W kontekście duchowości często rozważamy co właściwie jest po drugiej stronie. Ale tak naprawdę, czy to nie my jesteśmy teraz po drugiej stronie? W końcu tutaj życie się tylko przydarza, tutaj ono tylko bywa, ilekroć zdecydujemy się wrócić. Wracamy z bezczasu, z absolutnej świadomości i synestezji. Wracamy dziesiątki, setki i tysiące razy. Wracamy trochę przy okazji, a trochę przez chęć ponownego zagrania w tej wielkiej improwizacji. Wskakujemy raz po raz na tę albo inną nitkę rzeczywistości, połączeni w kosmicznym bezładzie i odbywamy kolejną lekcję. Będąc tutaj tracimy pamięć wszechrzeczy. Często nie od razu, nie zaraz po narodzinach, ale na skutek nałożonych na nas klisz, pozwalamy powoli zatrzeć się mocy absolutu. Jak napisał Zeland: „Umiałeś słuchać szelestu porannych gwiazd, rozróżniać aury (...). Cały świat wydawał Ci się cudowną feerią świecącej się energii i byłeś czarodziejem – mogłeś zarządzać tą energią. Ale wkrótce znów, ulegając wpływowi otoczenia, pogrążyłeś się w marzeniu sennym.”
Skąd jesteśmy czy dokąd zmierzamy?
Z jednej strony czujemy, że jesteśmy stąd. W końcu to wszystko co na tę chwilę znamy. Tu wiążą nas ziemskie sprawy, ziemskie lęki, radości i niepokoje. Z drugiej strony jesteśmy dziećmi absolutu. Intuicyjnie zawsze czujemy, że istnieje coś więcej. W końcu wszyscy jesteśmy energią, wszystko nieprzerwanie drga. Nawet nie będąc szczególnie wyczulonym na pulsowanie świata, nie da się tego nie odczuć na którymś z etapów życia. Po prostu.Nieistotne jak to rozumiesz. Drogi do źródła są różne i nie ważne którędy idziesz i czego doświadczasz, meritum zawsze jest w tym samym miejscu.
To jak przebudzenie wiosny. Pewnego dnia wychodzisz z domu i, mimo zimowej aury, czujesz w powietrzu zapach zupełnie inny niż przez ostatnich parę miesięcy. Jest Ci znany i bardzo szybko uzmysławiasz sobie, że tak pachnie wiosna. Później dostrzegasz pierwsze przebiśniegi. Słońce inaczej grzeje twarz przez szybę tramwaju. Śnieg topnieje, a pierwsze pąki listowia i bazie nieśmiało wychylają się spomiędzy gałązek drzew. I pewnego dnia po prostu wiesz, że już jest wiosna. Tak samo jest z przebudzeniem. To nie staje się nagle, to jest ciągłym stawaniem się, ale w odpowiednim momencie coś klika i po prostu wiesz.Wszyscy jesteśmy snem Boga
Istnieje piękna teoria mówiąca, że wszyscy jesteśmy snem Boga. Czy trochę tak nie jest? W końcu wszystko stanowi integralną tkankę z jedynymi w swoim rodzaju sieciami połączeń. Każdy jest cząstką istnienia, bezustannie wibrującym miękiszem na mapie dzieła stworzenia. Podobnie jak mała bryłka złota ma wszystkie cechy całego złota w kopalni, tak każdy człowiek, każda cząstka boskiej tkanki, ma wszystkie cechy stworzenia samego w sobie. Nieistotne jak pojmujesz Boga. Dla mnie to po prostu energia absolutu, rzecz bardzo zero-jedynkowa, bo to po prostu wszystko co istnieje, a więc samo przez się jest transcendentne.A więc przebudzenie? Co to właściwie znaczy?
Przebudzenie to zrozumienie, że wszystko jest senną rzeczywistością. Gdy tylko to sobie uzmysłowisz, pojmiesz, że zupełnie tak jak w świadomych snach, rzeczywistość jest bardzo plastyczna i daje nieograniczone pole do kreacji. Kiedy budzisz się we śnie, to nie on ma władzę nad Tobą, ale Ty nad nim. Zdarzenia, osoby i miejsca, które dotychczas wywierały na Ciebie ogromny wpływ, tracą na znaczeniu. Akceptujesz wszystko i puszczasz to w eter. Zaczynasz rozumieć, że to jak się czujesz, kim jesteś i jak toczy się Twoje życie, zależy od Ciebie tak długo, jak długo zachowujesz przytomność, jak długo nie dajesz porwać się z powrotem w wir snu. Rozumiesz, że Twoje myśli mają na Ciebie wpływ tylko jeśli w nie uwierzysz.Na zawsze Twój Horry Porttier
Źródła: Transerfing rzeczywistości, V. Zeland
Komentarze