poszukaj na różnych forach, gdzie wypowiadają się ludzie, którzy to zastosowali
Postanawiasz przestać się przeżerać, robić flaszki, czy drzeć faje. Za pomocą siły woli zmuszasz się do tego, i na drodze walki jakoś ci się udaje, lub nie.
Po czym wszystko wraca na stare tory, a często jest jeszcze gorzej i dopada cię jo-jo. Lub pod wpływem impulsu chwili zrobisz tylko jedną fajkę, potem jeszcze jedną i za moment jesteś ponownie palaczką nałogową.
Człowiek, którym grasz, SAM Z SIEBIE NIE ZACZNIE GRAĆ LEPIEJ.
Siłowa zmiana siebie, z poziomu ego, jest klasycznym działaniem ludzi śpiących, i oznacza brak zrozumienia, czyli działanie oderwane od świadomości. Działanie z poziomu świadomości daje MOC.
Świadomość mówiąc obrazowo, to część większego systemu świadomości zwanego Bogiem, czy Absolutem. I ta część gra tobą, jak gracz w grze awatarem, aby doświadczać i dzięki temu ewoluować. Przymusu do wzrastania nie ma, można też cofnąć się ewolucyjnie. Świadomość tylko pozornie jest zanurzona w tobie, w rzeczywistości grasz z serwerowni, jesteś spoza gry, jesteś w yyy … coś jakby w niebie.
Koment
Pepsi, proszę o poradę co mam zrobić ze sobą. Bo już mnie to wkurza bardzo. Ogólnie to chodzi o papierosy. Reszta super – joga, odżywianie, pozytywne myśli, moje życie od czasu twojego blogaska i trochę nawet przed jego pojawieniem się w moim życiu to czysty transserfing rzeczywistości. Ale nie wiem jak rzucić fajki. Za bardzo w mojej głowie są jako „ekstra dopełnienie bieżącej chwili”. Czy rozmowa z przyjaciółką, czy przerwa w pracy na słoneczku. Bez tego nie umiem się skupić na chwili obecnej, myślę ciągle jak ta fajka byłaby super. Co wiem, że jest bzdurą. I bardzo chce w ogóle wymazać istnienie papierosów ze swojej głowy.
Działanie z poziomu gry, czyli z poziomu ego jest zawsze, podkreślam: ZAWSZE skazane na porażkę. Dotyczy to wszelkich nałogów i działań destrukcyjnych, w tym robienia flaszek, objadania się, narkotyków, seksoholizmu, wykładania sztonów na ruletkę, czy czarnego Jacka.
Z prostej przyczyny, że EGO KONFLIKTUJE, a to, co się ma wydarzyć dzieje się na jednej przestrzeni, w grze komputerowej.
Część twojego umysłu ma silne przesłanki, żeby przestać palić, wie, że darcie faj ma działanie destrukcyjne, antyzdrowotne i kijowe, dlatego zaczyna wywierać SIŁOWĄ PRESJĘ na drugą część umysłu. Druga część umysłu z kolei narzeka, że czuje się jak więzień, bo przecież jak tu gadać z kumpelą, jak korzystać ze słońca i plaży, gdy nie można zadrzeć?
Nie pal, za to spal tłuszcz z brzucha Shape Shake TiB🙂
… Za bardzo w mojej głowie są jako „ekstra dopełnienie bieżącej chwili”…
Bieżąca chwila po prostu jest, wydarza się i NIE POTRZEBUJE DOPEŁNIENIA, jednak ego nie ma w bieżącej chwili. EGO W TERAZ NIE ISTNIEJE.
Chyba nie chcesz powiedzieć, że przyczyną twojego nałogu są dobre stosunki z przyjaciółką, czy słońce? Dobrze wiesz, że przyczyna tkwi gdzie indziej.
Dochtore zapisuje receptę na objawy, lek je stłamsi, zapominasz o nich, po czym pojawia się kolejna choroba, ale wciąż nikt nie zastanawia się nad jej przyczyną.
Ego działa z pozycji konfliktu, siły i walki, zaś świadomość (nazwijmy ją duszą) posiada moc i nigdy nie walczy.
Jakbyśmy już mieli dokonać zmierzenia na szali, to siła jest absolutnym pikusiem przy mocy. Siła to ego, to są chmury, zmieniają się, zaś moc to niebo, nieśmiertelność. Chmura nie może istnieć bez nieba, a niebo owszem, owszem.
Chmura, czyli nałóg, konflikt, siła należy do poziomu gry, czyli ego, natomiast niebo to poziom bytu, to jest moc.
Oczywiście ciała graczy w tej grze różnią się osobowościami, jeden ma silniejszą wolę, innego wcale nie ciągnie do nałogów. Chociaż po prawdzie nie poznałam jeszcze takiego, bo nawet skłonności do ascezy są formą nałogu.
Se w ogóle posible? Niemożliwe
Gdy na siłę przestaniesz palić papierosy dopadnie cię inny nałóg, zaczniesz jeść cukierki, albo wyrywać sobie włosy z jednej strony głowy.
Nałóg, jak powiedział Osho, musi sam odpaść. Fajki muszą się po prostu od ciebie odkleić. To ładnie brzmi, ale doczekać się trudno, trzeba to wcześniej zrozumieć.
Świadomie nie da się robić niczego złego, destrukcyjnego. Z poziomu bytu, czyli świadomości, nie jesteś w stanie drzeć faj, upijać się, obżerać, gwałcić, niszczyć, bo to jest dla ciebie lub innych zanurzonych w tej grze, szkodliwe.
Nie możesz niszczyć planety, środowiska, po prostu nigdy byś tego nie zrobiła świadomie.
Coś cię ewidentnie usypia, nie masz kontaktu ze sobą prawdziwą. Nie wiesz, że grasz.
Żeby nałóg odpadł z poziomu ego należy zaprzestać walki z nim.
Każda czysta, jasna intencja jest odbierana przez podświadomość, jako konieczność stania się i DZIEJE SIĘ w twojej rzeczywistości. Ale podświadomość nie ma inteligencji, nie jest cwana, ona uczy się ciebie poprzez to, co naprawdę myślisz i czujesz.
Jeśli twoja intencja rzucenia palenia jest tak NIEJEDNOZNACZNA, i obwarowana imperatywami, a to nie może być przyjaciółki w pobliżu, a to przerwa w pracy nie może się zsynchronizować ze słoneczkiem, że twoja podświadomość jest skołowana. Nie wierzy w twoją możliwość niepalenia. Dlatego wszechświat odbiera Twoją intencję rzucenia palenia, raczej, jak coś wręcz przeciwnego. To wręcz pean o papierosen, oda do papieroska. I wszechświat ci to daje. Masz wciąż peciki.
Nie zmuszaj się siłowo do niepalenia, ale obserwuj siebie z boku (to się nazywa uważność). Może zapisuj ilość wydartych papierosów, czy wszamanych pączków. Pal, ale skup się na paleniu, pal świadomie. Przyglądnij się sobie jak palisz, bo to trochę absurdalna sytuacja.
Coś wdychniasz, coś wydychniasz i to ego uznaje za przyjemne, jednocześnie za strasznie straszne. Gdy zaczniesz być bardziej uważna każdego dnia, twoja moc będzie rosła.
Działa metoda niemówienia sobie, że nie palisz, tylko, że nie palisz akurat w tej chwili. Zero przymusu, faje drzemią w torebce. Pozwól sobie, a następnie tego nie rób.
4 szklanki na rozpoczęcie dnia są konieczne. Fajki nie idą w parze z trzema rzeczami, wodą (nawadnianie), z sokiem z cytryny i limonek (czyli 4 szklanki!), oraz z grypą.
w didaskaliach
U niektórych papierosy kompletnie nie idą z ciążą, a u innych idą.
We wpisie Jak rzucić palenie i już zawsze śmiać się nałogowi w twarz, podaję sposób na nagłe napady głodu nikotynowego na „cytrynę/limonkę”
Badania opublikowane w Journal of Medical Association w Tajlandii wykazują, że sok z cytryny/limonki może spowolnić i zatrzymać chęć na papierosa równie dobrze co gumy nikotynowe, tyle że zupełnie przy okazji cytrusy te nie zawierają nikotyny i nie są szkodliwe dla zdrowia. Wręcz przeciwnie strukturyzują, czyli porządkują ciało. Wystarcza, że w razie palącej potrzeby wykroisz ćwiartkę cytryny/limonki, przekroisz ją na pół i wgryziesz się w nią lub będziesz ją żuć. Pamiętaj aby owoce były ekologiczne, bo liżesz przy tym skórkę!
A jeśli chcesz oczyścić płuca palacza na każdym etapie, czyli gdy wciąż jeszcze pali, albo już nie jest w nałogu, dobry przepis: Palisz, paliłaś? Może chcesz przeczyścić płuca z nikotyny i smoły tym prostym eliksirem?
Palisz i to jest twój kod na dzisiaj, ale chcesz zmienić obecny kod na kod niepalenia.
Jesteśmy w nieustającym procesie uczenia się czegoś i oduczania czegoś innego. Rozkodowujesz się i zaraz kodujesz.
Wejdź więc w kod niepalenia.
Wejdź w kod nieobjadania się.
Wejdź w nowy kod świadomie.
Przeczytaj uzupełniający wpis w temacie: Jeden skuteczny sposób na bulimię, wilczy apetyt i pozbycie się nadwagi.
owocek
Powiązane artykuły
Komentarze
TWOJA ODPORNOŚĆ
Greens & Fruits TiB masa dóbr minerałowo witaminowych
oraz wyciągi z ponad 50 owoców, warzyw i ziół
Witamina D3 z K2 w lepiej przyswajalnej formie do ssania
smak wiśniowy:)
Miało być też jak w tytule o objadaniu się? Nie znalazłam.
To jest analogiczne, dokładnie to samo, nałóg, który musi odpaść. Ale dziękuję Ci, umknęło mi to w trakcie pisania artu, dołożę trochę więcej treści <3
Taka wiedza będzie przydatna dla mnie chociaż się nie objadam, ale zawsze jem z wyrzutami sumienia, że w ogóle jem. Jakoś od 30 lat nie udaje mi się schudnąć (tak mi zostało po 3 ciąży). Moja waga stoi w miejscu, a doktory nie podejmują tematu jak pytam i pokazuję prawidłowe wyniki moich prywatnych badań, bo na fundusz nie chcą dawać. Zamieszkała w moim ciele grubaska i nie chce się wyprowadzić. Tak sobie tłumaczę. Mam poważne ograniczenia ruchowe z powodu kręgosłupa (krzywizny, dyskopatie, 6 przepuklin, kręgozmyk, i zrost po złamaniu), ale ruszam się na miarę moich możliwości. Osteoporozy nie mam na tymczasem. Czekam więc na wskazówki.
No właśnie, jesz za mało, ale za bardzo to rozciągasz w czasie. Jedz więcej ale w krótszym czasie. Jeśli potrafisz jeść mało, to jedzenie nie jest Twoim nałogiem, nie musi nic od Ciebie odpadać, po prostu trzeba zmienić styl
Hej, świetny tekst, ten fragment najlepiej oddaje paradoks:
„Jeśli twoja intencja rzucenia palenia jest tak NIEJEDNOZNACZNA, i obwarowana imperatywami, a to nie może być przyjaciółki w pobliżu, a to przerwa w pracy nie może się zsynchronizować ze słoneczkiem, że twoja podświadomość jest skołowana. Nie wierzy w twoją możliwość niepalenia. Dlatego wszechświat odbiera Twoją intencję rzucenia palenia, raczej, jak coś wręcz przeciwnego. To wręcz pean o papierosen, oda do papieroska. I wszechświat ci to daje. Masz wciąż peciki.”
Jeśli umiemy już samych siebie przyłapać na tej niekonsekwencji, że jednak przyjemność jest, i musiałoby nastąić przewartościowanie przyjemności, i że inne czynniki dookoła jednak sprzyjają, a nie przeszkadzają, to można z tym ruszyć do przodu…
Ale… jeśli w kwestii przejadania się już nie widzimy żadnych pozytywów, wiemy, że robimy to, gdy akurat jest ciężki kejs w pracy, i nijak nie jest to towarzyskie (ha, papierosy jak najbardziej ludzie drą towarzysko i na słoneczku, ale jednak przejadają się jednak ludzie prawie zawsze w samotności….), to jak wyhaczyć swoje samooszukiwanie się?
U mnie na wadze BMI lekko poniżej normy już od dawna, a i tak robię napadowe żarcie… praktycznie codziennie 🙁 Bulimia to nigdy nie byla, bo wymiotów nigdy w życiu ani takich tam, ale kompulsywne objadanie się tak… metabolizm napędzony, więc waga jest na minus, ale wiem, że to mnie nie rozgrzesza, bo i tak obciążam swój metabolizm w ten sposób, owszem napędzam go zielonkami, owszem objadam sie wyłącznie owocami lub ewentualnie zielonkami też, ale jednak… zemści się to, nawet moja ukochana wątroba jest jakaś wzdęta po tych owocach…
Nie że wątpię, że to jest dla mnie dobra dieta, bo wiem, jakie cuda już zdziałała (i nie chodzi tu o wagę) ale z tym objadaniem się nadal jest źle…
Hmmm owszem, szukam jakichś „pozytywnych” wymówek jednak, że dużo ćwiczę, dużo się ruszam, biegam (30 minut w koncu osiągnięte!), więc że potrzebuję wiecej niby… ale czego, kalorii? Nie wiem, czy nawet chodzi o kalorie… tylko ta objetość… nawet jeśli kalorycznie by to podliczyć i nie wyglądałoby bardzo źle w stosunku do ruchu, to i tak przecież organizm musi te ogromne masy jedzenia przepracować… to nie jest normalne, inni ludzie przecież tyle w siebie nie pakują…
Głębszy post przerywany oknem krótszym niż osiem godzin nie wydaje mi się tu do końca dla mnie ok, bo raz że produkcja nadnerczowa słaba (to jednak jest jakieś przeciwskazanie do bardzo głębokiego postu przerywanego), a dwa, że nie chcę jeszcze bardziej chudnąć.
Nie wiem, staram się nie skupiać na tym za bardzo, ale mam ostatnio jakieś lekkie odbicie hipo, boję się cukrzycy, czyli wiadomo, huśtawka ego moze się rozhuśtać… Po prostu brak samokontroli…
Ale to jednak jest jedzenie, nie da się od tego odciąć tak jak od papierosa…
Ale z trzeciej strony… w ten sposób jedzenie nadal jest w centrum mojego życia (jak przez całe dawne życie), i to mnie jednak wkurza… czy uczepić się tej myśli i ona da kopa? Żeby móc wreszcie, raz a dobrze uwolnić się od centralnej pozycji jedzenia w życiu… inni przecież, niezależnie od jakości diety, potrafią jeść tak przy okazji życia, a nie żyć jedzeniem… Wkurza mnie to, że ja ciągle muszę się na tym skupiać…
Rozumiem Twoje dylematy. Ale surowe pokarmy roślinne nieprzetworzone w 40 % prawie natychmiast zamieniają się w energię. Tego po prostu trzeba dużo więcej jeść. Dlatego jest to takie fajne dla osób, które nie radziły sobie z kompulsywnym jedzeniem. Teraz muszą. Przynajmniej podczas pp o jedzeniu myślisz tylko w oknie 🙂 <3
Tak, trzeba po prostu się jeszcze bardziej starać i jeszcze sprawniej to zorganizować…
na pewno za dużo owoców mieszam na raz, bo wszystko jem nieblendowane, więc muszę popróbować bardziej oddzielać jednak… dziś na przykład banany poszły w odstawkę i jest… lepiej. Banany muszę jednak jeść osobno, bo oczywiście nie jem zielonych, ale o takie naprawdę porządnie dojrzałe trudno, mimo że takie właśnie najbardziej lubię…
Uciążliwe to, ale trzeba po prostu jeszcze bardziej się starać to ogarnąć… bo owszem, nie tylko się objadam po południu, przy pracy, w stresie, ale niestety też rano przy owocowym posiłku, kiedy powinien być spokój i harmonia… spokój jest, ale harmonia jednak nie, bo jest chęć dogodzenia sobie, jest niemożliwość przestania (choć tu owoce mają lekką przewinę niestety, nie dają hamulca w postaci sytości… no ale nie mogę zrzucać tego na nie, one mają mnie odżywiać, wspierać, a niewspierające przejadanie jednak wynika ze mnie).
Ale i tak – będzie to jedzenie już problemem/bagażem na całe życie, nie ma co się łudzić. Trzeba po prostu pracować akurat nad tym. Nie przystaje do mnie sporo innych nałogów, trzeba uświadomić sobie za to wdzięczność, a pracować nad tym nałogiem, który się ma…
Ale jak już mówimy o nałogach porównawczo, to znowuż jedzenie zaskakuje, bo gdzie w objadaniu się jest pierwiastek ekscytacji? Przecież to rozkosz na wyciągniecie języka, konsumpcja od razu, nie ma tu się jak ego wciskać ze swoimi oczekiwaniami i ukradkowymi spojrzeniami… a jednak jest to nałóg… ego dobija oczywiście później, jak są bolesne trzewia i to poczucie, że zabrakło samokontroli, strach po… Ale ekscytacja jako taka to nie jest… nie ma jakiejś antycypacji… jest po prostu ten odruch więcej, więcej…
Z myślami o seksie jest z kolei chyba odwrotnie – ekscytacja, antycypacja, a i tak, jak przychodzi co do czego (nawet tylko w myślach), zero rozkoszy w gruncie rzeczy… więc to, w zależności co w kim bardziej siedzi, znowu może wydawać się łatwiejsze do okiełznania…
Natomiast to jedzenie jest takie odruchowe… takie wdrukowane…
Twoja metoda z szejkami i częścią owoców i warzyw w postaci proszków ma tu dużą zaletę, że jest to jednak zagęszczenie odżywcze w mniejszej objętości, mozna zalatwić w parę łyków, mozna pewnie nie rozsmakowywać się, skonceptualizować to jako szlanicę/kubek właśnie, jako jakąś całość do wypicia i zamknięcia tematu do jakiejś wyznaczonej godziny… usta kochające jeść mogą być w ten sposób trochę oszukane…
Ale trudno by mi było teraz zrezygnować z rozkoszy całych owoców… spróbuję mniej mieszać, lepiej podzielić, moze nie każdego dnia to samo, choc taką monodietę w sensie monotonii akurat bardzo lubię… a jednak ta monotonia nie wystarcza do okiełznania odruchów, bo jednak sięgam stopniowo po więcej sztuk, a to niedobrze.