@Pepsi Owszem, jest, ale jeżeli ktoś ma takie problemy z radzeniem sobie choćby na rynku pracy, gdzie wyzwaniem jest pójście…
Co druga historia strony internetowej zaczyna się od tego, że ktoś czegoś doświadcza (bywa, że dla siebie pozytywnego) i postanawia się tym podzielić. Ale choćby nie wiem jak się natężał i zjadł tysiąc kotletów, to nie udźwignie, taki to ciężar. Ludzie nie chcą cudzych prawd, bo nienawidzą nowego. Takie prawdy mogłyby zburzyć im życie. Gdy zmieniam wizerunek bloga, ludzie są wściekli. Osobiście jestem wściekła, gdy wchodzę do e-banku, a bankiery ośmieliły się wprowadzić zmiany. Tak to działa. Mój osiedlowy sklep spożywczy zrobił przemeblowanie. O wiele bardziej podobało mi się tak, jak było, więc powoli, jedna rzecz po drugiej, przenoszę im wszystkie towary na stare miejsca. (Czajnik vs Toster) Czy sądzisz, że nagle pojawił się Jezus i zachęcał, aby ludzie kochali bliźnich, ba, żeby dawali się policzkować wrogom i oddawali miłość, to czy Ty myślisz, że 2 tysiące lat temu ktoś by się tym podjarał? I że się z tego zrobiła mega religia? Dzisiaj jak napiszę, żeby kochać sąsiada, teściową, chirurga, który z powodu mięśniaka wyciął komuś macicę i dla pewności jajniki, kochankę męża, czy odwrotnie, oraz szefa, specjalistę od mobingu, to nikt nie mówi, że mnie tu przysłał Bóg, tylko czytelnicy są poirytowani. Pepsi, naprawdę mam lofciać rzeźnika i masarza? Religia się zrobiła, bo się pojawiło UFO w okolicy. Na kilkudziesięciu obrazach jest ten fakt uchwycony przez starodawnych malarzy, którzy wiedzę zaczerpnęli z watykańskich kazamatów. Ale pokaż któremuś z księży taki obraz, powie, że nic nie widzi. Autentycznie nie widzą, niemożliwe, żeby ktoś jeszcze maczał palce w tym co głoszą. Chociaż jak byk rozświetlone dyski (wyglądające jak meduzy) rzucają promienie. Możesz to nawet wygooglać, jak nie chce Ci się poczytać Witkowskiego (Igora, nie Michała). Czy wiesz, że ocenianie kogoś, bo ten ktoś ocenia też jest oznaką uśpienia? Ale wróćmy do pragnień.
Komć: W sumie to coś w tym jest…. nie akceptuję tego co jest, chcę czegoś innego. Jestem chora (oprócz nerwicy mam rozwalone jelita i układ rozrodczy), chcę być zdrowa. Gdy pozbędę się pragnienia zdrowia, to odzyskam je? Wiem, że to głupie pytanie, ale może Twoja odpowiedź jakoś mnie natchnie, wyrwie ze snu etc. etc. Dzięki za komentarz. Gdy pozbędziesz się pragnienia zdrowia, nie odzyskasz zdrowia, ale możesz stać się po prostu szczęśliwa. Nawet jak już wiesz o co kaman, to nie możesz tego przekazać, bo nie ma chętnych słuchaczy. Ludzie nie chcą nowego. Długo zapierają się nogami, wolą przesunąć otwór drzwiowy, byle tylko nie przesunąć wycieraczki. Wszystko jest do dupy, gdyż jesteśmy opętani pragnieniami od dziecka. Pragniemy przypodobać się nauczycielowi, szefowi, mieć chłopaka, dziewczynę, żonę, dzieci, auto, zdrowie, pragniemy nieustająco czegoś. Jak już coś mamy nadal pragniemy, gdyż boimy się to stracić. Pragnienie jest zawsze związane ze strachem. Ty pragniesz zdrowia i dlatego wydaje Ci się, że nie możesz być szczęśliwa. Nie godzisz się na swoją chorobę. Zostaliśmy zaprogramowani na pragnienia.
Jeden pstryczek, i mogłabyś olać matrix i stać się po prostu szczęśliwa, ale tego nie zrobisz, bo zawsze jesteś zniewolona pragnieniami. Wydaje Ci się, że nie możesz być szczęśliwa, gdy jesteś chora, albo ktoś bliski jest chory, że nie możesz być szczęśliwa, gdy nie masz na ratę kredytu, ba, wydaje Ci się, że nigdy nie będziesz szczęśliwa, gdy facet odejdzie. Albo, gdy nie dostaniesz awansu. To są pragnienia, które rozwalają Ci życie i stajesz się maszynką do karmienia matrixu. Masz też nieustające pragnienie zatrzymania tego co Ci się już udało zdobyć. Żyjesz w strachu, że to stracisz. Zdrowi ludzie żyją strachem, aby nie daj Boże zachorować. Pragną wiecznego zdrowia, więc autoamatycznie skazują się na bycie nieszczęśliwymi. To jest bardzo trudne do pojęcia, że można być chorym i być szczęśliwym. Że można dużo posiadać i wszystko stracić i niezmiennie być szczęśliwym. Bowiem urodziliśmy się, aby być szczęśliwymi. Szczęścia nie da się zdefiniować, ale jakbym miała coś na ten temat wypocić, to szczęście jest spokojną akceptacją tego co jest i życiem. Radością, spokojem, i zgodą. Mnisi buddyjscy twierdzą, że zanim skumali, byli nieszczęśliwi jak chmury goniące po niebie, a po skumaniu są szczęśliwi jak niebo. I co, będziesz tak żyła i rozmyślała jak bardzo jesteś chora i jak z tego powodu nie możesz zaznać szczęścia? A czy nie mogłabyś pogodzić się ze swoją chorobą, obmyśleć plan naprawczy i ruszyć ze skrzyżowania, nie myśląc o celu? Po prostu sobie żyć szczęśliwie będąc w drodze. Nie ma po co stać na skrzyżowaniu.
Co druga historia strony internetowej zaczyna się od tego, że ktoś czegoś doświadcza (bywa, że dla siebie pozytywnego) i postanawia się tym podzielić. Ale choćby nie wiem jak się natężał i zjadł tysiąc kotletów, to nie udźwignie, taki to ciężar… Ale może jednak powiesz taaaaak? Źródło: Anthony De Mello „Odkryć życie na nowo”
z miłością
Powiązane artykuły
Komentarze
🙂
Kurczę ja mam odwrotny „problem”;) Chyba za bardzo na wszystko się godzę i akceptuję to co jest, i może przez to mam za mało motywacji żeby wziąć dupke w troki i ruszyć ze skrzyżowania w celu poprawienia swojej sytuacji finansowej. Niby chcę ten domek z ogródkiem, ale widocznie za mało chcę skoro jakoś się nie mogę zebrać. A nie zbieram się, bo jest mi dobrze jak jest, mimo, że siedzimy w małej klicie to i tak jest spoko i jestem szczęśliwa:p Jednakowoż ciasnota, a dzieć rośnie przecież. Ale jest to bankowo jakiś mój paskudny program, bo nawet jak przychodzi jakieś zleconko to nagle wszystko co się da utrudnia sprawę, dziecko się rozchoruje i w ogóle Armagedon. Chociaż może problem jest bardziej złożony, bo nawet jak to są rzeczy nie zarobkowe to też tak jest. Już nawet mi przyszło do głowy ostatnio czy to nie jakaś brzydka zagrywka ego, żeby tylko czasem nie wejść w tą kreacje i nie daj Boziu się zerowac tym;) I co tu panie zrobić, jak żyć?! 😉
Bardzo dziękuję za dobry tekst, też powinnam ruszyć ze skrzyżowania ale tak się boję…że nie udźwignę bo to wielki ciężar, a tak jak jest, jest w miarę, diable zdolności do adaptacji nawet w najgorszej doopie.
Będę myśleć, a powinnam ruszyć.
Idziesz do przodu – albo stoisz w miejscu.
Twój wybór.
Kochanii orientujecie się gdzie w Poznaniu zrobic biorezonans 🙂
U Kasprzaka np.
Dzięki Pepsi
A czy „skumanie” to nie kolejny matrix??
nie, gdyż u fundamentów przebudzenia, nawet jednego kroku do oświecenia, zawsze leży zrozumienie
Do mnie przemówił tekst o skrzyżowaniu. Przekonuje mnie proces, bycie „w trakcie”. Ruszyłam i weszłam w bagno. Serio-początek mojej drogi okazał się trudny i mało przyjemny. To źle? Niee. I potem było chwilę lepiej, potem gorzej. Zrobiłam coś z czym nosiłam się od 15 lat i nie miałam odwagi. I zawaliłam… ale czuje się dobrze, bo ruszyłam. Bo zrobiłam to. I jestem nareszcie dalej w drodze. Tamto skrzyżowanie jest za mną, wiem jak zmienić kierunek, tym razem się uda! Samo działanie dało mi poczucie szczęścia. Trzeba iść. Zaakceptować to co jest i iść. Być w trakcie. Ja polecam 🙂 I dziękuję za te rady.
A jeżeli chodzi o zdrowie to dwie rzeczy: fizyka kwantowa i modlitwa – bo ja jestem wierząca.
bądź wiedzącą <3
Pepsi, potwierdzam to, co piszesz, jako- nazwijmy „pacjent” by nie wchodzić w szczegóły , dodam tylko, bo ważne: „pacjent” bez profitów wynikających z choroby (może jakieś mikro coś..) – jestem szczęśliwa , owszem, mogę się posmucić, ale w głębi- „w człowieku” 🙂 zawsze czyha ta stałość . Szczęśliwość umyka zazwyczaj kiedy nie czujesz siebie, gdy działasz przez dłuższy czas wbrew sobie w ważnych sprawach, nie jest to powiązane na sztywno z natężeniem bólu . Zresztą inaczej wszyscy zdrowi ludzie musieliby być szczęśliwi, a chyba jakoś nie są .
dokładnie tak, ponieważ każde życie zakończy się śmiercią, wszyscy powinni być nieszczęśliwi, tymczasem świadomość w nas jest nieśmiertelna, już zawsze będziemy, oderwaliśmy się od Źródła i bez względu na to kiedy wrócimy do niego i tak zawsze jestesmy, i gdy dotrze sie do siebie samego stajesz się po prostu szczęśliwy, uważny, obserwujący. To paradoks, ale można mieć depresję i jednocześnie być szczęśliwym, gdy się z nią nie utożsamimy. Zresztą już sam ten fakt sprawia,że ona odchodzi.
Pepsi, jak to jest z tym przebudzeniem, dziś rano wstaję, zaświeciło słońce i coś jakby poczułem siedząc w świetle słońca, jedząc melona, taką radość z niczego, albo z wszystkiego, z promieni słońca, ze smaku owocu. Potem jakby wszystko prysnęło, wpadam na kogoś na ulicy, odbieram denerwujący telefon, wraca lęk przed ludźmi, nagle wszyscy się na mnie gapią, jestem poirytowany i wkurzony na cały świat Co jakiś czas mam takie krótkie momenty, ale czy to są jakieś chwile przebudzenia, czy nadal głęboko śpię?
no właśnie te krótkie momenty to satori, budzisz się, tylko nie czekaj na nie, bo się przestana pojawiać, Po prostu żyj uważnie, to wystarczy
Czytam i wcielam w życie. I co? I widzę, że tak łatwiej się żyje. Akceptacja tego co jest w pracy pozwala chodzić do niej ze spokojem. Mam wrażenie, że jak chodze po ulicy to ludzie dziwnie mi się przyglądają. Nie przejmuje sie już wieloma sprawami. A może to widać po mnie? Czytanie tych wpisów to jak psychoterapia ?
Wczoraj miałam deja vu. Przez chwilę miałam wrażenie, że otwarło się przede mną okno i zobaczyłam coś co mi sie już śniło. A dokładnie znalazłam się w sytuacji a właściwie ją zobaczyłam, którą już widziałam we śnie. Nie umiem tego mawet opisać. Jak interpretować takie zjawiska?
kontakt z innym wymiarem, albo przypomniałaś sobie coś z innego wcielenia