Joł joł Arystokracji,
Dzisiaj jest ostatni dzień złego roku, oczywiście dla mnie. Dla wielu innych był to z pewnością świetny rok pierwszego pocałunku, może nawet kopulacji, roku rodzącej się miłości, pojawienia się wytęsknionej progenitury, świetnie prosperujących biznesów, ozdrowień, bo ze zdrowia jak po prostu jest, to i tak nikt się nie cieszy. A więc jak dla mnie finito. Oczywiście jestem jedną z ostatnich osób, które przywiązywałyby szczególną wagę do umownych dat i wymyślonych terminów, jednak jak się psyche uprze, to właśnie tak będzie.
Roku won, czekam na nowe.
Jak ja narzekam na parszywą trzynastkę, to co dopiero może powiedzieć pan Michael Arnsteina, który ma za sobą kilka bardzo nieprzyjemnych lat w fatalnej formie fizycznej, psychicznej i przede wszystkim wytrzymałościowej. A tego ostatniego szczególnie było panu Michałowi potrzebne, gdyż uparł się, że będzie biegaczem. I to na poważnie. Kolo się zawziął i przeszedł na prawdę parszywą drogę zanim natrafił na tę jedynie słuszną.
W rozmowie w CNN z dr. Sanjay Gupta powiedział. - Próbowałem wszystkiego, byłem na każdej diecie, w tym białkowej, jadłem kreatynę na wzrost ATP, wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, l-karnityną i BCAA zaczynałem każdy dzień, ale to dzień w którym odkryłem witarianizm stał się dla mnie i dla mojej kariery biegacza dniem przełomowym. Całkowicie zostałem przekształcony.
Obecnie czuję się jak nadczłowiek.
Odkąd Michał przeszedł na witarianizm, żywiąc się surowymi owocami i warzywami, z przewagą owoców jego wytrzymałość sportowca przeszła wszelkie oczekiwania.
Codziennie biegnie do pracy 15 kilometrów. Przed poranną przebieżką zjada yyy ... 15 pomarańczy. Potem już tylko sobie biegnie, robiąc małą sjestę w Central Parku, gdyż pan Michael jest nowojorczykiem. Następnie jak nowo narodzony idzie tyrać do pracy. Jest na diecie 811 i je dużo surowych owoców. Czuje się jak nadczłowiek. Ba, on czuje się jak wielkie zdrowe zwierzę.
Nie choruję i nie doznaję kontuzji. Po stu sześćdziesięciu kilometrach biegu moje ciało nie szwankuje - powiedział Michael.
I tego się trzymajmy! - dodała od siebie peps
Zwiększyła się jego wydajność do niepokojących rozmiarów maszyny biegaczej, poprawiła mu się w sensie dosłownym ostrość widzenia i wszystkie inne parametry. Jedząc 6000 kalorii dziennie ma jedynie 3-5% tkanki tłuszczowej. Zaś jako pierwszy Amerykanin osiągnął najszybszy czas w historii, siódmą lokatę na 100 mil czyli 160, 9344 kilometrów (sic!)
Oczywiście na słit foci obok to nie pan Michał, tylko mój idol dr, nie dr. Graham
Obecnie Michał ma nie tylko sokoli wzrok, ale jasny umysł, nawilżoną idealnie skórę, kiedyś podobno bardzo suchą, a nawet budzi się nie mając zaspanych oczu, z czego dawniej słynął. Pan Michał wyzywa wszystkich i zaprasza w szranki. Zróbcie sobie surową dietę owocowo warzywną chociaż przez dwa tygodnie! To wystarczy, żebyście już poczuli to o co w życiu biega. O zwierzęcą radość życia. Pamiętajmy, że jesteśmy od pięt do czubków łepetyn przesiąknięci burżuazyjnymi przesądami, a tu o radość silnej pawianicy bujającej się na lianie się rozchodzi.
Na drugiej słit foci, oczywiście mój inny idol Scott Jurek, ciekawe co by osiągnął na 811, gdyż jest zwykłym wegetarianinem
Komentarze
To tak na początek żeby każdy zaczaił różnice i wiedział o co biega:
bo Michał
http://www.runrace.net/images/group/gallery/5-12-12IceAge568.jpg
To typowy długodystansowiec. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego czego by nie można osiągnąć na diecie z mięsem.
Najlepszego Nowego Roku dla Ciebie! Jedna dobra rzec ktora odnalazlem w 2013 to wlasnie Twoj blog! Trzymaj tak dalej!
Drobna uwaga - na ostatnim photo niestety, nie jest Scott Jurek, tylko koles ktory ma na imie Jeff Lung ;)
http://therunfactory.com/2012/09/14/behind-the-abs-some-detail-and-instruction-on-how-i-got-them-and-how-you-can-too/
Dziękuje za blog!!!