrzeć jak jabłko

          1. avatar Marcin Mosiejko 24 lutego 2013 o 15:18

            No nie wiem, jak dla mnie to trochę przesada 😛 z jednej strony chcielibyśmy mieć odpowiedni poziom b12 a z drugiej trzymamy się tej higieny i sterylności jak tonący brzytwy 😉

        2. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 16:33

          W sumie myślę podobnie Marcin, ale jak człowiek jest świeżo po przeczytaniu jakiegoś artykułu, to mu się przynajmniej na pewien czas zmienia optyka, i teraz jest czas ostrego płukania daktyli dokąd mi sie nie znudzi 🙂

          1. avatar Asia Rutkowska 25 lutego 2013 o 11:18

            Moczyłam raz daktyle przez noc i rano po obraniu skórki(po babraniu się ze skórką) daktyle dużo straciły smak i słodkość. W innym miejscu czytałam, że trzeba moczyć 4 godz. Dlatego zapytam cię ile trwa twoja noc? Moja trwała 10 godz.

  5. avatar Gośk. 23 lutego 2013 o 18:39

    Kręci mi się w głowie od tego wpisu ale bez ściemy, to jest zdecydowanie mój ulubiony blog i mię inspiruje. Zacznę biegać normalnie lecz wyżychę mam przy dzieciach,dzień i noc noszenie,sprzątanie,cycem karmienie czy to się jakoś wlicza w trening? 😉

    1. avatar pepsieliot 23 lutego 2013 o 19:38

      Gośk. aktywność o której piszesz, to krzątanina, która jak najbardziej jest pożądana, ale bieg czy szybki marsz, z dobrym oddechem nawet 30-to minutowy daje wielką radość nie tylko ciału, ale jeszcze łepetynie 🙂

      1. avatar Gośk. 24 lutego 2013 o 07:19

        no właśnie,bo ta krzątanina to łepetynie dokłada ciężaru. Mąż mówi mi to samo od lat:weź biegaj. A ja mówię, nie mam siły jeszcze na bieganie, zimno jest bla bla. No ale widzę, że jak wychodziłam co wieczór po całym dniu jebania z dziećmi na mróz na godzinę pochodzić to wracałam i miałam więcej siły dzialać dalej. Mąż biega i sobie chwali, karmię go w przewadze roślinami ale jest mięsożerny(2-3x w tyg mięcho). Tutaj w Zakopcu jest o tyle dobrze, że czuję się wyrzutkiem, że nie biegam,bo prawie wszyscy mieszkańcy biegają;) Pozdrawiam!

        1. avatar pepsieliot 25 lutego 2013 o 11:43

          Kocham Zakopiec, wielbię po prostu, a przebieżka do Kościeliskiej to największa frajda jaką sobie z G. fundujemy kiedy tylko możemy 🙂

          1. avatar Basia 27 lutego 2013 o 16:53

            Ja dla odmiany Zakopca nie znosze – woda w kranach paskudna, nic wegańskiego na mieście i wszędzie te umęczone konie co ciągną te wyładowane turystami bryczki. A na krupówkach owcze skóry – błeeee! oczywiście Tatry piękne i wielbię je

  6. avatar Basia 23 lutego 2013 o 20:19

    Jestem rok na surowym w 80%, uleczyłam ciało (nie miałam miesiączki przez 2 lata, przezstres i treningi) i teraz uważam, ze bieganie od którego sie uzależniłam, oddech i brak strasu są równie ważne jak jedzenie 🙂

    1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:20

      Ba ścisk 🙂

      1. avatar Basia 24 lutego 2013 o 16:17

        dawno mnie tu nie było, ale że natura nie znosi próżni to mamy drugą Basię:):) Pepsi – może wprowadzmy jakies oznaczenia, żeby się nie myliło. Muszę nadrobic czytelnicze braki Twojego bloga

        Pozdrawiam niedzielnie

        1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 16:37

          No właśnie Basia, gdzieżeś bywał, żeśmy się martwili 🙂 I jest jeszcze trzecia Basia. W mojejj książce biegam bo muszę występuje Barbasia, wprawdzie jest moim niedoścignionym wzorem i bardzo jej zazdroszczę i czirliderką z podstawówki, ale może zechcesz być Barbasią?

        2. avatar Basia 27 lutego 2013 o 16:48

          Jazgotttu drogi, jak wróce z pracy napisze Ci maila. Ale nie wiedziałam że już nie przyjmuje w Carolinie

        3. avatar NotMilk 27 lutego 2013 o 17:05

          Mojemu dziadkowi lekarz na podwyższony cukier zalecał jedzenie wszystkiego, ale z umiarem. Nie wiem, jak ci diabetolodzy mogą nie powiedzieć prostej rzeczy swym pacjentom – absolutnie nie jeść produktów przetworzonych, które nie są żadnym pokarmem! A jeśli chodzi o dziadka to jest w szpitalu, nie miał nadal żadnego zabiegu i lekarze mają dopiero zebrać się w tej sprawie jutro rano. Przyznam jednak, że cieszy mnie to, iż jest nieco silniejszy niż wcześniej, a nie dostaje żadnego mięsa, a jedynie warzywa, musy owocowe, soki owocowe itp. Jednak dziadek podobno się złości na to i chciałby koniecznie zjeść chleb. Mam nadzieje, że to uzależnienie wkrótce minie i jak poczuje poprawę zdrowia to sam stwierdzi, że już go nie potrzebuje do życia.

          1. avatar pepsieliot 27 lutego 2013 o 18:55

            Not Milku, oby, ludzkie przyzwyczajenia są bardzo silne

  7. avatar NotMilk 23 lutego 2013 o 20:19

    Naturalna, czy nie, ale ważne, że po pokarmach surowych nie czuje się ociężałości, jaka następuję po gotowanych. Osobiście sam się przekonałem przed dwoma dniami, jaki ma potencjał zwykły, marketowy ananas w przeciwieństwie do ciepłych ziemniaków. Według mnie kwestia naturalności nie powinna stanowić kryterium sposobu odżywiania, ale ogólnie pojmowana „jakość życia”, do której zalicza się również odpoczynek i aktywność fizyczna. W przypadku drwala jasne jest, że potrzebuje skondensowanego pokarmu, by zaspokoić zapotrzebowanie i na surowym byłyby to dosyć spore ilości moczonych orzechów/mleczek orzechowych + owoców (szczególnie hybrydowych). Na pewno lepsze jest to niż
    *
    http://potreningu.pl/diety/produkty/18727/kanapka-drwala—mcdonalds
    *
    Mnie osobiście w przypadku owoców hybrydowych zastanawia, czy one rzeczywiście nie są zbytnio demonizowane. W końcu te tzw. dzikie owoce, czy warzywa też powstawały w wyniku mutacji, jak ich późniejsze potomstw i zgodnie z doborem naturalnym oraz preferencjami konsumentów. Choć formy pierwotniejsze mają więcej składników odżywczych, a nasze układy pokarmowe są być może lepiej przystosowane do ich trawienia, ale nie zawsze idzie to w parze ze smakiem.
    *
    P.S. W przypadku dziadka dowiedziałem się, że zabiegu usunięcia guza nie będzie, a jedynie podłączenie rurki a’la cewnik, by nie nastąpiło całkowite zatkanie jelita:((

    1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:21

      bardzo współczuję, ale jakby poszedł na pełnego Gersona, to wszystko jeszcze może sie odwrócić. Pokaż mu cały film, niech obejrzy On i Babcia

  8. avatar marquis 23 lutego 2013 o 20:29

    Pepsi kochana, czytam to co piszesz od roku i dziękuję Ci za to, że utrzymujesz mnie w dobrym (ba! Najlepszym w porównaniu z całym życiem!) zdrowiu przez ten czas, szczerze mówiąc to u Ciebie pierwszy raz przeczytałam, że należy biegać na palcach a nie tak jak proponują nam producenci drogiego obuwia sportowego… Mało tego-dzięki Tobie udało mi się regularnie trenować. Naprawdę ruszyłam tyłek z kanapy, dzięki czemu poznałam niezliczoną ilość miejsc, których nigdy w życiu bym nie zobaczyła, gdyby nie chęć poczucia wiatru na twarzy, który we mnie zasiałaś. W 2012 roku miał miejsce punkt zwrotny w moim życiu i wiesz co? Czasami płakałam biegnąc, przeklinałam na głos, ale wracałam OCZYSZCZONA. Łzy wyschły a ja nie dusiłam w sobie dłużej złych emocji… Czuję, że nie jestem bezkształtną masą, tym bardziej, że jem to co kocham i nie zamieniam swojego ciała w cmentarzysko, dodatkowo podobnie jak Ty celebruję poranki 🙂 Wielbię Cię za każdy wpis, pobudzasz nas do myślenia i widać, że robisz to z prawdziwą pasją! Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się Twoja książka, ale nie mogę się doczekać i na pewno każdy czytelnik pochłonie ją z wypiekami na twarzy. Jesteś jedyna i niepowtarzalna, masz swój styl, potrafisz uzasadnić swoje zdanie, czego niestety w konfrontacji brakuje u mnie samej… Mogę jeść swoją zieleninkę i wprawiać wszystkich w zdumienie, ile sałatki z surowej kapusty można zjeść, jakim cudem to danie się nie znudzi po tygodniu, nawet jeżeli wspomnianą kapustę zastąpimy szpinakiem (przy czym często słyszę pytanie: skąd mam tyle energii?) ale nieczęsto wprowadzam rozmówce w mój świat… Przypuszczam (bo wiedzieć tego oczywiście nie mogę;)) że by tego nie zrozumiał i jeszcze wyśmiał moje wartości a to już mogłoby zakłócić nasze relacje;) O ile mogę sobie pomyśleć, że facet który trenuje tylko podnoszenie do ust puszki z piwem/papierosa i uważa siebie za mistrza kuchni (oczywiście twierdząc, że „z roślin nie ma energii”…) wygląda trochę jak karmione całe życie parówkami i torcikiem sześcioletnie dziecko, które mamusia bierze na ręce i przenosi przez kałużę, żeby się nie ubrudził (widziałam na własne oczy i niestety znam taką sytuację, aktualnie chłopiec ma przepisane…sterydy. Poważnie.), ale zwykle po prostu zakładam, że nie ma o co walczyć, skoro i tak nikt nikogo nie przekona, a nasze relacje mogą się pogorszyć i własne przemyślenia, które i tak staram się w miarę możliwości filtrować i kierować na właściwe tory, pozostawiam dla siebie. Inaczej ktoś zapewne uzna, że tę pokrzywę to zbieram na pewno dlatego, że bieda aż piszczy, pieniędzy brakuje, a to się wydało!
    Nieważne… 🙂
    Dziękuję, najwspanialszy, jedyny nasz Pepsinku!!! Niezależnie od tego, jak to zabrzmi w moim serduchu będziesz zawsze, bo jedna decyzja pociągnęła za sobą x kolejnych i w końcu mogę z całą świadomością powiedzieć: sama tego dokonałaś! Jesteś tu, gdzie chciałaś być, chociaż musiałaś walczyć i nikt nie obiecywał, że będzie łatwo! Tak naprawdę najszczęśliwsze chwile mojego życia to w większości urywki z biegu, Boski ruch: życie-dziej się!!!
    Kocham i jeszcze raz dziękuję!!!

    1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:22

      No toś mi Marquis przyjemność ze wzruszeniem zadała wielką, dzięki i pozdro gorące :)))

  9. avatar Marcin Mosiejko 23 lutego 2013 o 21:56

    Świetny wpis, w ogóle ostatnie Twoje wpisy są rewelacyjne! Ostatnio naszły mnie takie przemyślenia czy naszym celem w ogóle powinna być naturalna dieta (chociaż tak naprawdę nie mamy 100% pewności jaka ona była). W każdym bądź razie zmierzam do tego, iż kiedyś celem naszych przodków sprzed iluś tam tysięcy a nawet milionów lat było spłodzenie potomka/potomków w celu zachowania naszego gatunku a nie np. długowieczność. To, jak się kiedyś żywiliśmy i to, co jest dla nas „naturalne” z perspektywy praczłowieka służyło jedynie naszemu przetrwaniu i tyle. Pytanie teraz, czy interesuje nas tylko przetrwanie, czy może coś więcej – wówczas niekoniecznie to „naturalne” odżywianie musi spełniać nasze oczekiwania. Z pewnością jest ono jakimś cennym drogowskazem, ale według mnie nie wyrocznią.

    Podoba mi się, że nie boisz się pisać otwarcie między innymi na temat 80/10/10 (ale nie tylko) i poddawać to wszystko w wątpliwość – pisać nie tylko o plusach, ale i o minusach takiego sposobu odżywiania czy też całego stylu życia.

    Tutaj ciekawy filmik Matta Monarcha na który się ostatnio natknąłem – nie przepadam jakoś specjalnie za gościem, ale ma dość ciekawe spostrzeżenia: https://www.youtube.com/watch?v=ITLU51fsQ8M

    1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:23

      Wielkie dzięki Mar i zaraz filmik zobaczę, ścisk 🙂

  10. avatar Magdalena 24 lutego 2013 o 07:02

    Mam pytanie, może nie na temat, ale korzystając z tego, ze udziela się to wiele osób to wykorzystam swoją szansę. Korzystam z cronmometra, wybrałam dietę 8/1/1 i z obliczeń wynika, że mam zjadać ok. 1700 kcal, lub w przypadku chęci zmniejszenia wagi to znacznie mniej, co ma się nijak do obliczeń 10 g węgli na kilogram masy i zapewnieniom, że kobiety powinny jeść ok 2500 kcal. Druga sprawa dotyczy witaminy K, bo wpisałam połowę mojego dziennego menu, a witaminy K mam 400%, czy to oznacza coś negatywnego dla zdrowia? Przepraszam, za dość głupokowate pytania, ale dopiero co wchodzę na surową drogę.

    1. avatar Marcin Mosiejko 24 lutego 2013 o 09:24

      Witaj! 😉
      Jeżeli chodzi o te kalorie to proponuje Ci zacząć od tych obliczonych 1700 kcal – zobacz jak się będziesz czuć na tej ilości, czy w ogóle nie będzie dla ciebie problemem spożywanie takiej ilości pożywienia na początku (jeśli tak, to jedz nawet mniej i stopniowo zwiększaj bo bez sensu jest się przejadać i napychać – żadnych z tego korzyści nie ma). Czy to 1700 czy 2500 kalorii to jest to tylko pewnego rodzaju wyznacznik, który ma Ci uświadomić, że jedząc na 811, a w szczególności w wersji w większości/całości na surowo wymaga spożywania większych objętościowo i wagowo posiłków. Jednak nie są to sztywne normy – głównym przewodnikiem jest tutaj uczucie głodu. Chodzi o to, że jak będziesz na tyle głodna i zechcesz zjeść dużą ilość owoców, np. 10 bananów, 2kg pomarańczy itp. to żebyś nie czuła się z tego powodu winna, że np. jesz za dużo. Po prostu biorąc pod uwagę ile kalorii sobie takimi posiłkami dostarczasz widzisz, że wcale nie przeginasz 😉 Z drugiej strony jak zjesz 4 jabłka i się tym najesz to też jest ok. Jakby coś nie było dla Ciebie do końca jasne to pytaj.

      Co do witaminy K to w ogóle się nie przejmuj dopóki jej nadmiar pochodzi z jedzenia a nie z suplementów.
      Pozdrawiam

    2. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:31

      Mag, nie przejmuj się czy w temacie czy też nie, zawsze pisz jak masz jakieś wątpliwości, tam gdzie jest Ci najwygodniej.
      Jeżeli chodzi o 811, to w postaci DR czyli do wielkiej wytrzymałosciówki powinnaś się trzymać mniej więcej 10g węgli na kilo ciała, ale jak jesteś teraz na redukcji, i do tego nie uprawiasz wielkiej wytzrymałościówki, to pomimo, że twierdzą guru inaczej, niestety przybrałabyś na pewno pzrynajmniej na początku na wadze. Więc spoko, zachowaj proporcje 811, ale bardziej zwróć uwagę, żebyś jedzeniem dostarczyłą odpowiedniej ilości minerałów i białek, i to sobie tylko sprawdzaj na cronometrze, no iżebyś nie chodziła głodna. Jeżeli zaś chodzi o witaminę K, to jeżeli ona jest po porostu w pożywieniu, to jej nie przedawkujesz z pewnością. Normy pomiędzy minimalnymn dziennym zapotrzebowaniem, a całkowicie dobrymi porcjami sa wielokrotnie przekroczone na korzyść tych drugich i o niczym to nie świadczy. Trzeba by znaleźć normy, na maksymalne i nie przekraczalne ilości, ale tych dla jedzenia nie podają. Nie patrz więc na to, Oczywiście nie jestem lekarzem, ale ja bym na Twoim miejscu nie patrzyła, ściskam :))

  11. avatar ewa 24 lutego 2013 o 07:58

    Peps,dzięki za wspaniały tekst! Mam nadzieję,że po nim wreszcie zmartwychwstanę.

  12. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 09:31

    ewa ściiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisk 🙂

  13. avatar Magdalena 24 lutego 2013 o 11:35

    Dzięki:)
    Czyli nie powinnam się tym, aż tak przejmować i jeść tyle by nie być głodną. Druga sprawa dotyczy odstępów czasowych pomiędzy posiłkami. Nie jestem w stanie najeść się na 5 godzin a tylko na 3 i tak już mam ustawiony organizm, że po równych 3 godzinach czuje głód, nieważne ile zjem wcześniej. Niby jest różnica czy zjem 3 jabłka czy 5 bananów, ale i tak pewne jest, że po 3 godzinach będę głodna i wtedy chcąc niechcąc zjadam 5 posiłków w odstępach 3 godzinnych. Czy to jest w porządku. Szczerze powiedziawszy nie mogę tego zmienić, ale chcę się uspokoić i nie mieć wyrzutów sumienia.

    1. avatar pepsieliot 24 lutego 2013 o 11:45

      Jedz więc co trzy godziny, wtedy kiedy jestes głodna, z czasem sama zobaczysz, ze bedziesz jadła rzadziej, tak to działa 🙂

  14. avatar Michalina 24 lutego 2013 o 12:02

    Pomijając korzyści zdrowotne czy też ich brak, w witarianizmie trochę mnie boli ta cała egzaltacja. Jak z człowieka się zrobi nakręcony Durianrider to autorefleksja czy przyznanie się do błędów w diecie są rzadko spotykane. A zdrowie bez tego opiera się już chyba głównie na placebo.
    Co do gotowania, to zgadzam się, że wchrzanianie koszy supermarketowych bananów zimą zamiast warzywnej zupy trochę mija się z celem (bo kogo stać na 20 czy 30 „bio” bananów dziennie?).
    A monodiety zawsze mnie fascynowały, głównie ze względu na swoją prostotę (komu by się chciało bilansować jadłospis, jak można przez tydzień jeść to samo?). Drogi na skróty są cholernie kuszące, niestety.
    Dzięki jak zawsze za temat do przemyśleń i oświecanie mojej łatwowiernej łepetyny.
    Idę rąbać drewno, cheers.

  15. avatar Paula 25 lutego 2013 o 22:53

    Pepsi super wpis, moze i ja w koncu zmobilizuje sie do biegania, ostatnio lenistwo mnie dopadlo , jak sobie przypomne ze kiedys kazdy dzien zaczynalam od pol godzinnej sesji w fitness to nie wierze , a teraz nie moge sie zwlec z lozka rano :/
    Co do diety idelanej naszych przodkow to wg mnie ona jest nie do osiagniecia obecnie, glownie dlatego ze nasze zycie sie zmienilo diametralnie a po drugie jesli przez ostatnie 50 lat ilosc mineralow zmniejszyla sie nawet dwukrotnie w niektorych warzywac to jaka byla ich ilosc 5000 lat temu ???

    1. avatar pepsieliot 26 lutego 2013 o 06:47

      Pula, jak kiedyś człowiek coś robił to tym bardziej siedzi w nim to i trzeba skorzystać z tej umiejętności, ja nie lubię rano biegać chociaż wiem że to fajnie, jestem za głodna.Rano mam żoładek po prostu wklęśnęty, jakby przyrośnięty do pleców:) Dieta tak zwana naszych przodków, uwazam podobne ak Marcin i Jazgottt nie mała pewnie s celu wydlużana naszego zycia w nieskończoność, ale odzywenie do rozmnożenia wystarczajace, i potem misja zakończona

  16. avatar Joanna Balaklejewska Wilson 26 lutego 2013 o 04:51

    Mialam dac jakis wymowny wpis, ale jazgott zrobil to za mnie. Niech przodkowie sobie zyli jak chcieli, wydlubywali patyczkami robale z ziemi, jedli wlasny brud z uszu, moze wspinali sie na wysokie palmy, pozniej polowali na zwierzaki i uprawiali dziki piekny sex 😉 Dla mnie naturalne jest to, ze wstaje ide do ogrodu, jem swieze winogrona a Sunny dla mnie je zrywa i nimi karmi, caly czas zakochany w pomidorach, gdyz nie ma porownania pomiedzy tymi z supermarketu a wyhodowanych we wlasnych ’ pieleszach” Naturalne, ze Zuzia nie je chleba ani nic gotowanego przeszlo 4 miesiace. Dzisiaj miala sie skusic na gotowana bio kukurydze, ale jednak tego nie zrobila, stwierdzila, ze wrecz smierdzi ( tuz po ugotowaniu) zjadla za to pol arbuza 🙂 Staram sie nie rozkminiac na czesci pierwsze diety naszych przodkow – Jedni tak inni inaczej. Kazdy sobie rzepke skropbie :)Naukowcy sa podzieleni co do wszystkiego, ale to moje skromne Ja moje komorki, moje zycie i dzieci a dla nich nie ma nic bardziej naturalnego niz surowa dieta. Nie wiem czy Zuzanna bylaby 100 % witarianka gdybysmy mieszkaly w Niemczech, moze rzeczywiscie jest latwiej tam gdzie jednak dostep do swiezych warzyw i owocow jest obledny. Wypady do sklepu to rzadkosc. Wiekszosc produktow pochodzi od nas. Szajbusy znajduja sie na kazdego rodzaju diecie, to nie ulega watpliwosci, nie ma znaczenia czy to witarianizm, fruterianizm, weganizm czy dieta paleo. Do wszystkiego trzeba podchodzic z dystansem. Dieta powinna dawac spelnienie i radosc a nie byc powodem do frustracji:) Jesli tak jest koniecznie trzeba zmienic jadlospis 🙂 Dla kazdego przeciez cos fanego sie znajdzie, czyz nie tak? Przesylm kilka promieni slonca, maly zefirek i dolaczam skrzywionego pomidora, w ktorym zadomowil sie ktos 🙂 Uprzejme „carpe diem”. Do nastepnego napisania Pesiaku ( a jednak sie rozpisalam) 🙂

    1. avatar pepsieliot 26 lutego 2013 o 06:58

      Joanna hej, bardzo Ci tej Niuzeland zazdroszczę i zawsze czekam na Twoje komentarze i dziękuję:)))

  17. avatar Magdalena 26 lutego 2013 o 06:34

    Ahoj,
    skoro jestem u źródła, głupio byłoby z niego nie korzystać. Jak to jest z tym szpinakiem? Z tego co wiem, nie mozna z nim przesadzać tak samo jak np. z jarmużem, bo te szczawiany, ale ile tak mniej więcej można zjeść go dziennie. Nerki mam zdrowe, badane z pół roku temu od tej pory nic się nie zmieniło, mocz czysty i przejrzysty oddawany regularnie:). Druga sprawa to spirulina. Suplementuje się wit. B12 i wit. D. Spiruline kupiłam wczoraj i nie bardzo wiem, jak ma ją obliczyć tj. jak mam policzyc białko. Spirulina firmy A-Z Medica, Dziennie mam spożywac od 3-6 kapsułek. 3 kapsułki mają 3,89 kcal, białka 0,82. Bardzo proszę o pomoc w rozwiązaniu zagadki. Dzięki:)
    Ahoj.

    1. avatar pepsieliot 26 lutego 2013 o 06:55

      Magdalena, hej, ja nie myślę o szpinaku tylko go jem, a surowo można miseczkę zjeść bez problemu do szejka dodaną, zmieniam tylko codziennie inne liściaste, pietruszka, a nawet rukole dodaję i to dużo do szejka i jest pyszny, jeżeli zas chodzi o spirulinę to sypię po prostu kilanascie pastylek, bo dla mnie glównie to żródło żelaza, a spirulina to przecież sproszkowane algi morskie, przecież jak zajadam nori, lubię sobie chrupać to przecież nie patrzę ile tego zjem. Spirulina to super foods, ale jednak po prostu foods. To że na opakowaniu muszą napisać jak przy każdej pastylce, to aki jest wymóg GISu, a do tego jak piszą o tak małych dawkach to po prostu też oszukują, żeby niby wyńikało że suplement jest super wydajny,:)

      1. avatar Basia 11 maja 2013 o 10:40

        Ja jeszcze lubie shake’a z liści rzodkiewki zrobić. Specjlanie wykupuję takie pęczki, nieobrane i miksuję z bananami, czytyałam kiedys o zdrowotnych właściwościach tych listków przy okazji jakiegoś przepisu na pesto z nich, ale mi nie smakowało, natomiast w koktajlu sprawdzają się świetnie, czy próbowałaś może Pepsi z pokrzywy robić? Chyba palące, ale może z bananem by było fajne? Bardzo żałuję, że nie mam dostępu do nieobsiuśkanej koniczyny i pokrzywy.

        1. avatar pepsi 11 maja 2013 o 11:36

          Basia, z pokrzywy to nie zrobię za Chiny, tak się boję, żeby mnie nie paliło w żołądku, suszę sobie tylko na herbatkę, chociaż mam własną pokrzywę, o liściach rzodkiewki nie wiedziałam, zaś o liściach kalarepy dowiedziałam się niedawno, że pyszne w szejku

          1. avatar Basia 11 maja 2013 o 11:53

            o faktycznie, że mi z kalarepą nigdy do głowy nie przyszło, musi byc fajne, z kapusty pak choi tez robiłam, myślę że z naszej polskiej też by dał radę

  18. avatar Magdalena 26 lutego 2013 o 07:23

    Widzę, że nie tylko ja jestem aktywna od rańca. Czyli powinnam się martwić brakiem białka czy być spokojna jeśli zjadam ok 1700-2000 kcal z owoców słodkich (banan, anans, mango, śliwki – niestety mrożone, jabłka, gruszki), warzyw liściastych i warzyw dopychającyh typu pomidory, papryka, ogórek, kiszonki i dokładnie wylizana łyżka z pastą sezamową. No i teraz będę dorzucać 5 tabletek spiruliny. Czy to choć trochę wygląda rozsądnie?

  19. avatar pepsieliot 26 lutego 2013 o 10:09

    Możesz trochę orzechów dorzucić, a także jakbys miała wątpliwości to kup sobie białko konopii, idealne i ma omegi w najlepszych proporcjach. Ale jak nie ćwiczysz intensywnie, to nawet bez konopii się obejdzie.

    1. avatar pepsieliot 26 lutego 2013 o 10:10

      no i siemię lniane, jako żrodło omega3 właśnie

  20. avatar Magdalena 27 lutego 2013 o 06:42

    Ahoj,
    dzięki za odpowiedź :). Mam kolejne pytanie. Chyba wygram konkurs na najgłupsze pytania, ale co tam. Jesli nie trzeba się osobiście zgłaszać po wygraną w tym konkursie, to jest mi to obojętne :). Jestem na surówce od ponad dwóch tygodni, nie jest to może jakoś powalająco długo :), ale wcześniej byłam weganką z niesmażeniem na tłuszczu i z dwoma garściami orzechów dziennie, więc bardzo dużo nie było do zmian. Od dwóch tygodni jadłam raz dziennie wegańska zupę pomidorową z parowanymi warzywami i czułam się dobrze, od niedzieli zamiast tej zupy zjadam kolejne zblendowane owoce i wczoraj mialam tyle energii, że nie wiedziałam co z nią zrobić i nawet umyłam podłogę na kolanach w całym mieszkaniu:). Chciałam się też podzielić tym, że obecnie mam okres – co może nie jest jakąś bardzo medialną informacją 🙂 – ale pierwszy raz od liceum nie musiałam brać leków przeciwbólowych. ( Liceum skończyłam dość dawno :)). Nie musiałam, bo prawie nic mnie nie boli a już na pewno nie jest to ból kwalifikowany do tego by leżeć i kwiczeć. Sama się temu dziwie i nie wiem czy ten sukces przyypisywać odżywianiu, bo to w sumie tylko dwa tygodnie, ale nie wiem co by mogła na mnie tak zadziałać i jedyną większa zmianą jaką ostanio przeszłam to dieta. Nie ogłaszam cudu, bo może zaraz wyjść na jaw, że każda z kobiet tu obecnych tak ma i się tylko wygłupie :). Czy to możliwe, że efekty widać i czuć po tak krótkim czasie. Mam też pytanie, skoro owoce działają na mnie tak eneretyzująco, tj. od początku czułam się dobrze, ale ok 16 miałam jakiś zjazd, jadłam zupę i nie było jakoś lepiej, później o 19 surowe warzywa i tłuszcze i jakoś tak o 21 spać i nie czułam się jakoś pobudzona, to wczoraj jak zamiast zupy wypiłam szejka to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Ale jak wiadomo z teorii i praktyki uzależnień, każdy stymulant po jakiś czasie przestaje działać. Czy tak samo jest z owocami? :). Byłoby pięknie gdyby jednak owoce były wyjątkiem od reguły…

    1. avatar pepsieliot 27 lutego 2013 o 08:01

      Madzia, są ludzie, którzy tak właśnie reagują na to jedzenie i w bardzo szybkim tempie następują pozytywne zmiany, to tak jakby wziąć zajebiście mocny i dobry preparat witaminowy, też p 2 tygodniach zadziała. Oczwiscie ma na to wpływ Twoje wcześniejsze przygotowanie dietetyczne, nie jesteś zwykła osoba, która nagle odstawiła jedzenie smieci. Jeżeli chodzi o okres, nic Ci nie mogę obiecać, następny może być znoeu bolesny. Tu idzie bardzo indywidualnie i zwykle dłużej trwają pozytywne zmiany.Mnie nadal boli.

  21. avatar Basia 27 lutego 2013 o 20:17

    JAzgottt – mail wysłany, pozdrawiam wszystkich

  22. avatar pepsieliot 27 lutego 2013 o 21:08

    Hej Basia:)

  23. avatar Jedrus1 1 marca 2013 o 19:52

    Witarianizm to dieta jak najbardziej naturalna. Wszystkie gatunki, za wyjątkiem człowieka są na diecie witariańskiej.
    Za wyjątkiem zwierząt hodowanych przez człowieka.
    Dla rozjaśnienia, rodzaje witarianizmu:
    omni-witarianizm – obejmuje surowe produkty pochodzenia zarówno roślinnego jak i zwierzęcego
    lakto-owo-witarianizm – obejmuje produkty pochodzenia roślinnego oraz surowe produkty mleczno-jajeczne
    wegano-witarianizm – obejmuje surowe produkty pochodzenia roślinnego.

    Jak w zimie być na witarianizmie z prawdziwego zdarzenia: podkiełkowane nasiona i moczone orzechy, warzywa korzeniowe na czele z marchewką (bobrze się przechowują), pozostałe rzeczy typu importowane owoce i warzywa z umiarem bo mogą być nafaszerowane chemią.
    Ewentualnie uprawa domową własnych owoców i warzyw w warunkach szklarniowych.

    I to o czym się zapomina na witarianizmie jak jest zimno na dworzu: podgrzewania potraw do 40 st. C. aby rozgrzewały.

    Pozdr.
    Jędruś

  24. avatar pepsieliot 1 marca 2013 o 22:19

    Jędruś, nie polemizuję z tym, że jabłko jest naturalne, polemizuję, z tym, że nie jest naturalne dla człowieka jedzenie tylko surowych roślin, mam na myśli naturalne jako pierwotne, odwołujące się do ludzkiej natury, okoliczności zycia i jego długosci, gdyż naturze na pewno ńigdy nie chodziło o zbyt dugie życie staruchów, a jedynie o przekazane genów. Naturę właśnie trzeba wykiwać 🙂

    1. avatar Jedrus1 2 marca 2013 o 07:04

      Pepsieliot, obecnie w dobie chemicznego rolnictwa, metali ciężkich i plastików to my samych siebie kiwamy.
      Człowiek jako gatunek należy do tzw. K-strategów.
      Strategia K i r
      http://tiny.pl/h28bx

      Populacji ludzkiej i w dawnych czasach i w czasach dzisiejszych, nadal opłaca się strategia K, chodzi o przekazywanie doświadczeń życiowych następnym pokoleniom. Im dłużej żyje dany osobnik, tym więcej nabiera doświadczenia i więcej informacji może przekazać innym ludziom.
      Homo sapiens wykorzystał strategię K do perfekcji.
      100 lat dla organizmu człowieka to pestka, pod warunkiem że to co je, co pije i czym oddycha, jest dla niego zdrowe.
      W dawnych czasach główną przyczyną zgonów były dwa podstawowe czynniki: walka o byt (z innymi gatunkami lub wewnątrz gatunku, pomiędzy różnymi grupami ludzi) oraz choroby zakaźne i pasożyty.
      W dzisiejszych czasach zaczyna być inaczej, choroby zwyrodnieniowe (degeneracyjne) zaczynają się wcześniej w zależności o jakości pożywienia i wody, tj. stopnia rafinowania żywności (niedobory witaminowo-mineralne), zanieczyszczenia żywności (konserwanty, metale ciężkie) oraz wody (kranówka z chlorem, fluorem i innymi metalowymi dodatkami).

      Pozdr.
      Jędruś

  25. avatar pepsieliot 2 marca 2013 o 09:23

    Jędruś oczywiście zgadzam się z Tobą i w miare możliwości staram się unikac chemii jak ognia :), a także jem surową i organiczną żywnośc roślinną w proporcjach 811, ale nie uważam tego za naturalne dla człowieka, tym bardziej że muszę brac suplementy :)a jest wiele opracowań dowodzących że człowiek nie byłby znanym nam człowiekiem gdyby swego czasu nie jadł mięsa i nie gotował strawy, pozdr. pe

    1. avatar NotMilk 2 marca 2013 o 16:02

      Jednak w tych opracowaniach wspomina się raczej o kaloriach, a wiadomo, że mózg „żarłoczny” jest 😉 Jednak raczej nie wiem, czy jest to związane właśnie z jedzeniem mięsa, czy może w większym stopniu z konsumpcją większej ilości nasion, orzechów i owocow, które stawały się smaczniejsze, zasobniejsze w węglowodany, itp. To musiało jakoś wpłynąć na ludzki rozwój: http://www.youramazingbrain.org/insidebrain/brainevolution.htm

  26. avatar tu fejs 2 marca 2013 o 16:28

    NM podobno mózg by się nie rozwinął tak u człowieka gdyby nie pokarm zwierzęcy, czyta łam na ten temat kilka wiarygodnych opracowań, w tym jedno na stronie wegetarian

    1. avatar NotMilk 2 marca 2013 o 19:37

      Pepsi, gdybyś znalazła mogłabyś je mi przesłać. Osobiście zetknąłem się właściwie z jednym artykułem z listopada 2012 na ten temat, a inne go właściwie powielają – surowe jedzenie jest mało kaloryczne i nie byłoby w stanie pokryć dziennego zapotrzebowania człowieka, który musiałby jeść praktycznie cały dzień, itp. I pojawia się potem wzmianka o mięsie jako skoncentrowanym pokarmie, Lecz jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności pomija się kaloryczne nasiona, czy orzechy, które należy uznać za jedno z podstawowych skoncentrowanych źródeł białka i tłuszczu u naczelnych od około kilkudziesięciu milionów lat (w tym ważnego dla rozwoju mózgu ALA) obok małych bezkręgowców i kręgowców, ewentualnie małych jajek. Kładzenie takiego nacisku tylko na jeden element diety (mięso) jest trochę dziwne moim zdaniem. Poza tym jaki cudowny składnik miałby się w nim kryć, jakiego nie ma w roślinach? Cholesterol? Jakoś nikt w tych artykułach nie wyjaśnia tego. Dlatego ten temat jest ciągle kwestią otwartą i ze 100% pewnością nigdy nie zostanie rozstrzygnięty. W przypadku słodkich owoców dotarłem jedynie do wzmianki o neolitycznej fidze sprzed 11 tys. lat (http://fanaticcook.blogspot.com/2006/06/domestication-of-fig.html), choć być może już wcześniej powstawały odmiany drzew owocowych zasobniejszych w węgle i większe od swoich poprzedników na skutek preferencji smakowych naszych przodków, uzyskujących w ten sposób znane nam pyszne granaty, mango, winogrona oraz inne oprócz z pewnością chętnie jadanych owoców runa leśnego (m.in. jagodowych). Osobiście właśnie pod tym względem dostrzegam w sumie największe zmiany. Ta na chłopski rozum, gdyby zależało to od mięsa to raczej typowo mięsożerne stworzenia powinny mieć większy mózg od naszego w stosunku do ciała lub być inteligentniejsze od nas, a tak nie jest.

  27. avatar pepsieliot 3 marca 2013 o 06:37

    w przypadku rozwoju mózgu nie chodziło o kaloryczność pozywiena, o czym pwstało wiele opracwań, w tym bardzo poczytna ksiazka ( pisałam na tym blogu jakby do niej koreferat :)) ale waśnie o mięso, a raczej białko zwierzęce i nie zapominaj, że wszyscy go potrzebujemy jako budulca we wczesnym niemowlęctwie, bo jesteśmy ssakami:)

    1. avatar NotMilk 3 marca 2013 o 16:49

      To prawda Pepsi, że potrzebujemy mleka matki, ale oprócz białka zawiera ono 3 razy więcej od niego tłuszczu i około 4,5 razy więcej węglowodanów, a wtedy mózg się rozwija się w sumie najbardziej intensywnie. W sumie gdyby ewolucja mózgu ludzkiego zależała w dużym stopniu od ilości białka zwierzęcego to byłoby to według mnie dosyć interesujące. Byłbym wdzięczny za podesłanie linka do tej książki lub swojego koreferatu 🙂 Mocny owocowy ścisk !!! 🙂

  28. avatar pepsieliot 3 marca 2013 o 17:42

    Not Milku zawezmę się i wreszcie wyszukam. Jeżeli chodzi o tę książkę i koreferat, to dotyczyła przede wszystkim gotowania pokarmów, natomiast kwestię mięsa i mózgu czytałam w innych źródłach

    1. avatar NotMilk 3 marca 2013 o 18:10

      Rozumiem 🙂

  29. avatar Violina 10 marca 2013 o 14:21

    Z kolei ja jestem od 2 miesięcy na surowej ze względu na cerę. Dieta ta ewoluowała kilka razy. Cera się całkowicie poprawiła po wielu latach zmagań. Ale ostatnio znów zauważyłam pogorszenie. Postanowiłam po raz kolejny wziąć moją dietę ood lupę i zaczęłam wczytywać się w dietę 811. Złapałam się za głowę, bo faktycznie ostatnio jadłam codzienie suszone figi (ubóstwiam) i mnóstwo orzechów włoskich, oraz zawsze awokado i banany na śniadanie. Postanowiłam więc znacznie ograniczyć orzechy i awokado (na dodatek okazało się, że nie można tych dwóch owoców mieszać ze sobą – porażka) na rzecz większej ilości owoców. Czułam się trochę przesłodzona i zarazem szczęśliwa podjadając suszone owoce (zwłaszcza że dużo trenuje i czuję się świetnie zjedząc figi przed treningiem) i czytając od czasu do czasu o diecie 811. I nagle moja radość zniknęła bo okazało się, że surowe owoce są zakazane 🙁
    Co do licha, mam żyć tylko na banananch i innych owocach, które nie należą do najtańszych? Dzis zjadłam 5 bananów, rano melona i brakuje mi wciąż czegoś. Jestem chuda jak patyk – zawsze taka byłam, ale ubyło mi jeszcze 2kg i boję się bardzo jeszcze schudnąć. Nie, nie mogę się tak restrykcyjnie trzymać diety 811, ba – nie wiem czy jest sens w ogole się jej trzymać. Z drugiej strony jak czytam o tej cukrzycy czy kandydozie…
    A może tak po prostu jeść owoce do np. 12:00-13:00 w południe, a potem już tylko warzywa i ukochane orzechy? I może wtedy moja dieta będzie miała sens?
    A czy Ty Pepsi jesteś nadal na surowym? Jak się teraz odżywiasz? Pozdrawiam serdecznie!

  30. avatar Pepsi 10 marca 2013 o 17:43

    Suszone owoce nie są zakazane, a wręcz przeciwnie, bo daktyl moczony to razem z bananem podstawa posiłku sportowca 🙂

  31. avatar Violina 13 marca 2013 o 22:42

    Dziekuję za odpowiedź. W takim razie pewnie zawinił cały ten mix: cukrów z suszonych owoców oraz tłuszczu z dużej ilości orzechów i awokado.

  32. avatar giwonka 10 lutego 2019 o 18:55

    Pepsi. Czy skoro rak kocha cukier to należy z diety wyeliminować miód, suszone owoce, gorzką czekoladę 99%?

    1. avatar Jarmush 10 lutego 2019 o 18:57

      Czekolada 99% nie ma cukru.
      Ale to tak nie działa.
      Gerson zaleca 12 soków z marchwi dziennie, niektóre z jabłkiem.

      1. avatar giwonka 10 lutego 2019 o 19:01

        No a te suszone? Zjadam ze dwa daktyle, dwie figi. Czasem chleb gryczany posmaruję miodem….

        1. avatar Jarmush 10 lutego 2019 o 19:02

          mocz, bo bardzo odwadniają, a chleb jest za tłusty do miodu

  33. avatar P 19 lutego 2023 o 15:48

    Co Ty tu kobieto za bzdury piszesz ??

  34. avatar kiszonka 20 lutego 2023 o 22:01

    Hej,

    ciekawy tekst, ale trudny do przelknięcia dla neofitów.

    Ja jestem wlaśnie na tym etapie, już jakieś pół roku od odstawienia mięsa jako ostatecznego kroku do 811.

    Z tą wszechobecną nienaturalnością to ważny trop, przy czym ślad węglowy też ma znaczenie… no ale, przecież mięso w ogóle ma też potworny ślad węglowy, nawet jeśli jest „wyhodowane” i… ubite tuż tuż, to i tak wiemy, jakie to są koszty dla środowiska, nie mówiąc o rozterkach etycznych.

    Co do omega-3 z ryb, można na to patrzeć trochę inaczej. Produkt odzwierzęcy, ale humanitarnie poławiane ryby cierpią najmniej – ale nie dlatego, że są „prymitywne”, ale raczej juz bardziej przemawia do mnie to, że są wyciąganie nagle ze swojego naturalnego środowiska i owszem uśmiercane, ale to jednak nie jest ten poziom stresu co zwierzę, ze którym biega się z huczącą strzelbą lub co gorsza zwierze hodowane całe życie w paskudnych warunkach.

    No ale jest zima i ja marznę… trochę na własne życzenie, bo mam o w domu o trzy stopnie mniej niż moje optimum… hmm może to było za ambitne postanowienie akurat na ten rok (no ale kiedy jak nie teraz, chodzi o to żeby siły zła mniej zarobiły na tym gazie…) – pierwsza zima na 811, ale udało mi się jakoś poprawić rytuały doubierania się. Znam przecież ludzi siedzących w cieple i non stop jedzących gorące, a za to ciągle bardzo chorych. Mnie się zdarzają jakieś posmarkiwania, ale to kropla w morzu w porównaniu z przekrojem populacji nie wyciszającej stanów zapalnych…

    811 roślinna/w przewadze roślinna na pewno wycisza stany zapalne i robi nam tym ogromną przysługę. Człowiek podpalił świat, zużywa ogromne ilości ciepła dla swojego komfortu (i nie mówię o tych trzech stopniach w domu, ale dogrzewaniu wszędzie… dziw że jeszcze chodniki w miastach nie są podgrzewane… ale jakby są, patrząc na sumaryczny ślad węglowy…), wyjada potrawy przegotowywane 10 razy… a apologeci medycyny chińskiej i tak do upadłego będą bać się zimna i rozgrzewać, rozgrzewać… będą dolewać oliwy do ognia, nomen omen, jakby tych stanów zapalnych było im jeszcze mało.

    Ale jakiż widzę na sobie paradoks zimna! Kocham zimno aplikowane… wewnętrznie… jem truskawki mrożone nie do końca rozmrożone, bo takie smakują mi najbardziej i potrafią podleczyć mi lekko poddające się jakiejś bakterii gardło. Nawet gotowane potrawy zawsze smakowały mi lepiej… wystudzone, a więc zimne, wręcz z lodówki… Dziwne, mój język (wiadomo, przekupni celnicy) w ciepłym nie czuje smaku a w chłodnym, a nawet dość zimnym czuje go znacznie więcej… Więc znowuż nie mogę powiedzieć, żeby taka dieta była dla mnie pod kątem smaku jakimkolwiek wyrzeczeniem…

    Ale panicznie źle reaguję na zimno z zewnątrz… gdy czuję to na skórze, jest mi bardzo źle i efekty są też złe, zimno odbiera mi energię… czyli jednak potrzebuję tego ogniska, byle nie w środku mnie ale gdzieś obok… Przeprowadzić się do strefy równikowej… byłoby to dla mnie możliwe, ale nie chcę teraz otwierać takiego projektu, mam tu jeszcze parę spraw do uporządkowania, uwielbiam moje osiedle, wreszcie czuję się tak dobrze w najbliższym otoczeniu, a jednak… ta zima i jej zimno… Dawniej zima nie była dla mnie aż takim problemem…

    To już druga polowa lutego… więc jeszcze jakiś miesiąc regularnego zimna… potem miesiąc chłodu… potem miesiąc sporadycznych skoków w obie strony i choć ostatni śnieg nie raz przychodził w maju, to pod koniec kwietnia powinno być już w miarę ok… więc już jestem przynajmniej na półmetku tej zimy… już się jej tak nie boję, że nie przetrwam, ale jednak jest mi trudniej funkcjonować niż latem.

    Owoce toleruję (? kocham!) cały czas bardzo dobrze, natomiast mam ostatnio problem z warzywami, których też jem dużo. Te moje ulubione już nie działają tak dobrze jak latem, może faktycznie zimą są już czymś podtrute, to mnie konfunduje i wywołuje pewne wątpliwości. No ale szukam, szukam wciąż… No ale nie mogę prawie całkiem zrezygnować z moich ukochanych warzyw dyniowatych i krzyżowych. Zielone liście na szczęście nie sprawiają mi problemu i staram się zwiększyć ich objętość w miejsce tamtych, które tak lubię ale zaczynam redukować.

    Ogółem dużo zimowych rozterek. Mrowienie i drętwienie niestety też prześladują mnie ostatnio. Walczę z tym, ale nie jest to łatwa walka. Wapń nie wygląda dobrze – densytometria wyszła kiepsko, więc jest wyciągany z kości, podaż w diecie prawdopodobnie za mała. Ale wapń robi coś, czego nie znoszę jeszcze bardziej i co obiektywnie napawa mnie największą obawą – od razu powoduje zaparcia, a jak wiemy to pierwszy stopień zanieczyszczenia ciała. Odtrutką na wapń jest niby magnez, ale ja mam organiczny wstręt do magnezu, bardzo nie lubię tego pierwiastka, bo nieraz mi zaszkodził i pewna równowaga istniejąca u mnie między wapniem i magnezem najwidoczniej pozwala mi zyc zupełnie bez skurczów… ale z drugiej strony tego wapnia jednak jest za mało, skoro zostaje wyciągany z kości. To duża zagwozdka – jak dostarczyć wapń (nabiał był pierwszą rzeczą odstawioną przez mnie juz ponad trzy lata temu i to dało największy krok milowy w moim zdrowieniu) bez wywołania zaparć?

    Wiem, że ty Pepsi z kolei nie przepadasz za wapniem, kochasz magnez. Ja nie kocham ich obu, te pierwiastki nie istnialyby dla mnie jako widoczny problem gdyby nie… ta densytometria nieszczęsna. (T-score na poziomie prawie -2 w wieku 38 lat to jednak nie jest akceptowalny wynik, na granicy osteoporozy…) I drętwienia, które mogą mieć jakieś tężyczkowe tło… Densytometria została wykonana prywatnie, profilaktycznie przed wymarzonym wypadem na narty biegowe… po tylu latach fascynacji Justyną Kowalczyk, moje ciało wreszcie rozbiegane, gotowe, miało stanąć na biegówkach i nie bać się początkowych upadków… ale po tej densytometrii te plany prysły, nie mogę ryzykować, bo faktycznie sobie coś złamię i narobię biedy.

    Ale te narty biegowe to pryszcz. Bardziej boli, ze na planie wapnia pojawiła się ta nierównowaga. W najgorszym okresie zdrowotnym mojego życia densytometria wyglądała jednak znacznie lepiej, ale wiadomo, wtedy nabiał był żarty garściami, tonami, jak chyba jak narkotyk – do czego zresztą nabiał jest zdolny. Wapń i magnez, trudne tematy, podobnie jak zima…

    To, że wszystko tak smakuje mi na tej diecie i nie jest ona wyrzeczeniem dla mnie pod tym kątem, też może być dla mnie jakimś aspektem do zastanowienia… ktoś myśli że ja tutaj uprawiam ascezę, a ja się rozkoszuję tym wszystkim, co jem… Raz jeden niedawno zamarzyła mi się… krucha szarlotka (oczywiście też zimna 🙂 ) ale na samą myśl o łączeniu jabłek z tłuszczem, i to jeszcze wypieczonym, zakręciło mi się w głowie jakby ta cukrzyca już była w moich ustach (a zakręciłoby mi się na bank! – i to nie z rozkoszy). Ale ja za bardzo uwielbiam same surowe jabłka, żeby na serio tęsknić do tego jabłecznika.
    A więc rozkoszuję się, więc może tracę obiektywizm? Powiedzmy to szczerze, ta dieta jest dla mnie szalenie wygodna… czy wygodna dieta może być optymalna? To jakaś lampka wątpliwości.

    1. avatar Pepsi Eliot 21 lutego 2023 o 12:07

      To jest wpis z 2013 roku, a jedynie teraz zmieniłam ilość lat na 811, bo to już chyba 12 lat. W tym czasie młody blog był czytany głównie przez witarian, niektórych wręcz modlących się do 811 i to była taka szpilka z mojej strony, celowa kontrowersja, żeby było gadane. W tym czasie byłam jeszcze głęboko uśpiona, identyfikując się z własnym ego. Chyba wczoraj ktoś obudził wpis komentarzem, że gadam bzdury, a ja zawsze taki wpis odświeżam, przyglądam mu się i zawsze mnie coś rozśmieszy. Podobni robię, gdy ktoś bardzo pozytywnie oceni mój staaary wpis, też go czytam, i podbijam na górę. W końcu przy ponad 4000 wpisów wielu nawet nie pamiętam, że je napisałam. Pomijając wpisy Emanueli, które czytam i sprawdzam, niekiedy delikatnie „adiustując” ma się rozumieć za jej pełną zgodą. <3

      1. avatar kiszonka 21 lutego 2023 o 21:18

        Tak, wpis trochę satyryczny, ale coś w nim jednak jest – każde pragnienie zdobycia jakiegoś panaceum ma te swoje pułapki i wewnętrzne sprzeczności.

        Dobra dieta jest oczywiście panaceum, ale droga do niej jest wyboista i kręta… U mnie nagle ta obsesja, że dieta zbyt wygodna, jakby zbyt łatwa ma w sobie jednak jakiś haczyk… no w sumie tak, bo jeśli staje się zbyt łatwa dla danej osoby, może to być nie tylko kwestia rutyny, ale chodzenia czasem na łatwiznę… Zresztą na każdej diecie… brakuje czasu! Postuluję dietę, która dodatkowo wydłuży dobę do 48 godzin! Wtedy świat byłby idealny…

        Ale w tym też coś jest… moze witarianie trzymają się tak kurczowo witarianizmu, bo uzależniają się od… energii? Ta ciągła moc ciągłe niezmordowanie, dopóki można sobie, w rozsądnych interwałach oczywiście, dostarczyć węglowodanów… tak jak na tych wycieczkach górskich, mając dobry miód lub syrop klonowy lub ewentualnie… nieskonczoną ilość jabłek w plecaku (ale zawsze w danym momencie tylko jakieś 5, żeby plecak nie był za ciężki w tym wariancie 🙂 mozesz przejść kulę ziemską… tylko przed snem wypadałoby trochę przystopować z uzupełnianiem paliwa…

        Natomiast nabiałowcy chyba uzależniają się od… snu… łatwej senności, jednak spowolnienia tempa, i pewnie też endorfin… co z tego, że hipochondrykują, a przy tym wiele rzeczy autentycznie w nich trzeszczy… Pozytywne aspekty mają zawsze swoją moc…

        To jednak pułapka każdej diety, nawet witarianizmu 811… moze uzależniamy się od tej energii?

        Wiadomo, to też eksploatacja, paliwa komórki mają zawsze pod dostatkiem, ale trzeba też dostarczyć innych rzeczy, choćby tych elektrolitów… to już bywa trudne, bo każdy z tych składników to obosieczny miecz. Więc faktycznie nie jest do dieta łatwa, być może żadna nie jest, a pójść na łatwiznę – zawsze jest taka groźba, że coś upraszczamy, na coś nie mamy czasu…

        A jak kochamy duużo jeść, to tego czasu też brakuje za dnia, żeby przejeść wszystko, ciężko upchnąć suple w jakichś sensownych interwałach, żeby się ze sobą nie gryzły czy nie utrudniały nawzajem wchłaniania też… jeszcze bardziej brakuje doby żeby to ogarnąć…

  35. avatar Renata 21 lutego 2023 o 10:06

    Warto jeszcze dodać, że to, że jesteśmy „stworzeni” do biegania na długich dystansach wynika ze sposobu polowania naszych przodków.

    1. avatar Pepsi Eliot 21 lutego 2023 o 11:39

      opowiedz nam coś więcej, będzie dobre uzupełnienie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się
Reklama

Usiądź spokojnie na krześle

Weź do ręki Biegam bo muszę:)

A może

ubierzesz buciki biegacze

i ruszysz z tego skrzyżowania?:)

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum