<3, Dobranoc, dzięki. :)
Komć: Pepsi, czy jeśli ja wibruję wysoko, wysoko, to moje życie bedzie usłane różami? Czy nawet wtedy czekają mnie mniej i bardziej niemile sytuacje? W których oczywiscie zachowam spokój. Dzięki, że zechciałaś napisać. Jest i tak i nie. Jak powiedział do mnie 4 letni siostrzeniec, że jestem trochę fajna i trochę niefajna. Może sobie trochę pogadamy w inwokacji. Czym jest życie? Życie jest doświadczaniem. Jest to poletko doświadczalne, które sobie sami programujemy, aby się zmierzyć z czymś, skumać to, zaakceptować, obmyśleć plan, ruszyć ze skrzyżowania i wzrastać. Czy można wzrastać, gdyby życie było tylko usłane różami? Wątpię, na szczęście nie jest. Życie z założenia kończy się odłożeniem widelca, czyli zgonem. Jak widzisz, a’priori życie nie kończy się najlepiej. Kończy się śmiercią zarówno ciała, jak i ego. Nic dziwnego, że zaprogramowany umysł boi się śmierci. Na szczęście Ty nie jesteś ani swoim ciałem, ani ego, bowiem jesteś świadomością, która jest nieśmiertelna. I to jest dobra wiadomość pełna płatków róż u stóp:)
Tyle, że teraz mówimy o życiu na Ziemi, które z pewnością zakończy się śmiercią ciała i rozumu, czyli nie jest usłane różami z założenia. Po drodze, doświadczając, wydarzą się zapewne różne sytuacje, niektóre obiektywnie smutne, niektóre bolesne, inne radosne. Życie świadome polega na tym, że nie identyfikujesz się, ani z tak zwanymi dobrymi, ani złymi wydarzeniami. Jeśli żyjesz w bogactwie doceniasz to i cieszysz się, a jeśli Ci czegoś brakuje materialnie, również potrafisz być radosna i doceniać teraźniejszość. Być może wydaje się to zbyt dużą abstrakcją, gadką dobrą dla mnicha, ale nie tekstem dla osoby centralnie z matrixu, ale prawda jest taka, że zarówno bogacz, jak i biedak mają pewne powody do radości zupełnie niedostępne dla tego drugiego. I o dziwo, biedak ma więcej tych powodów. Pomyślmy co to może być? To jest trochę tak, jak ze znudzonym przepychem zabawkowym dzieckiem i dzieckiem, które potrafi się cieszyć z byle czego, bo niczego nie ma.
Ale. Podnoszenie wibracji, to życie coraz bardziej świadome. Zaczynasz żyć z pasją. Zamieniasz się w to co robisz, jednak nigdy nie identyfikujesz się z emocjami. Dlatego, gdy pojawi się strach, smutek, złość ( a pojawią się, bo takie jest życie) Ty nigdy nie będziesz tymi emocjami. Dasz im przepłynąć, nie poczujesz się nimi. Nie identyfikujesz się również z materią, czyli zagęszczoną energią, z tak zwaną ładną pogodą, z miejscem na Ziemi. Tak jak kiedyś napisałam, ślub w deszczowy dzień z weselem na dworze jest tylko inny, ale nie gorszy niż ten pod lazurowym niebem. Z drugiej strony, podwyższenie wibracji sprawia, że zaczynasz spotykać na swojej drodze coraz wyżej wibrujących ludzi i zdarzenia, które ułatwiają Ci życie i możesz skupiać się na swoich pasjach, przez co znowu coraz wyżej wibrujesz. Wibrując wyżej, rezonujesz również z wysokim. I to są te Twoje róże. To jest życie usłane różami. Życie z pasją, wzrastanie.
Gdy myślisz o wzrastaniu, czyli o celu nie wzrastasz, natomiast gdy jesteś w drodze to to jest życie usłane płatkami róż. Gdy cofniesz się, opadniesz, nic takiego, zaakceptuj i rusz w dalszą drogę, bo to jest życie po płatkach róż.
Życie odtąd będzie usłane różami bo: pomimo, że pojawi się smutek, nie będziesz się z nim identyfikować, więc odejdzie, a Ty wzrośniesz. pomimo, że pojawi się ból, nie będziesz się z nim identyfikować, więc odejdzie, a Ty wzrośniesz. pomimo, że pojawi się śmierć, nie będziesz się z nią identyfikować, nie będzie Ciebie prawdziwej dotyczyć, a Ty wzrośniesz.
love love love
Powiązane artykuły
Komentarze
No tak tylko czasami wygląda to tak, że staje się obojętna. Że może wydaje się być obojętna na chorobę kogoś innego, na biedę innych ludzi itp. Czasami aż mi głupio bo wyglądam na zimna i bezduszna. Czy to też jest pozwalaniem emocjom przepłynąć i odejść. Czy to moje personalne podejście, że nie chce się identyfikować z takimi sytuacjami. Czy to jest już jakiś krok do przodu?Ogólnie ostatnio stałam się trochę obojętna, jednak te silne emocje jak zlosc czy strach jeszcze potrafią zapanować nademna. Ja tych emocji jeszcze nie umiem puścić bokiem.
Dla mnie w dalszym ciągu strach przed śmiercią jest nie do pokonania ;( przez to już za życia tak na prawdę nie żyje
Wyzwól się z tego nienormalnego algorytmu..
Też kiedyś czułam lęk przed śmiercią. Tylko dlatego, że wszyscy wokół ją demonizują. Odkąd zgłębiłam temat życia po życiu obudziły się we mnie inne odczucia. Nie dość,że już się nie boję to nawet czuję ekscytację, ciekawa jestem co będzie potem 🙂 W tym roku po raz pierwszy na początku listopada przyszło mi odwiedzić grób taty. Wiele razy w życiu byłam na cmentarzu, ale pierwszy raz u kogoś tak bliskiego i była to najbardziej optymistyczna wizyta ever. Poczułam tam, że nasze życie to tylko przystanek, chwila, w której nasze ścieżki krzyżują się z innymi duszami. Spotkaliśmy się raz, więc spotkamy się kiedyś znów. Na dodatek miałam wrażenie, że cmentarz to wielka garderoba, na której aktorzy pozostawili stroje po odegraniu swojej roli i gdyby mogli fizycznie przemówić to powiedzieliby, że nie tędy droga, juz ich tam nie ma- nie powinniśmy tam stać i rozpaczać, bo to śmieszne. To tylko szafa z ubraniami 🙂 Pozdrawiam 🙂
Przeczytaj ksiazke „Mort” Terry Pratchetta, ona przywraca rownowage, znaczy likwiduje strach przed smiercia, a przynajmniej ja zmniejsza…
Strach przed śmiercią, czyli opuszczenie w końcu starych paradygmatów mózgu gadziegom i limbicznego musi odbyć się w nas samych
Wierzę, że to czego doświadczamy ma początek w naszych intencjach. Chociaż ukryte, tak na prawdę decydują o jakości naszego życia… A im wyżej wibrujemy tym nasze intencje piękniejsze…
Peps… nie wiem czy to normalne, że jestem cały czas głodna
rano szejk z 5/6 bananów, później ogromna sałatka z czymś białkowym np. ciecierzyca, taka duża micha… no i jestem w cholerę głodna… zazwyczaj kończy się tak, że wieczorem się rzucam na bułeczki żeby zapchać żołądek… chciałabym tak jak Ty jesc dwa posilki dziennie, ale mój żołądek odmawia posłuszeństwa… mam 160 cm i 45 kg
ja jem jeden, mam 167 i ważę 49, ale po co sobie to narzucasz? Jedz tak,żebyś sie dobrze czuła, a posiłek odpadnie od Ciebie, lub nie <3
pytam z ciekawości – czy to znaczy, że pozostajesz tylko na bananowo-owocowo-liściastym śniadaniu, a resztę suplementujesz?
przecież kochana takie śniadanie zawiera prawie (bez B12) wszystko 🙂 plus terapia 4 szklanek 🙂 no i owszem suple, ale to jest bardziej jedzenie
PepsOsho, przyjmując, że gdy moje ciało umrze, umrze też ego. Dlaczego więc mnie torturuje i narzuca mi myśli o chorobach i śmierci, które to myśli mogą owe choroby przyciągnąć i np. umrę. Wiadomo, że myśli mając moc sprawczą i się materializują. Mam wrażenie, że im mocniej dąże do pobutki tym bardziej ego jest sliniejsze i mnie katuje. Zaraz mnie wykończy na amen.
<3
ego nigdy się nie uspokaja, zawsze ostatecznie jest niezadowolone, bo tak naprawdę jest to właśnie strach przed śmiercią, podstawowa emocja karmią ca matrix. To tylko pozornie wydaje się nielogiczne, ale ładnie się zapętla. <3
Jeśli wibrujesz wysoko i nikomu i niczemu nie pozwalasz się ściągnąć z tego poziomu wibracji, to nadal w twoim doczesnym będą mrozy i ulewy, przemoczone buty, przesuszone włosy, hałas w domu albo pracy, brak kasy, albo dobrej duszy obok. Ale jeśli wibrujesz wysoko, wzlatujesz jak orzeł i nie słuchasz wrzasku pozostającego blisko gruntu stada wróbli, które wrzeszczy żeby tego nie robić, bo to niebezpieczne, zwodniczne, niepotrzebne, a w końcu też „nienormalne”, to coraz mniej, coraz mniej będzie ci to przeszkadzać. A jeśli pozostaniesz wysoko mimo wszystko i odpowiednio długo, to przestanie przeszkadzać zupełnie i na zawsze. I samej sobie, z dobrotliwym uśmiechem będziesz się potem dziwować, że kiedyś coś takiego w ogóle mogło ci przeszkadzać. Tak bardzo stanie się to nieważne. Absolutnie nieważne.
Wzleć i leć siostro. A potem zachęcaj innych. Wysokiego lotu. Ściskam. 🙂
Otóż to 🙂 dlatego baaaardzo często nucę sobie „Tylko dla orłów” Budki Suflera 🙂
Bo do tanga trzeba dwojga…. Też niezłe 😉
I ”znowu w życiu mi nie wyszło” 😉
Taaa, zresztą teksty od Romualda Lipko w ogóle są głębokie… „Błętkina arka”, „Wieża Babel”, „Martwe morze”, „Między wczoraj a dziś” itd… Uwielbiam go! 😀
A Olewicza? 😉
Niezbyt 🙂 z Perfectu to tylko „Niepokonani’ 🙂
W ostatnim PRZEKROJU jest, wg. mnie ciekawy, artykuł związany z poruszonym tu tematem. „Samurajski sposób na ból istnienia.” Mnie w każdym razie sporo usystematyzował i rozjaśnił. Polecam zatem jeśli Pepsi pozwoli tu na taka mała reklamę. Pozdrawiam.
No cóż ja, szaraczek mogę napisać pod takim tekstem i komentarzami.. Wow..Daje do myślenia, jak narazie podskakuję i próbuję oderwać się od ziemii. Ale kiedyś uniosę się w przestworza i opowiem jakie to uczucie.
Bardzo ciekawe, pozdrawiam
Odkąd pamiętam nie zależało mi na długim życiu. Stwierdzałam, że nie chcę wręcz długo żyć, po co mi to. Mój chłopak nie raz mi powtarzał, że czuje, że ja będę długo żyć a mnie strasznie to irytowało. W momencie, gdy dowiedziałam się o ego i kim tak naprawdę jesteśmy coś się we mnie zmieniło. Nie bawiła mnie myśl o długim życiu, bo swoje życie miałam za niesatysfakcjonujące. Oczekiwałam sama nie wiem czego, podświadomie pragnęłam zmiany, jakiejś formy wyróżnienia w oczach innych, a tym samym swoich. Bycia ważną. Bo całe życie taka szara myszka ze mnie, jestem to jestem, a jak mnie nie ma to żadna różnica. Obecnie może nie mam parcia na długowieczność, w sumie zupełnie nie myślę o tym, jak długo będę żyć, nie myślę o śmierci. Mam jedynie świadomość, że ogromne znaczenie ma to, jak patrzę na siebie, a tym samym, co mnie spotyka i to co robię ze swoim ciałem, że jeśli nadal będę w nie wrzucać snickersy i bułeczki to czeka mnie zdecydowanie smutny żywot. Ale konklużyn jest taka, że jakkolwiek nie będzie, to śmierć sama w sobie mnie nie przeraża. I myśl, że faktycznie mogłabym żyć dłużej też mnie już tak nie odstrasza. Ostatecznie to więcej czasu na cieszenie się tym, co jest i wcale przecież nie potrzebuję żyć w określony sposób, narzucony przez jakieś dziwne trendy, które nie mają na dłuższą metę żadnego znaczenia, żeby poczuć się lepiej sama ze sobą i cieszyć się zaparzaniem herbaty i czytaniem postów na Twoim blogu <3
Rób nadal to, co robisz bo robisz to świetnie, Ty oraz cała ekipa z bloga. Pozdrowienia i dziękuję Wam <3
lovciamy Kejt <3
Jak to dobrze że jesteście☺
Pepsi, owocku, co sądzisz o karmicznej analizie duszy? Chodzi mi o duszę młodą, dojrzałą, starą itp.
Jak wiemy są różne poziomy świadomości, gdyż wszystko wzrasta. Co do karmiczności nie wypowiadam się, bo np Budda nie mówi o karmiczności, ale co do różnych poziomów świadomości i ciągłym wzrastaniu mówią wszyscy przebudzeni. Drzewo posiada pewną świadomość,ale jednak nie jest to to samo, co świadomość ziemi, czy ludzka, chociaż wszystko pochodzi z tego samego źródła. Tak, moim zdaniem tylko doświadczając wzrastamy, dlatego dusze/świadomość będą na różnych poziomach niejako dojrzałości
Gosiulavendo, szaraczku śliczny jako i my wszyscy ^^, nie odrywasz się od ziemi, bo próbujesz i podskakujesz. Za bardzo chcesz po prostu. To jak czekać na zmrok. Żebyś na rzęsach stanęła, nie zauważysz jego nadejścia, tylko zwyczajnie skonstatujesz w którejś chwili, że już jest. I że jak to się stało? 😀 Znad mojej michy z brokułem i gałą muszkatołową ściskam. 😀
Luciu droga, albo Lusijo, no tak, muszę się wyzerować, zatrzymać się na chwilę, złapać oddech. Może za bardzo chciałam, żeby moje życie było usłane różami. A może jest tak, że jest ono nimi usłane tylko ja za bardzo skupiam się na kolcach? Czy jest tak, że osoba wysoko wibrująca jest świadoma tego, że nie ma róż bez kolców, a pomimo to tworzy z nich piękny bukiet zwany życiem? Pozdrawiam serdecznie Gosia.
?
A wiecie… Gdy w końcu do mnie dotarło, że ja, to nie to wieczne łubudu w bani ani/i ciało bolesne i że oba one są narzędziami, które dostałam, by jak najlepiej przeżyć swoje życie na tej planecie i że nie mam żadnej, ale to żadnej gwarancji na to, że będzie już tylko pięknie, dostatnio i zdrowo, to zdjął mnie taki lęk, taki potworny lęk, że fizycznie czułam jego obecność w okolicach żołądka. I pierwsze co pomyślałam, gdy odzyskałam zdolność jasnego myślenia, to że znaczy to, że nadal śpię. Może i przekręciłam się w tym śnie z prawa na lewo, otwierając na chwilę oczy, ale potem znów je zamknęłam i śpię dalej. Może już nie tak mocno, nie tak pewnie jak wcześniej, może bardziej czujnie, ale śpię nadal. Bo nadal się boję. Ktoś ma podobnie? Tzn. że świadomość, że mam świadomość już jest, ale wciąż w pakiecie ze strachem.
z pewnością ma, ale nie chodzi o to, żeby na siłę przestać się bać, tylko, żeby przestać się identyfikować z tym strachem. Obserwować go sobie, gdy nadejdzie, zrozumieć o co kaman.
Hej Lucia, ja tak mam. Zaczęłam odczuwać lęki, takie w brzuchu właśnie. Boję się sama na noc w chacie zostać, choć wcześniej to uwielbiałam. Byłam bardziej nieświadoma i beztroska, a teraz odczuwam jakieś obciążenie wiedzą, która nabyłam.. jeszcze na etapie de mello,( którego przekaz był dla mnie jak pierdolniecie między oczy i od tego wszystko się zaczęło ), Tolle, Osho był luz, coraz większy spokój i radość. Ale jak zaczęły do mnie trafiać niusy o illuminati, mind control, ufoki, 4 wymiary, swerdlowy i spiersy to fuck, zwieracze mi puściły. I teraz się boję. Leżę w łóżku sparaliżowana strachem. Bo przecież jak pomyślę o czymś strasznym,jakimś diable rogatym, to zaraz to zobaczę bo przecież ja to niby kreuje tymi myślami i uwagą swoją. A jak pomyślę o Ryanie Goslingu to już niekoniecznie to tak działa ?? no komedia! Ludzie sorry że tyle miejsca zajęłam takimi bzdetami. Love
Czyli, że gdy Budda się przebudził, to wcale nie przestał się bać, ale przestał identyfikować się z tym strachem? Patrzył sobie np. jak mu ten strach podkurcza palce u stóp, napina mięśnie brzucha, wprawia ciało w dygot, ale patrzył sobie z dobrotliwym uśmiechem na reakcje swojego ciała i myślał: tu cię mam dziadu, no poszalej, poszalej sobie jeszcze, a ja cię przeczekam jak ulewę, albo przednówek? Coś w ten deseń Pepsiu?
Budda przebudził się całkowicie, w jednym momencie zaczął się śmiać, ale myślę, że tak, że znał strach nawet po przebudzeniu, tylko już się nie bał. De Mello mówi to co ja Ci powiedziałam.
Luciu, a wiesz, że tylko psychopaci nie odczuwają strachu? To jest normalny objaw, który chroni Cię przed niebezpieczeństwem. Niektorzy mówią, że czlowiek odważny nie odczuwa strachu, ale to nie ptawda, Strachu nie odczuwa głupiec, a czlowiek odważny idzie do przodu pomimo jego odczuwania.
nie, to nie o taki strach chodzi, gdy w grę wchodzi uszkodzenie ciała, czy ratowanie życia, tu chodzi o permanentny strach istnienia. Gdy spotkasz na polanie zwierzę, to naturalny strach doda Ci skrzydeł, dosłownie, może nawet dojść do natychmiastowego wypróżnienia, żebyś był lżejszy i mógł uciekać, lub zacząć walczyć. Toi strach nieszkodliwy, i mega pomocny do przetrwania. Mówimy o ciągłym strachu ego przed śmiercią. O zamartwianie się swoim zdrowiem i swoich najbliższych, o ciągły strach co możemy stracić, o raty kredytu, czyli potężny strach karmiący matrix.
Pepsi, czyli najlepszym sposobem na, na przykład osiągniecie swojej ”upragnionej” wagi ( nawet jeśli jest ona wg kalkulatora BMI za niską, ale czujesz ze to Twoja) jest pozwolenie na to co chcę jeść moje ciało, a raczej ” głowa”, akceptacja i czekanie na moment, aż będzie się to zmieniać, czyli aż apetyt sam zmaleje ? buziaki 🙂
jak to wyglądało u Ciebie ? teraz masz najniższa, czy to jest różne ? =)
niekoniecznie, apetyt jest obecnie często chory, nie zawsze można na nim polegać. Liczy się sprawność i energia.
Czyli mam się nie identyfikować z moim strachem, innymi emocjami, myślami – bo to wszystko produkty mojego umysłu, mojego ego. Ale jak tylko to pomyślę (o nieidentyfikowaniu się), to przecież jest to kolejny objaw mojego ego – no bo kto myśli o tym, żeby się nie identyfikować ze swoim ego? A myśl to produkt mojego umysłu… Doświadczać życia – a jak inaczej doświadczać, niż przez swoje zmysły? Czyli znowu umysł? Czytam twoje wpisy Pepsi, czytam tez inne rzeczy i wciąż mój umysł wyłapuje setki niespójności w tych tekstach okrągłych, ładnie brzmiących, kuszących obietnicą czegoś lepszego… A potem sobie mówię: „Hej, to znów moje ego próbuje mnie zawrócić z tej drogi do oświecenia, nie zwracaj na niego uwagę..” Ale chwilę potem myślę: „Moment, ale kto to powiedział o ego, jeśli nie moje ego?”. No więc o co chodzi? Czy to nie któryś z tych new age’owych miglanców powiedział, że próba pozbycia się ego jest jak próba uniesienia się ciągnąc za sznurówki własnych butów? Można się nie identyfikować z ego, ale kto się nie identyfikuje? Jeśli sobie powiem, że widzę emocję pod tytułem frustracja, ale nie identyfikuję się z nią, to kto to powiedział i kto się nie identyfikuje?
Droga Pepsi, masz rację nie można stawiać znaku równości pomiędzy strachem , który pozwala zachować życie gdy jest zagrożone, a strachem, który nie pozwala żyć. Dziękuję.
kiedyś bym wyklinała na dzisiejszy dzień… rano pociąg się spóźnił i nie weszłam na kolokwium, bananowy szejk ze spirulinką wylał mi się w torbie i wszystko poszło do wyrzucenia (wraz z ważnymi notatkami), wybiłam palec i wszystkie zakupy przez Internet przyszły za duże, więc muszę zwrócić… kiedyś bym wyklinała na taki poniedziałek 13stego, dziś się śmieje 😉 dzięki Tobie Pepsi i Emanuelko, i Wam wszystkim tu, love i owocki <3
love love
Lauro, a może Stanisław Bareja maczał w tym wszystkim palce? Bo takie rzeczy to tylko u niego.Fajnie, że się nie wkurzylas. Pozdrawiam serdecznie Gosia.
kocham mocnoooo! <3
<3 <3