Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
214 983 877
111 online
35 456 VIPy

letnia lewitacja

Letnia lewitacja

Cze Socjecie,

Bez obaw, na tym blogu podstawowym narzędziem przekazu moich nie do końca spójnych myśli jest i będzie słowo pisane, a nie mówione. Nie znaczy to, że nie będę od czasu do czasu przemawiać przy pomocy otworu gębowego, ale nie tutaj, tylko na kanale pepsi eliot, który można niezależnie subskrybować, skądinąd bardzo mnie zdziwiło, że ktoś faktycznie to zrobił.

Dzisiaj chciałabym zahaczyć o kilka lewitujących w mojej głowie spraw, właściwie z lekkim motywem przewodnim, dotyczącym przemieszczania.

Ktoś z Socjety, nie pamiętam w tym momencie kto, wspomniał, że mnich buddyjski ze swoją deliberacją i statycznością, czyli akurat brakiem podróżowania nie jest żadnym pozytywnym przykładem, gdyż osoba, ta z Socjety, jest zainteresowana hedonizmem. Przyszło mi wtedy do głowy, jak bardzo sybarycja, radowanie się z życia, czerpanie z niego garściami, no i w końcu z lekka, ale jawnie negatywny wydźwięk tego pojęcia, wygodnictwo, a więc jak wydawało się jednoznacznie zdefiniowana treść może co innego znaczyć dla różnych ludzi.

Ludzie nie dogadają się nigdy.

Podróżowanie, jako świadomy wybór, nie może stanowić przecież żadnych podstaw do polemiki, za wyjątkiem być może stwierdzenia, to nie mój wybór, ale obowiązkowe last minute, jakieś wczasy, które ci ktoś organizuje w jakimś miejscu, które ktoś dla ciebie wybrał, do tego często kłamiąc cię, że pokój ma widok, to znaczy z pewnością ma jakiś, ale z pewnością nie na morze, gdyż morze jest do tego wyjątkowo od pokoju oddalone i idziesz w ten tydzień z wyżywieniem, gdyż Kowalski tak zrobił i tak robią wszyscy, którym się w przedmiot powodzi, czy też tylko do przedmiotu aspirują, to to musi być straszne.

Czyżbym cały czas siedziała obok tematu?

Drugą sprawą, o której dzisiaj chciałabym nawinąć jest moja z lekka wzrostowa forma biegacza. Jestem właśnie po autorskim codziennym treningu i muszę przyznać drogiej Socjecie, że kolejny raz, nie było już tak całkiem źle.

Przez ponad rok nie mogłam zaobserwować u siebie żadnego progresu w bieganiu, pomimo wielkiej systematyczności i świetnym nawadnianiu, no i odżywianiu na 811. Wiedziałam, że robię coś źle, że coś oczywistego mi umyka. Zwykle mój najmniej godzinny trening wyglądał następująco: pierwsze pół godziny biegłam bardzo powoli, aby rozgrzać się i w drugiej połowie mocniej docisnąć. Niestety z niewyjaśnionych powodów w drugiej połowie, nie tylko, że nie miałam siły docisnąć, ale jeszcze spadał mi zapał.

Biegałam więc może minimalnie szybciej, ale i tak powoli, a do tego z wymęczoną głową. Na następnym treningu jeszcze wolniej biegałam, bo może wczoraj biegłam jednak zbyt szybko, w oczekiwaniu na zwyżkę formy w drugiej połowie treningu i tak każdy dzień mnie rozczarowywał. Oczywiście miałam poczucie spełnionego obowiązku i dobrze rozpoczętego dnia, bo najczęściej biegam rano, ale jednak zastanawiałam się, w czym tkwi błąd biegaczy? Czyżbym przedwcześnie wypadła z jakiejkolwiek tendencji wzrostowej? Ale nawet jakby, to czy to są fakty?

Jakiś miesiąc temu, pomyślałam sobie, zrobię na opak. Przecież przychodzę do tego lasu zupełnie świeża, ptaki śpiewają, jest cudownie, tym razem zacznę prawie najszybciej jak potrafię, nie sprint oczywiście, ale szybko. Pobiegnę szybko, pomyślałam, że wykorzystam swoją poranną świeżość, ile mogę, a potem się zobaczy, będę już miała przynajmniej jakiś dystans za sobą. Zaczęłam biec, jak na mnie zaznaczam, szybko, później po kilku kilometrach trochę zwolniłam, ale ze zdziwieniem skonstatowałam, że w tym samym czasie zrobiłam istotnie dłuższy dystans.

Od tego dnia wprowadziłam tę nową technikę biegania i z każdym dniem było i jest coraz lepiej. Dzisiaj przebiegłam pierwszą połowę, czyli pięć kilometrów o 11 minut szybciej niż przed miesiącem, a cały trening, czyli 10 kilometrów o 16 minut, bez specjalnego ciśnienia.

Podobnego postępowania nikt mi nie radził, sama znalazłam, mam nadzieję, że na dłużej, na siebie sposób, czego i Burżuazji życzę.

pape

Blog pepsieliot.com, nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba. Może rzuć też gałką tutaj: Dobre suplementy znajdziesz w naszym  Wellness Sklep


Disclaimer: Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, dlatego nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.


 

(Visited 447 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Paula 4 sierpnia 2013 o 15:00

    Pepsi moim zdaniem powod braku energi do biegania z rana moze byc skutkiem braku sniadania. mowilas ze biegasz rano tylko po wodzie. A godzinny trening wg mnie to za duzo na pusty zoladek.

    1. avatar pepsi 4 sierpnia 2013 o 15:04

      Nie Paula, to nie o takiej energii mówię, na 811 masz energii masę i niespożytej , tej energii w głowie mi brakowało, bo stale nie robiłam postępów

  2. avatar Barbara Foldzińska 4 sierpnia 2013 o 20:21

    Pepsi zobacz http://tomaszstaskiewicz.natemat.pl/70523,kogo-mozna-spotkac-na-sciezce-biegowej
    Nie kwalifikujesz się chyba do żadnej z tych grup 🙂

  3. avatar Basia 5 sierpnia 2013 o 15:12

    Pepsi, dokładnie taką technikę zastosowałam jakiś czas temu, dobrze wiedzieć, że u Ciebie też działa. Na początku jest trudno, ale chyba po prostu mięśnie szybciej się rozgrzewają i potem nawet jak zwalniasz to już nie na tyle, żeby wejść w ślimacze tempo z jakim zwykle zaczyna się trening i tracisz wtedy trochę czasu faktycznie. Wydaje mi się że ten patent jest fajny jeżeli zależy nam na szybszym biegu, choć wydaje mi się ryzykowny jeżeli chodzi o urazy, żeby tak od razu lecieć na maksa, bez rozgrzewki.

    1. avatar pepsi 5 sierpnia 2013 o 16:11

      ja do biegu się nigdy nie rozgrzewam, bieg mnie jakoś rozgrzewa, i odkąd biegam naturalnie, na początku, kontuzja za kontuzją, a teraz nic

  4. avatar Łysica 5 sierpnia 2013 o 19:48

    A co chciałaś dojść biegnąc do prędkości francuskiego TGV?
    Odpocznij sobie trochę,organizm to nie maszyna że będzie non stop naginał na max. obrotach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum