Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
214 846 619
57 online
35 407 VIPy

O zgrozo, czy nie jedząc mięsa masz większe szanse na nowotwór okrężnicy?

Czy nie jedząc mięsa masz większe szanse na nowotwór okrężnicy? 

Jolanta Weganom, Wegetarianom, Roślino i Mięsożerom, czyli Ludziom się nisko kłaniam,

Yyy … łi.

Info, które dzisiaj Socjecie zapodam jest mi znane już od ponad roku. Dlaczego tak długo zwlekałam? Bo ze wszystkich sprzecznych komunikatów, ten najbardziej nie jest po mojej myśli.

Badanie było dziełem naukowców pracujących na Europejskim Prospective Investigation co do Nowotworów i odżywiania – Oxford ( EPIC – Oxford ), a pierwsze wyniki zostały opublikowane w internetowym wydaniu American Journal of Clinical Nutrition w dniu 11 marca 2009 roku.

Do mnie natomiast dotarły w zeszłym roku za pośrednictwem publikacji dr Catharine Paddock z University of Chicago Medical Center w Medical News Today, BBC.

Brytyjscy naukowcy odkryli, że wegetarianie mieli wprawdzie niższy ogólny wskaźnik zachorowania na raka niż zjadacze mięsa, ale w przeciwieństwie do wyników innych badań, okazało się, że mają wyższy wskaźnik zapadalności na raka jelita grubego

Jednym słowem, że nie jedząc mięsa narażają się na większe prawdopodobieństwo zachorowania na raka jelita grubego niż osoby jedzące mięso.

Wiedząc jak częstym rakiem jest nowotwór okrężnicy, chyba trzeci po raku piersi i prostaty, odebrałam tę informację jako bardzo niepokojącą.

Główny autor badań nad rakiem w UK, epidemiolog Tim Key, opierając się na tych oxfordzkich badaniach, wraz ze swoimi kolegami badaczami mieli ustosunkować się do zależności między zachorowalnością na poszczególne raki, a dietą wegetarian i jedzących mięso.

Dla celów naukowo-badawczych EPIC przeanalizował dane dotyczące 63 550 mężczyzn i kobiet w wieku od 20 do 89 żyjących w Wielkiej Brytanii w 1990. Dane co do zachorowań na raka i wywiady zostały pobrane z krajowych rejestrów nowotworów.

Wyniki pokazały, że:

Znormalizowany wskaźnik występowania wszystkich nowotworów u wszystkich uczestników badania wynosił 72% procent, co jest niższym wskaźnikiem niż dla całej populacji.

W porównaniu z jedzącymi mięso w tej grupie i po skorygowaniu wieku, płci i palenia papierosów, okazało się, że wegetarianie mieli o 11 % niższą zachorowalność na wszystkie nowotwory.

Jednakże, w przypadku raka jelita grubego, okazało się, że wegetarianie mieli aż o 39% (właśnie tak!) wyższy wskaźnik występowania nowotworu okrężnicy w porównaniu z jedzącymi mięso.

Autorzy badania wyciągnęli następujące wnioski:

Że, ogólne wskaźniki zapadalności na raka zarówno wegetarian, jak i nie wegetarian w tym badaniu są niskie w porównaniu z ogólnymi krajowymi.

W badaniu tym częstość występowania wszystkich nowotworów łącznie była niższa u wegetarian niż u osób jedzących mięso, ale częstość występowania raka jelita grubego była wyższa u wegetarian niż u osób jedzących mięso.

Naukowcy stwierdzili, że wyniki ich badań wskazują na istotną potrzebę przeprowadzania dalszych badań dla relacji diety i jej powiązań z zapadalnością na różne nowotwory.

Ależ odkrycie

Szczególnie zdziwiło naukowców powiązanie wyższej zapadalności na raka jelita grubego u wegetarian. Tym bardziej, że jest ogólnie wiadomą rzeczą, że czerwone mięso jest związane z wyższą zachorowalnością na raka jelita grubego.

Key powiedział prasie, że wyniki są interesujące i sugerują, że:

– Można liczyć na pewne ograniczenie ilości nowotworów u wegetarian i tych jedzących ryby i, że trzeba się temu uważnie przyjrzeć – według raportu BBC .

Key dodał:

– Trzeba przyjrzeć się uważnie temu dlaczego przy raku jelita grubego nie sprawdziła się teoria, że wegetarianie mają mniejszą zapadalność na niego, a nawet okazało się, że występowanie tego raka u wegetarian było znacznie częstsze.

Key jednak wyjaśnił, że jest bardzo trudnym zadaniem znalezienie jednoznacznych powiązań pomiędzy dietą i rakiem.

Co przyznam szczerze nakręciło mnie trochę sceptycznie do całego przedsięwzięcia

Tym bardziej, że Key dodał, że możliwe jest, że ludzie w tym badaniu nie koniecznie stanowili reprezentatywną grupę dla populacji jako całości.

Przykładowo większość z nich mogła jeść umiarkowaną ilość mięsa, a spożywać więcej owoców i warzyw codziennie, czyli rekomendowane przez dietetyków 5 porcji dziennie. Tak rzecz interpretuje dietetyk w BBC

Źródło: „Częstość występowania raka u wegetarian: Wyniki z Europejskiego Prospective Investigation co do nowotworów i odżywiania ( EPIC – Oxford ).” Timothy J. Key , Paweł N Appleby , ElizabethSpencer , Ruth C Travis , Andrew W Roddam i Naomi E Allen Am. J. Clinical Nutrition , po raz pierwszy opublikowany w internecie 11 marca 2009

Czytając podobne informacje na pewien czas tracę grunt pod nogami co do słuszności moich przekonań w dziedzinie najbardziej dla mnie zajmującej, czyli promocji zdrowego stylu życia, jako remedium na zło tego świata.

W tym francowate choroby

Dla złapania równowagi zaraz sięgnęłam po ciekawą książkę mianowicie Niebieskie Strefy, która opowiada o pewnych obszarach na świecie, które mają niezwykłą koncentrację stulatków.

Książka tym różni się od innych publikacji w temacie zdrowej geriatrii, że opiera się tylko na rzeczywistych, czyli zweryfikowanych badaniach.

Bowiem w przeszłości wiele osób twierdziło, że niektóre plemiona żyły szczególnie długo jak Hunzowie w pakistańskich Himalajach, czy mieszkańcy Vilcabamba w Ekwadorze.

Problematyczne jednak było prowadzenie ewidencji w tych obszarach, i trudno było zweryfikować wiek owych stulatków. Ktoś mógłby twierdzić, że ma 110 lat, a w rzeczywistości mieć tylko 90. Okazało się, że tego rodzaju przesada była bardzo powszechna.

W Niebieskich Strefach badacze używali tylko nowych technik naukowych, które mogłyby zweryfikować czyjś wiek, oraz wykorzystując dane DNA mogli również prześledzić pochodzenie ludzi, których na swojej drodze spotkali.

W połączeniu z weryfikowalnymi świadectwami urodzenia, wyodrębnili tylko cztery obszary świata, (czyli już nie 7, czy 8, jak wcześniej), gdzie ludziom udaje się/udawało przeżyć przeciętnego Amerykanina często ponad dwie dekady.

Zweryfikowane Niebieskie Strefy to:

Sardynia we Włoszech Tropikalne wyspy Okinawa w Japonii Półwysep Nicoya na Kostaryce Grupa religijna Adwentystów Dnia 7, zamieszkująca Loma Linda w Kalifornii

Na wstępie i od razu chcę zaznaczyć, w nawiązaniu do pierwszej części mojego artykułu, że cokolwiek nie powiedzieć, możesz wziąć telefon i zadzwonić do tych ludzi i zaraz dowiesz się, że nikt tam, w tych Niebieskich Strefach nie jest na diecie paleo, ani na diecie łowców – zbieraczy, czy też na diecie nisko-węglowodanowej.

Nikt

Wszyscy ludzie należący do dobrze zweryfikowanej grupy ludzi długo żyjących na świecie jest na wysoko węglowodanowej diecie głównie roślinnej!!

Nie znajdziesz nigdzie na świecie grupy ludzi długo żyjących – z udokumentowanymi dowodami -, że żyją tak długo na diecie o wysokiej zawartości tłuszczu, białka zwierzęcego i nisko węglowodanowej.

Nie ma takich ludzi wśród długo żyjących

Do tego jedna z tych grup, czyli Adwentyści dnia siódmego, obala mit, że nie ma długowiecznych populacji na diecie wegańskiej.

Jednak zawsze w takim momencie uczulam moich czytelników, że owszem jestem roślinożercą, ale jem omegę3, D3 i B12 odzwierzęce, przede wszystkim dlatego, że mieszkam na półkuli północnej w zamglonym kraju, pełnym szarug i półmroku również w dzień.

Jednym słowem w Kalifornii weganizm jest inny niż w Polsce

Zresztą wszystkie Błękitne Strefy wiążą się z dużą ekspozycją na słońce

Cokolwiek nie powiedzieć te cztery błękitne strefy jedzą głównie węglowodany

Sardynia we Włoszech, tradycyjna dieta opierała się na pieczywie pełnoziarnistym, warzywach, trochę koziego sera i winie. Mięsa nie spożywano codziennie. Czyli dużo węglowodanów, mało tłuszczu i niewiele białka zwierzęcego.

Okinawa, dieta oparta była na słodkich ziemniakach, tradycyjnych produktach sojowych, ryżu i warzywach. Typowa dieta stulatków z Okinawy była bardzo prosta: warzywa z ogrodu, zielona herbata, i trochę ryb, ryżu i tofu.

Loma Linda w Kalifornii, świeże owoce, płatki owsiane, sałatki i dania wegetariańskie. Co ciekawe, nie wszyscy Adwentyści dnia siódmego, są wegetarianami lub weganami. Ale wegetarianie wśród nich żyją dłużej niż osoby jedzące mięso (przeciętnie o dwa lata dłużej), a weganie żyli nawet dłużej niż wegetarianie. Adwentyści mają bardzo rzetelne dowody na te informacje.

Półwysep Nicoya na Kostaryce, jedzono głównie tortille kukurydziane, fasolę, niewielkie ilości białka zwierzęcego w postaci jaj i pewną ilość wieprzowiny lub kurczaka. Trzeba przyznać, że właśnie tutaj jedzono trochę więcej produktów zwierzęcych niż inne długowieczne społeczeństwa, ale również jedli najwięcej owoców ze wszystkich długowiecznych populacji.

Ciekawostką dotyczącą mieszkańców Nicoya, że mają najniższy wskaźnik występowania raka żołądka wśród wszystkich Kostarykańczyków.

Bowiem z jakiegoś powodu, Kostarykańczycy mają jeden z najwyższych wskaźników zachorowalności na raka żołądka na świecie. Naukowcy twierdzą, że to wielka ilość owoców spożywana przez mieszkańców Nicoya, chroni ich przed rakiem.

Konkludując:

Wszystkie osoby długowieczne żyją/żyły na diecie o wysokiej zawartości węglowodanów, o niskiej zawartości tłuszczu, na dietach na bazie roślin

Wszystkie osoby długowieczne jadły/jedzą dużo warzyw, w tym zieleniny.

Długo żyjące populacje jadły dużo owoców i wydaje się, że głównie to przyczyniało/przyczynia się do ich długowieczności

Pokarmy bogate w białko zwierzęce, takie jak mięso i ser są zarezerwowane na specjalne okazje i jedzono je w większości kilka razy w miesiącu, jeśli w ogóle.

Jestem już duża i czytając wyniki badania angielskiego nie wzruszam wieszakami i nie twierdzę, że to alopatyczne, nażarte mięsem świnie, które do tego łżą jak pies. A raczej mordy, rozmijające się z prawdą jak Pinokio, żeby nie obrażać zwierza.

Ale jestem duża i nie lubię takich wyników, bo mnie osobiście dotykają, żeby nie powiedzieć kąsają.

Naklejam więc wieści o Błękitnych Strefach na wyniki oxfordzkich badań i co otrzymuję?

Moją koncepcję

Wegetarianizm w rozumieniu olbrzymiej populacji, to jedzenie takie samo jak inne, tyle, że bez mięsa. Czyli smażymy, brązowimy, rumienimy, podgrzewamy, ba, nawet palimy tłuszcz.

Że frytki i chipsy i pepsi są wegańskie. Że za wszelką cenę wegetarianie, najczęściej przy pomocy soi usiłują naśladować tradycyjne syfiaste jak cholera potrawy. Burgery, parówki, kotlety i inną kiłę.

Że jemy margaryny, czyli utwardzone kwasy tłuszczowe. Że jemy chleb z głębokiego mrożenia, i żeby tylko z dodatkiem włosów Hinduski, ale przede wszystkim z chemią nieorganiczną.

Że kupujemy prowiant ładnie opakowany na półkach ze zdrową żywnością, który to prowiant przenigdy zdrowy nie był. Jak kostki warzywne szwajcarskie bio, eko, cuda niewidy z glutaminianem sodu nazwanym dla niepoznaki ekstraktem drożdżowym.

I, że tacy wegetarianie, czy weganie są tak samo narażeni na raka jelita jak mięsożercy, a nawet bardziej, bo nie kontaktują się z rybami. Ryby, a przede wszystkim odzwierzęca omega 3 jest niezbędna dla zdrowia jelit.

Drugą sprawą jest, że często wegetarianie odstawiając mięso niepokojąco dla swoich trzewi rzucają się na produkty mleczne, oczywiście pasteryzowane i wtedy taka dieta, owszem nie zawiera mięsa, ale za to białka zwierzęcego, a przede wszystkim kazeiny (białka mlecznego) ma w wielkich ilościach, a wiadomo co dr. Campbell i wielu innych sądził o kazeinie. Jest mega kancerogenna.

Z kolei weganie rzucają się na smażone tofu, czy parówki sojowe przyprawione chemią. A wszyscy razem dodatkowo rzucają się na gluten jak szajbusy.

Mogę się mylić, ale patrząc na Błękitne Strefy raczej się nie mylę, kolejny raz polecając Socjecie witariańską w przewadze i roślinną 811 z suplementacją odzwierzęcą omega 3, D3 i witaminą B12, oraz oczywiście mój  Program jem i … chudnę , a przede wszystkim jem i ma być spoko.

Tak czy siak kamień spadł mi z serca, że wreszcie wypuściłam ten wpis w wirtualny eter.

Serdeczności Jor peps

Blog pepsieliot.com, nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie  hype strategia, to potrzeba.

Może rzuć też gałką na to:

Długowieczność i błękitne strefy Błękitne strefy vs witarianizm, czyli kto kogo przeżyje Oćko temu misiu wypadło, czyli na pohybel temu witarianizmu Że co, że nasycone kwasy tłuszczowe i o oleju kokosowym Tłuszcze nasycone, czyli jak bardzo zostaliśmy okłamani

(Visited 5 718 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Lotus 2 października 2014 o 10:37

    Adwentyści Dnia Siódmego nie są 100% wegetarianami, znam kilku.

    Nie zgodzę się z nabiałem, większość oprócz Azjatów, jedzą nabiał jak np.Sarydnia i żyją zdrowo.
    My Europejczycy w większości nie mamy problemów z trawieniem nabiału.
    Azjaci kulturowo nie jedli nabiału, oprócz Hindusów.

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 10:41

      Lotus nie przeczytałaś dokładnie. Część jest 100% weganska i Ci żyją najdłużej, część wegetariańska i ci żyją około 2 lata dłużej niż nie wegetarianie.

      1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 10:43

        No i dotyczy to tylko tych z Kalifornii !!!!!!!!!

    2. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 10:42

      I jeszcze jedno, my Europejczycy mamy wilkie kłopoty z trawieniem nabiału po ukończeniu 4-go roku życia, tylko nie jesteśmy tego świadomi, to samo z glutenem, ale thx za Twoje zdanie

    3. avatar kika 12 października 2015 o 19:22

      Cześć Pepsi, jestem Adwentystką Dnia Siódmego od 9 lat i przyznaję, że od czasu kiedy zaczęłam stosować zasady zdrowia adwentystów czuję się dużo lepiej. Jem produkty pełnoziarniste, orzechy, czasem ryby, ale tylko te, które mają łuski, warzywa – najlepiej surowe (które można) lub gotowane na parze, strączkowe, cieciorkę, soczewicę, kasze, owoce. Robię różne pasty i pasztety wegetariańskie na chleb, Jem czasem jajka ekologiczne od kur karmionych ziarnem, ale zdarza mi się zjeść raz na 2 tygodnie jakiś drób lub serek twarogowy. Polecam tą dietę każdemu. Mięso powinno się jeść od święta. A może kiedyś będę weganką? ;-). Adwentyści żyją średnio 8 lat dłużej, ale nie jest ważna długość życia, ale jego JAKOŚĆ – że do starości zachowują kondycję psychiczną i fizyczną, więcej w artykule, który znalazłam:
      http://www.eioba.pl/a/2k1m/zyc-jak-adwentysci

      1. avatar grzegorzadam 12 października 2015 o 21:23

        @Kika
        Podoba mi się ta dieta..
        Sam podobną stosuję..

        == ale nie jest ważna długość życia, ale jego JAKOŚĆ ==

        Cała mądra filozofia 🙂

  2. avatar Oktawson 2 października 2014 o 10:45

    Pepsi, z ogromnym przejęciem czytałam dzisiejszy wpis… chyba nawet z wypiekami na twarzy 🙂 czułam się aż przesiąknięta Twoim w niego zaangażowaniem! Sporo danych, podkopujących (przynajmniej przez kilka wersetów) moje żywieniowe przekonania… ale się na koniec wyprostowało 🙂 dzięki Twojej wnikliwej analizie.

    Jakby tak każdy analizował co tak naprawdę w siebie wrzuca…

    Najbardziej mnie zawsze dziwi/śmieszy/zaskakuje gdy ktoś mnie pyta o to, co ja właściwie jem, skoro nie jem mięsa…? A zgadnij! – najlepsza chyba odpowiedź 😉

    Ponadto uważam, że we wszystkim powinno dążyć się do prostoty… nie kombinować, nie przedobrzać, za dużo na raz nie wrzucać, nie wysmażać, niezbyt długo gotować (albo wcale), oddychać, ruszać szkitkami i resztą ciałka (te wszystkie babcie i dziadkowie na Okinawie całe życie uprawiają codzienną krzątanine obok upraw swoich warzywek, ziółek, itp.), nie snuć smutasów w głowie swej czy poprzez werbalna paplanine…

    Dzięki Pepsi za kolejny rzeczowy, pełen zaangażowania wpis!

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 14:58

      Oktawson thx 🙂

  3. avatar Lotus 2 października 2014 o 10:52

    Pepsi, wiem, że z Kalifornii, i o nich mówię 🙂

    Możesz podać jakieś konkretne źródło odnośnie nabiału.
    Nie moje zdanie a wielu, znam sporo osób, którzy są zdrowi i długo żyją właśnie jedząc nabiał.
    Zresztą sporo mitu o nabiale można poczytać, też kiedyś byłam przeciwna.
    To nie problem z nabiałem, a z organizmem, który ma problem z trawieniem go.To samo z glutenem.

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 10:58

      Lotus 10 lat, a nawet jak liczę teraz, to 12 pracy jako dietetyk w mojej własnej firmie, tysiące rozmów, tysiące chłopaków robiących masę, tysiące uczuleń na mleko, stąd wiem, z moich osobistych badań, po odstawieniu kazeiny, a przejściu chociażby na izolat serwatki zaraz się polepszało, ale wielu nie może żadnego nabiału jeść.

      1. avatar Jaspis 3 października 2014 o 07:19

        Żadnego oznacza tylko krowiego nabiału , czy też dotyczy to koziego?
        Z tego co pamiętam, to twój G. je przecież kozi ser .

        1. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 10:10

          Jaspis on jest wolnym człowiekiem i robi różne rzeczy, które nie do końca są po mojej myśli, ja piszę o moich przekonaniach, nawet gdy je czasami złamię

          1. avatar Jaspis 3 października 2014 o 13:56

            No dobrze, ale tak drążąc, to jakie jest Twoje stanowisko w sprawie nabiału konkretnie koziego ?

          2. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 14:01

            Jaspis jak jest bio, to jeść!

  4. avatar Łukasz 2 października 2014 o 10:58

    Świetny artykuł !

    Co do spożywania śmieci w dietach wege – tak to prawda, można być wege i zejść na typowo cywilizacyjne choroby. Brak minerałów, niedostatek witamin, do tego przetworzenie i nijak się to ma do zdrowego odżywiania – zaśmiecamy przewód pokarmowy, zatruwamy ciało i… helloł raku.

    W kwestii kazeiny w 100% popieram Pepsi, my nie mamy podpuszczki, która pomaga nam z kazeiną.
    Lotus – jeśli weźmiesz na tapetę diety odżywiające organizm, diety regenerujące np Gersona, Birch – Brennera, diety, które się układa ludziom chorym albo dla dzieci z autyzmem (czyli też dieta odżywcza, z eliminacją wszystkiego co jest destruktywne dla organizmu), to zauważysz, że te diety od razu eliminują wszelki nabiał. To samo tyczy się mięcha, glutenu, soji, przetworzonej żywności itd.

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 14:59

      Łukasz thx 🙂

  5. avatar Agata 2 października 2014 o 11:25

    Hej Pepsi, a czy Błękitne Strefy przypadkiem nie są takie wyjątkowe, bo wszyscy pochodzą z jednego silnego korzenia? Czyli mają dobre długowieczne geny? Ciekawa jestem, czy badanie bierze to pod uwagę (?). W takich miejscach (wyspy, półwyspy) ludzie rzadko podróżowali i rzadko ktoś do nich przybywał, więc koniec końców rozmnażają się krewni, może i dalecy, ale wciąż krewni. Do tego oczywiście mają sprzyjające warunki, o których piszesz, czyli słońce, dobre jedzenie, ale jednak pierwotnym źródłem długowieczności może być po prostu wspólny, długowieczny praprzodek… A długowieczność się dziedziczy (ceteris paribus). Co o tym sądzisz?

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 12:22

      Agato raczej nie, szczególnie nie Adwentyści

      1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 12:40

        No tak słońce i jedzenie to priorytety

    2. avatar Łukasz 2 października 2014 o 12:44

      Każdy posiada gen długowieczności, ale nie u każdego jest on w pozycji ON.
      Badania jasno pokazują, że to my naszym stylem życia oraz sposobem odżywiania wpływamy na geny.
      około 20% naszych genów jest faktycznie niezależna i nie mamy na nie wpływu, jednak pozostałe 80 % – to już kwestia środowiskowa.
      Czytałem badania lekarzy z usa, którzy pacjentom zaproponowali w ramach terapii zmianę nawyków żywieniowych oraz stylu życia. Zanim Ci pacjenci zmienili sam sposób odżywiania, zrobiono im badania genetyczne. Po ok 6 miesiącach zdrowej diety, któa odniosła 100% skutek w kwestiach chorób, dokonano kolejnych badań. Okazało się, że ok 500 genów się magicznie „zmieniło”.
      Da się, tylko trzeba wiedzieć co i jak.
      Albo działamy na siebie prozdrowotnie albo destruktywnie. Taka sytuacja 🙂

      1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 15:01

        Bruce Lipton uważa że psychika ma wpływ na geny, a co dopiero szama

    3. avatar Oktawson 2 października 2014 o 16:30

      Agato, możesz mieć tutaj racje. Oglądałam kiedyś program, chyba z BBC (niestety nie pamiętam szczegółów, więc nie podam dokładnego źródła), w którym padło przypuszczenie, że długowieczność Sardyńczyków może być spowodowana faktem, że nie mieszali genów z ludami napływowymi, z racji właśnie tego, że byli odcięci mieszkając na wyspie. Geny zatem powtarzały się w jakimś zakresie… Ciekawe czy obecne pokolenia nadal zachowają tę genową powtarzalność..? Bilety promowe (nie wiem jak samolotowe) na Sardynię są ciągle strasznie drogie, więc może oni dodatkowo w ten sposób dbają/chronią swoje geny…? Ot, takie luźne dywagacje 🙂

  6. avatar Kubarlov 2 października 2014 o 11:49

    Moja koncepcja pokrywa się z Twoją 🙂 a dodatkowo nie wierzę tym oxfordzkim cyrkowcom, zbyt często zdarzało się w ich karierze żonglować danymi – coś w takim stylu, że np. jak ktoś nie jadł mięsa od tygodnia to już jest wegetarianinem – no i spójrzmy prawdzie w oczy: w Anglii trudno o dobre jedzenie: to przetworzone to jest podła pasza (wg relacji emigrantów z Polski) i z tymi nawykami żywieniowymi ludzie nawet jak się stają wege to i tak jedzą wegeśmieci, nie wiem tak na prawdę jak tam jest z dostępnością owoców ale klimat mają raczej wilgotny nie sprzyjający dłuższemu przechowywaniu żadnej żywności, więc konserwanty, konserwanty, konserwanty, pryskanie warzyw i owoców SIARĄ (czytaj: jakiś tam podły związek siarki przeciw pleśniom) – a o tym szczególiku i jego wpływie na nowotworzenie się komórek cyrkowcy zdaje się zapomnieli…

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 15:01

      Oxfordzki cyrkowiec :))

  7. avatar Łukasz 2 października 2014 o 12:48

    Mięso ogólnie powinniśmy spożywać od święta, nie da się zaprzeczyć jego negatywnemu działaniu w jelitach – procesy gnilne, które zatruwają nasz organizm toksynami. Ponadto „mięso” obecnie to po prostu białkowo, antybiotykowo, hormonalny i nie wiadomo jeszcze jaki koktajl. Biorąc pod uwagę typową polską dietę, czyli mięso 5 x w tygodniu, po 2-3 razy dziennie, niekiedy smażone, albo przesmażane – sorry, ale to jest niestety początek ku chorobom nowotworowym. Dr Campbel, oraz wielu innych jasno to pokazali.

  8. avatar Child of korn 2 października 2014 o 19:11

    Pepsi, masz jakiekolwiek doświadczenia z osobami które od urodzenia nie jedzą mięsa? O tak. Po prostu. Nie i koniec.

    1. avatar pepsieliot 2 października 2014 o 19:23

      Tak znam, ale jedzą białko zwierzęce w postaci mleka matki

      1. avatar Child of korn 3 października 2014 o 15:33

        Nie skonkretyzowalam pytania. Chodzi mi o sytuację gdy organizm ludzki niejako odrzuca wszelką postać mięsa? Natomiast produkty odzwierzece (jaja, mleko) juz nie. Mówię o sytuacji gdy niemowlę juz „tak ma” i z wiekiem to nie mija.

        1. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 16:40

          Child jak organizm odrzuca to nie należy jeść

        2. avatar Galika 10 października 2014 o 20:53

          Mój mąż ma znajomego, który jest jak to mówi wegetarianinem z urodzenia, a nie z wyboru. Żona mięsożerna gotuje mu bezmięsne obiadki,bo facet od dziecka nie znosi mięsa. Ma już koło trzydziestki i jeszcze mu nie minęło 🙂 Jajka wcina, mleko i ryby to nie wiem. Pewnie więcej jest takich przypadków, albo byłoby, gdyby rodzice na siłę mięska co da zdrowie nie wpychali dzieciom…

  9. avatar Panna Migotka 2 października 2014 o 20:07

    Pepsi, wydaje mi się, że swoją koncepcją trafilas w sedno.
    Ja wlaśnie byłam taka wegetarianką,,dwadziescia lat nie jadlam miesa. Przestalam je konsumowac ze wzgledow etycznych i nic poza tym mnie nie interesowalo.Zadne wzgledy zdrowotne. Zarlam kotlety sojowe w glebokim tluszczu smazone, kielbaski i pasztety naszpikowane nie wiadomo jaka chemia, owocow malo, za to frytki i hamburgery warzywne, kupione w sklepie, ohydne, sklepane na plasko placki nie wiadomo z czego, ale na pewno nie z warzyw. Do tego kawy hektolitry i faje.Dopiero po tym ,jak zaczelo nawalac mi zdrowie,zastanowilam sie i zaczelam szukac. Jakos tak sie w czasie zbieglo, ze trafilam na Twoj blog i jednoczesnie znalazlam sposob odzywiania , ktory odmienil calkowicie moje zycie. Coz sie okazalo : jest w zasadzie taki jak u Ciebie, choc witarianka nie jestem ,ale tak z 80 procent jem raw. Poprawa nastapila natychmiast, wszelkie dolegliwosci,powedrowalu w sina dal, kondycja wrocila,( biegam codziennie, )a i wyglad poprawil sie i to bardzo. Dlatego nie przekonuja mnie medrki z Oksfordu, bo sama dla siebie jestem dowodem na to , ze dobrze sobie czynie, odzywiajac sie tak jak teraz. Jednak chcialam , zebys mi powiedziala Pepsi kochana, czy mozliwe jest, ze mozna ekstremalnie reagowac na jakiekolwek odstepstwa , tzn jesli pozwole sobie zgrzeszyc i wpakuje w siebie cos co jadlam wczesniej(zdarza mi sie to co prawda bardzo, bardzo rzadko, ale niestety czasami sie zdarza), to czuje sie fatalnie. Po prostu strasznie. Przyznam sie, ze czynie tak , zeby sama siebie przetestowac. No wiem, ze glupie to… Przestane i tyle.

  10. avatar Redka 2 października 2014 o 20:38

    Pepsi, czy mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego Omega 3 odzwierzęca jest Twoim zdaniem lepsza od roślinnej? Nie jem ryb, więc bardzo bym chciała, żeby Omega 3 roślinna, np. z oleju lnianego była wystarczająca 😉
    A tak w ogóle to dzięki za kolejny superowy artykuł 🙂

  11. avatar klepsydra 2 października 2014 o 23:02

    Ja bym się przejęła, gdyby chodziło o witarian; przecież wiadomo, że wegetarianie i weganie żywią się syfem, nie powinnaś się tak przejmować, szkoda zdrowia, jednak nadal siedzi w Tobie strach,przejęcie, a wiesz jak to działa na ciało…Poza tym, tamtym 'wegetarianom’ pewnie żal dupę ściska, że inni jedzą mięso, więc stąd rak okrężnicy.
    Zdrowe emocje to podstawa, potem jest jedzenie, ale można próbować jakoś prostować…Mnie chwilowo dobija brak obu, idę się dobić.

    1. avatar Łukasz 3 października 2014 o 08:22

      „Przecież wiadomo, że wegetarianie i weganie żywią się syfem” – luźne pytanie – co masz na myśli ?

      1. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 10:11

        Wegański burger smażony plus wegańskie frytki z głębokiego, plus wegańska fanta

        1. avatar Łukasz 3 października 2014 o 11:03

          No dobra, ale nie każdy wege się tak odżywia 😛

          1. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 11:23

            nie mówi się tutaj o każdym, ale o statystykach

  12. avatar klepsydra 3 października 2014 o 11:48

    Ewelina S. opowiadała kiedyś o kobiecie-witariance, która żywiła się w ten sposób, ponieważ straszliwie obawiała się raka. Na raka oczywiście zachorowała i grę przegrała. Mi wciąż towarzyszy myśl, że wszystko co usmażone lub nawet biały ryż/pieczywo to straszliwie przeciętne, żeby nie napisać niezdrowe jedzenie. Pewnie już nie raz siebie w ten sposób pogrążyłam. Inni żrą większy badziew, nic sobie z tego nie robią i jakoś hulają 🙂 Jak zwykle nic nie jest proste:/

    1. avatar pepsieliot 3 października 2014 o 11:59

      Jakiś tam procent ludzi, ma takie świetne geny, albo raczej psyche, że nie zachoruje na raka choćby nie wiem co robili. Tylko, ze się tego wcześniej nie wie. Był taki gość, frutarianin, też nie chciał zachorować na raka, nazywał się yyy … Steve Jobs

      1. avatar Oktawson 3 października 2014 o 14:42

        No tak, tylko świętej pamięci Steve Jobs, mimo że stał się frutarianinem na pewnym etapie swojego życia, zachwalał prostotę oraz dbał o pozytywną mentalność, to miał również do czynienia z wieloma promieniotwórczymi ustrojstwami… Na każdy przypadek należy patrzeć całościowo. Na swój również i dbać o wszystkie aspekty nas dotyczące, a nie tylko szamę dajmy na to…

        1. avatar Kubarlov 11 października 2014 o 10:47

          możliwe też, że szamał soję/mleko sojowe GMO

  13. avatar Maya 7 października 2014 o 17:14

    Sory, ale nie wiem, gdzie się z tym dopisać, więc padło na ten temat 😉

    Właśnie znalazłam filmik kolesia, który mówi, że nigdy nie jadł mięsa. Zaskakująca końcówka, przynajmniej jak dla mnie 😉 Wydaje mi się, patrząc tak po ludziach i po sobie, że jedzenie mięsa bardzo postarza, i mówię tu o wyglądzie..

    https://www.youtube.com/watch?v=qW9R8C82V74

  14. avatar Kubarlov 11 października 2014 o 10:44

    W odniesieniu do jelit i flory bakteryjnej ciekawe jest to, co mówi Alexey Voevoda – wmienia tu jakąś książkę Ugoleva (nie znam, a może ktoś go zna?) – to jeszcze bardziej (niż mi się dotychczas wydawało) obala mit białka 🙂
    Oczywiste dla mnie jest, że każde spożyte białko i tak musi być rozłożone na aminokwasy (wydatek energetyczny i enzymatyczny), więc efektywniej jest odżywiać się surowymi roślinami zawierającymi wolne aminokwasy i enzymy. Nową rzeczą natomiast dla mnie jest to, co powiedział Alexey, że zdrowa flora bakteryjna jest w stanie wyprodukować wszystkie niezbędne nam aminokwasy. 🙂 Nie ukrywam, że to mnie ucieszyło bo temat flory mam ogarnięty od paru ładnych lat (kombucza, Efektywne Mikroorganizmy) i mogę podrzucić parę patentów z tym związanych.
    Jednak drążąc dalej temat obalania mitów zastanawiam się nad kolejnym mitem związanym z kwasami tłuszczowymi – skoro wątroba produkuje przecież tłuszcz (cholesterol), to czy przy sprzyjających okolicznościach przyrody (flora jelitowa) nie jest w stanie produkować również niezbędnych nam kwasów tłuszczowych? 🙂 Może przy współudziale mikroorganizmów jelitowych wykorzystując źródła roślinne omega-3?
    Zakładam, że w jakiś sposób jest to możliwe biorąc pod uwagę doniesienia o osobach odżywiających się praną 🙂

    Alexey Voevoda – złoty medalista z Soczi i witarianin, promotor surowej diety wegańskiej, napisy PL:
    http://www.youtube.com/watch?v=xBqGWjqw2Jw

  15. avatar sonika 23 lipca 2015 o 11:22

    do ŁUKASZ
    soje jedzą Japończycy i należą do najdłużej żyjącej populacjii na ziemi,więc nie jest to prawdą,że soja nie jest zdrowa,może nie dla nas.Oni jednak jedzą soję od tysięcy lat i nie wyobrażają sobie dnia bez soi.Soję jedzą w rożnych postaciach-głównie przefermentowaną.Umierają oni częściej z powodu starości niż z chorób, dożywając w pełnym zdrowiu około 90, 100, a nawet 120 lat.Więc soja jest zdrowa! Dieta ich jest różnorodna,owszem ale soja to nie trucizna! jak niektórzy twierdzą.

    Następnie Pepsi-twierdzisz,że gluten niezdrowy-prawie trucizna
    to dlaczego Włosi jedząc kilka razy dziennie gluten w postaci makaronów,pierożków,bagietek,gdyby gluten był tak szkodliwy jak piszesz,Włosi byliby baaardzo chorym narodem,a tak wcale nie jest!
    Przeciętny Włoch zjada ok. 30 kg makaronu rocznie, Polak zaledwie 4.
    Włosi są najbardziej długowiecznym narodem w Europie, żyją średnio 81 lat.
    Jak wynika z analiz jednego z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych, The Lancet, Włosi żyją najdłużej spośród europejskich narodów.
    Chociaż mieszkańcom Półwyspu Apenińskiego często zarzuca się powszechność palenia papierosów, picie nadmiaru alkoholu i zamiłowanie do niezdrowych przekąsek, są najbardziej długowieczni w Europie. Jeśli chodzi o światową listę, uplasowali się na drugim miejscu, tuż za Japończykami.

    Poza długowiecznością, Włosi osiągnęli dobry wynik, jeśli chodzi stan zdrowia, ponieważ cech**e ich krótszy średni czas zmagania się z niepełnosprawnością.
    Zastanawiam się dlaczego tak długo żyją w dobrym zdrowiu,skoro jedzą tak straszną truciznę jaką jest pszenica i na dodatek w takich ogromnych ilościach?

    1. avatar pepsieliot 23 lipca 2015 o 12:04

      Sonika to mit, że japończycy jedzą soję, w rzeczywietości jedzą głównie fermenrowaną i to w niewielkich ilościach, Japończycy pr4zede wszystkim nie jedzą dużo tłuszczu, ale trzeba przyznac,że również mało fruktozy

  16. avatar Sonika 23 lipca 2015 o 18:26

    Pepsi
    wklejam
    fragment
    ”Kiedy zapytałam Yoshiego o główne produkty i surowce wykorzystywane w kuchni japońskiej, wskazał właściwie te trzy wchodzące w skład typowego śniadania japońskiego, a więc: ryż, ryby i pastę miso.”
    …..pasta miso to nic innego jak fermentowana soja,o której pisałam.
    Do wielu potraw dodaje się cukier,wiec nie można powiedzieć,że nie jedzą słodkiego. Sos sojowy jest wszechobecny,jak i wywary sojowe oraz placki sojowe,no i oczywiście tofu.

    następny fragment;
    ”Japończycy spożywają 3 główne posiłki w ciągu dnia i są to: wspomniane już śniadanie, lunch około godziny 14 i kolację (18-19). Wraz z przenikaniem do Japonii kultury Zachodu pojawiła się u nich też tradycja spożywania przekąski na słodko, jak ciasto czy budyń, ok. godziny 15.”-słodkie też jedzą.

    http://rozmarynowy.blogspot.co.at/2013/11/co-jedza-japonczycy-kiedy-nie-jedza.html

    1. avatar pepsieliot 23 lipca 2015 o 18:32

      zapewniam Cię, że mało, a do tego miso to bardzo dobra fermentowana soja, jak natto

      1. avatar pepsieliot 23 lipca 2015 o 18:35

        jedzą głównie ryż, warzywa morskie i zwykłe też często fermentowane lub marynowane, wtedy z cukrem,( ale ile tego cukru? oni praktycznien nie jedzą słodkich deserów), oraz dużo ryb surowych i owoce morza. Soja głównie fermentowana, tamari, miso, natto, tempech, zapwwniam Cię, że n9e piją mleka sojowego, ani nien pożerają kilofgramów tofu ala mięso

        1. avatar Kubarlov 23 lipca 2015 o 21:14

          tradycyjna azjatycka potrawa to kimchi, czyli kiszone warzywa – odpowiednik naszej kiszonej kapusty, z tym że kroją kapustę w ćwiartki, dodają do kiszenia jeszcze inne warzywa, po ukiszeniu sos zagęszczają mączką ryżową i doprawiają papryką na ostro – jest to swoista bomba witaminowo-probiotyczna, w tradycyjnej kuchni azjatyckiej spożywana praktycznie codziennie jako dodatek do różnych potraw… „komercyjny duch zachodu” spowodował jednak, że zarówno u nas, jak i u nich stosuje się kapustę kwaszoną, czyli przed wypuszczeniem do sprzedaży zalewaną bakteriami kwasu mlekowego, a to nie to samo (choć smak zbliżony), gdyż te bakterie wyznaczają jedynie kierunek dla procesów fermentacji w której udział biorą tysiące innych bakterii występujących naturalnie i taka fermentacja musi trochę trwać by powstały w niej odpowiednie witaminy produkowane przez te inne mikroorganizmy (zainteresowanym symbiozą mikroorganizmów polecam pogooglować hasła: prof. Teruo Higa, efektywne mikroorganizmy)

  17. avatar Sonika 24 lipca 2015 o 11:45

    Napisałam długi post,ciekawe co się stało wysłałama go nie ma?
    Pepsi nie denerwuj sę nigdzie nie napisałam że jedzą kilogramami tofu,Pepsi wyluzuj,nie pisałam też o mleku sojowym,a właśnie o fermentowanej soi.Dziennie zjadają około 1/4 szklanki więc nie jest to aż tak mało gdy się zjada tak przez cały rok na okrągło,
    a nie,że zaraz kilogramy…Nie musisz pisać ze miso to sfermentowana soja ,bo to oczywiste..:)
    myślę ,że nie wykasujesz?
    pozdrawiam
    wklejam link do bloga dziewczyny która mieszka w Japonii
    jak ktoś ciekawy,proszę…..
    http://tokyopongi.com/ramen-ラメン-nie-taka-zwykla-zupa/#comment-279
    a tu co napisała Pani ,ktora mieszka w Japonii;
    ”Podobno Japończycy średnio spożywają 1/4 filiżanki produktów sojowych dziennie, wliczając w to już sos sojowy. Gdyby zestawić to ze spożyciem soi w innych krajach, to wynik Japonii wcale nie jest imponujący 🙂 O wiele więcej soi spożywa się w Chinach, Stanach, Brazylii i Argentynie, ale moim zdaniem wynika to z różnic w upodobaniach kulinarnych – np. wegetarianizm w Japonii nie jest zbytnio popularny i Japończycy nie mają zwyczaju zastępować mięsa czy ryb produktami sojowymi, tak jak często robi się to w Europie czy Stanach. Produkty sojowe w Japonii są obecne w codziennej diecie, ale głównie jako dodatki, a bardzo rzadko występują jako główne danie (wyjątkiem jest tofu) – np. sos sojowy dodaje się m.in. do ryb i zup, pasta ze sfermentowanej soi służy do przyrządzania zupy miso lub sosów, bardzo popularne jest inarizushi, czyli ryż zawijany w smażone tofu, czy np. edamame (gotowana soja, podawana na zimno lub ciepło), które podaje się do piwa. Ale nawet gdyby te wszystkie rzeczy zebrać w jedno, to obiadu z tego nie będzie 🙂 ”

    1. avatar pepsieliot 24 lipca 2015 o 11:48

      wyluzowałam 🙂

  18. avatar Sonika 24 lipca 2015 o 11:52

    Pepsi
    lubię czytać twojego bloga…ale lubię też analizować,przepraszam jeżeli cię uraziłam,absolutnie nie było to moim zamiarem
    pozdrawiam ciepło

    1. avatar pepsieliot 24 lipca 2015 o 12:59

      Wieem Sonika, ja też Ci pozdrawiam

  19. avatar Nikamq 20 września 2016 o 21:47

    Nie czytałem całego artykułu od deski do deski. Zgadzam się, że wegetarianizm na mrożonkach frytkach z piekarnika serów i wszelakich smażonych rzeczy to poroniony pomysł bo żyłem tak 10 lat i kondycją nie grzeszę. Gotując i smażąc jedzenie modyfikujemy witaminy i minerały tak się dzieje podczas obróbki cieplnej czy tego chcemy czy nie, a potem ma to znikomy dobroczynny wpływ albo nawet żaden. Witarianizm ma sens i tak staram sie teraz jeść i widzę poprawę. Niektórzy jej nie zobaczą bo pomimo wlewania w siebie ton witamin ze zdrowej żywności mają zaburzone wchłanianie. Trzeba oczyścić narządy zanim podejmie się wyzwanie diety witariańskiej według mnie. Piszę ze swojego doświadczenia. Glodówki mam za sobą i organizm zupełnie inaczej pracuje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum