ściskam Cię Italiano i życzę wszystkiego co najlepsze 😘🙌💚🍓🏵️🌷🙋
Oto przed Wami 5 (a w zasadzie to 6) dzieł X muzy, które przepowiedziały przyszłość:
Father & son
Gwiazda kina kopanego Bruce Lee wystąpił w filmie z 1978 r. pod tytułem „Gra Śmierci”. Nie byłoby to niczym dziwnym gdyby nie fakt, że Lee zmarł w tajemniczych okolicznościach pięć lat wcześniej. Materiał który został nakręcony w części tuż przed rozpoczęciem zdjęć do „Wejścia Smoka” nie został ukończony przez nagłą śmierć aktora. Filmowcy i wytwórnia chcąc zarobić na nieżyjącej już, ale przynoszącej zyski legendzie, do istniejącego materiału dokręcili historię o gwieździe kina akcji, która przeżywa zamach na swoje życie na planie filmowym i powraca aby się zemścić. W gotowym filmie znalazły się ujęcia z pogrzebu Lee. Do tego dwóch chińskich aktorów zagrało plecy i sylwetkę Bruce’a, a w niektórych scenach wystąpiło kartonowe oblicze mistrza. Najdziwniejsza w tym potworku taśmy filmowej ( za wyjątkiem rewelacyjnej muzyki i scen walki z udziałem Małego Smoka) jest scena w której bohater Bruce’a zostaje postrzelony na planie filmu przez prawdziwy pocisk z broni która miała być załadowana ślepą amunicją. W 15 lat później doszło do praktycznie identycznej sytuacji jak w powyższej scenie. Bohater grany przez Brandona Lee, w filmie „Kruk”zostaje zamordowany i powraca zza światów by się zemścić na swoich oprawcach. Podobnie jak miało to miejsce w „Grze Śmierci”. W rzeczywistości w jednej ze scen, w której do Brandona oddawany jest strzał z broni, fragment prawdziwego pocisku który utkwił w lufie wystrzelił w jego kierunku trafiając go w brzuch. Innymi słowy, na skutek tego postrzału Brandon Lee tragicznie zmarł na planie filmowym. Dokładnie w taki sam sposób jak bohater wcześniejszego filmu grany przez jego ojca. Taki scenariusz w prawdziwym życiu wydaje się fikcją albo wyjątkowo okrutnym żartem losu. Zrodziło to wiele spekulacji na temat domniemanej klątwy ciążącej na rodzinie Lee, podobnie jak na klanie Kennedy’ch. Od tamtego zdarzenia przepisy na planach filmowych zaostrzyły się. Nigdy więcej nie doszło do podobnego wypadku.
W maju 1995 r. swoją premierę w ramówce HBO miał skromny dramat telewizyjny „Poza podejrzeniem”. Pamiętny Superman – Christopher Reeve grał tu policjanta cierpiącego na depresję, który namawia swoją żonę i brata do zamordowania go i zgarnięcia ubezpieczenia. Powodem takiego rozwoju wypadków było przykucie tytułowego bohatera do wózka na skutek postrzału z broni (znowu) w kręgosłup. Film zadebiutował na antenie 25 Maja, natomiast 27 maja 1995 r. popularny aktor został naprawdę sparaliżowany w wyniku upadku podczas jazdy konnej. Rola którą przyszło mu odegrać na srebrnym ekranie dotknęła go w rzeczywistości przywiązując do wózka na resztę życia. W tym przypadku los nie wprowadził rozróżnienia pomiędzy fikcyjną postacią a aktorem odgrywającym ją.
🙂
Jeśli jeszcze nie wymyślono określenia na gatunek filmowy stanowiący satyrę na newsy zanim faktycznie nastąpią, to najwyższa pora takie stworzyć.
W filmie „Fakty i akty” z 1997 r. (w dosłownym tłumaczeniu „Wag the dog” – „Merdając psem”) prezydent Stanów Zjednoczonych zostaje przyłapany na próbie przespania się z nieletnią dziewczyną. I to tuż przed wyborami. Jedyną szansą na pozostanie w grze i odciągniecie uwagi opinii publicznej od skandalu jest zatrudnienie Hollywoodzkiego producenta w celu upozorowania wybuchu wojny z Albanią. Stąd oryginalny tytuł, zgodnie z mantrą, że to nie pies merda ogonem ale ogon psem.
Media nie opisują polityków, to politycy wskazują mediom jakie tematy mają poruszać.
Flagowym przykładem takiej sytuacji w realu był oczywiście miłościwie panujący w latach ’90 prezydent Bill „Pan Cygaro” Clinton. Zasłynął on pewną wpadką z udziałem stażystki Moniki L. w samym sercu Białego Domu. W miesiąc po premierze „Faktów” wraz z powitaniem Nowego 1998 Roku wybuchł mega seks skandal z prezydentem w roli głównej. W 3 dni po ogłoszeniu światu co poczciwy Bill nabroił spadła kolejna bomba ale dosłownie i w liczbie mnogiej, na 6 placówek terrorystycznych w Afganistanie, wraz z fabryką w Sudanie, w której przypuszczalnie miała znajdować się broń chemiczna. Akcja militarna przeprowadzona totalnie z czapy skutecznie odciągnęła uwagę mediów od skandalu z cygarem i zamerdała psem na korzyść Pana prezydenta.
Uznany przez krytykę i obsypany deszczem nagród i nominacji (3 Oscary na 11 nominacji) „Chinatown” z 1974 r. z udziałem Jacka Nicholsona w roli prywatnego detektywa w L.A. przedstawia jego burzliwe śledztwo i związek z tajemniczą femme fatale graną przez Faye Dunaway. Uwaga spoiler! Jednym z twistów fabularnych jest przeszłość bohaterki granej przez Faye. Wykorzystana przez swojego ojca urodziła córkę która została wychowana jako jej siostra (wtf?). Według oryginalnego zamysłu scenarzysty zakończeniem filmu miało być uśmiercenie ojca przez Dunaway. Zamiast tego to jej postać dokonała żywota, a stary zbok przejął opiekę nad nieślubnym dzieckiem. Jeśli kogoś może dziwić taki obrót sprawy w którym pedofil na końcu wychodzi zwycięsko z opresji wystarczy spojrzeć na nazwisko reżysera.
Just Roman
Krótko po premierze filmu, magazyn Time zamierzał zrobić temat na okładkę o Nicholsonie. W trakcie zbierania materiałów o rodzinie aktora na jaw wyszły pewne zaskakujące fakty. Mianowicie, mama i tata Nicholson okazali się być jego dziadkami, a kobieta którą uważał za swoją rodzoną siostrę okazała się jego biologiczną matką. Najlepsze w tym jest to, że Nicholson przyjął rolę w „Chinatown” nie mając zielonego pojęcia o swoich pokręconych zawiłościach rodzinnych. Pomimo że artykuł nie ujrzał nigdy światła dziennego, Jack dowiedział się od przygotowujących materiał o całej sprawie i o tym, że do tego momentu żył w błogim przeświadczeniu że wywodzi się z modelowej amerykańskiej rodziny.
Człowiek pompa
Futurystyczno-satyryczne widowisko kina akcji z 1993 r. „Człowiek Demolka” otwiera sekwencja schwytania psychopatycznego przestępcy Simona Phoenixa, przez sierżanta policji Johna Spartana. Wskutek przebiegłego planu Phoenixa, główny bohater zostaje wrobiony w śmierć zakładników i obaj lądują na 30 lat w stanie hibernacji w kriogenicznym więzieniu, by po tym czasie obudzić się w świecie przyszłości i zrobić tytułową „demolkę”. Wprawne oko poszukiwaczy teorii spiskowych wypatrzyło wśród pensjonariuszy Krio-więzienia, do którego trafiają Snipes i Stallone, nazwisko Scotta Petersona, które wymyślone na potrzeby filmu pojawiło się w nagłówkach gazet dekadę później w związku z głośną sprawą o morderstwo pierwszego stopnia ciężarnej żony. Scott Peterson został skazany na odsiadkę w San Quentin gdzie trafiają najgroźniejsi przestępcy w Californii, podobnie jak filmowi bohaterowie trafiający do lodówki.
Najbardziej wywołujący opad kopary zbieg okoliczności rzeczywistych i filmowych wylądował w pewnym cyberpunkowym dziele z gatunku science fiction, szerzej znanym jako „The Matrix”. Nieznany bohater z działu rekwizytów przy kultowej produkcji, wypocił przedziwną rzecz w kontekście samego filmu. Akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych: w matrixowej teraźniejszości – rok 1999, i realnym świecie przyszłości – 2199. Oznacza to że maszyny znają i zaprogramowały z wyprzedzeniem wydarzenia mające nastąpić w tym przedziale czasu. W scenie w której agent Smith wertuje teczkę głównego bohatera, można wypatrzeć zdjęcie strony jego paszportu z datą wygaśnięcia obowiązywania dokumentu. 11 września… Data brzmi znajomo, prawda?
Resztę dopowiedzcie sobie sami…
Powiązane artykuły
Komentarze
Bajki…
Na pierwszy rzut oka tak, ale opisane tutaj kwestie to tylko wierzchołek góry lodowej, gdybyś bardziej się wgłębił w tego typu tematy to prawdopodobnie zmieniłbyś zdanie. Programowanie ludzi i wydarzeń dla kogoś znającego ten temat to bułka z masłem. Zapewne potwierdzą to ludzie pracujący w reklamie, chociaż ich programowanie ludzi to pikuś w porównaniu do tego co można robić. Wygoogluj sobie „programowanie ludzi” 🙂
Myślę, że tzw. efekt Mandeli może być częścią programowania, czy raczej obecnego przeprogramowywania (mieszania ludziom w umysłach), ponieważ zjawisko przyjmuje na sile.
Istnieją jednoznaczne dowody na to, że cywilizacja nie rozwija się spontanicznie, a jest zarządzana i sterowana odgórnie (od baaardzo długiego czasu, a może nawet początku). Większość jej wzlotów i upadków to wynik manipulacji. Nasz postęp wygląda naturalnie, ale naturalnym nie jest. Podobnie jak firanki na niebie udające chmury…
Dumam od kilku dni nad filmem Truman Show. Jim Carrey przeszedł w ostatnich latach transformację świadomościową (przebudził się, pisząc w uproszczeniu), bardzo podobnie jak sam Truman. Zastanawiam się, czy „przypadkiem” aktorzy zaangażowani emocjonalnie na planie filmowym, nie afirmują w ten sposób i to często skutecznie, materializując sobie rzeczywistość. O ile architekci Matrixa ukazują zazwyczaj w filmach własne plany na przyszłość ludzkości, o tyle aktorzy, próbując się utożsamić z odgrywaną postacią, nadają temu działaniu ważność i zasilają je energią. Podświadomość może nie rozróżnić iluzji od rzeczywistości, a wielokrotne wyświetlanie i oglądanie filmu przez rzeszę ludzi, często uczuciowe, pomaga zmaterializować przedstawianą historię. Jim Carrey, jakby „wyhunił” sobie swoją pobudkę. 😉
Poza tym, sam film zawiera bardzo silny przekaz na temat natury Matrixa i nas samych, więc polecam jego obejrzenie nawet osobom, które już go widziały. Film ma wiele smaczków, choćby takich (dziennikarz tv pyta Christofa, twórcę Truman Show):
– Christof, jak to się stało, że do tej pory Truman nie zorientował się w jakim świecie żyje?
– Przyjmujemy to, co jest nam dane za rzeczywistość. To proste.
Tak właśnie działa Matrix. 🙂 A potem było ujęcie dwóch, mało rozgarniętych panów, wpatrujących się bezmyślnie w ekran telewizora, jak większość ludzi na świecie…
A tutaj ciekawa wypowiedź Carreya. 😉
A Trump w simpsonach? 😀
Horry Porttier też o tym pisał. 😉
http://www.pepsieliot.com/simpsonowie-ktorzy-przewidzieli-przyszlosc/