Tak, z Hainanu. Mamy ją od 10 lat z tego samego źródła, (trawy wybraliśmy nowozelandzkie, bo miały najlepsze na świecie…
Jak to ładnie powiedziane „ruszasz ze skrzyżowania”. Ruszałam wielokrotnie i za każdym razem okazywało się, że to pieprzone rondo, a ja znowu trafiam na stare ścieżki. Kiedyś byłam aktywna, bieganie, pływanie, nurkowanie, owoce, warzywa itd, potem samochód, praca, dzieci. Mam 43 lata, jestem szczupła choć tu i ówdzie przybyło. Drę faje i pijam hektolitry kawy dziennie. Jakiś czas temu pomyślałam, ej, rusz dupsko. Najpierw badania, okazało się, że mam guzki na tarczycy, nienowotworowe ale jednak. Do operacji, nie zdecydowałam się, guzki także w węzłach chłonnych. Olałam, pomyślałam, że czego nie wiem, nie istnieje. Naczytałam się o terapiach naturalnych, przeczytałam chyba wszystko. Ale jestem kurna mądra, mam w mózgu nieograniczone ilości wiedzy i gówno, na tym się kończy. Próbowałam poćwiczyć w domu, ale przy próbie zrobienia jednej pompki nie podniosłam się z podłogi. Przebiegnięcie w wolnym tempie od furtki do bramy kończy się zadyszką. Faje, zero kondycji, zero czegokolwiek. Wieczorem wizualizuję sobie jak wstaję rano i wypijam na czczo szklankę wody, potem ssanie oleju, to, tamto i przychodzi rano, wstaję, robię kawę i siadam z nią na tarasiku i odpalam papieroska. Hmmmm … jaki smaczny. Wkurwiam się na siebie na maksa.
Czytam bloga Pepsi i się wkurwiam na siebie, co ja? Jakaś kretynka jestem?! Robimy terapię 4 szklanek, pierwszy raz spróbowałam w ciągu dnia, po 4 kawach i chyba paczce fajek. Ale nie miałam pojęcia czy dam radę to wszystko wypić. Pierwsze dwie szklanki bez problemu, ale z trzecią był problem, bo mi ocet śmierdział. Czwartej nie dałam rady, a kolejnego dnia odpuściłam. Kolejnego wypiłam trzy znów w ciągu dnia, gdy okazało się, że poranny rytuał kawa plus fajki jest nie do przebrnięcia. Kolejnego wstawiłam wodę na kawę i zrobiłam pierwszą szklankę czekając na kawę. Potem drugą i trzecią. Kawa gotowa. Aha. czyli jest sposób. Czwartej na razie nie mam odwagi. Ale trzy na czczo już idą. Zaczęłam biegać, od furtki do bramy (jakieś 30 metrów). Ale kilka razy w te i wewte już jest kilkaset metrów. To nie jest kurna śmieszne. Jestem padnięta jak koń po westernie. Odstawiłam cukier, przestało mi smakować słodkie. Nie jem mięsa, w ogóle mało jem. Nigdy nie byłam fanką jedzenia, mogłabym się żywić tabletkami. Czy ta zmiana będzie trwała? Nie mam zielonego pojęcia, bardzo bym chciała. Jak mnie dopada zwątpienie myślę sobie, że chemioterapia na bank nie smakuje lepiej niż np. ocet jabłkowy. Przeżywam jakiś mega kosmos. Jak się spojrzy na to co wokół, to śmiać mi się chce. Szkoda mi ludzi, szkoda mi siebie taką jarającą, ukawioną, zanieczyszczoną, stetryczałą. Trzeba czasu i obserwacji świata, ludzi, siebie. Czy wytrwam? Czy się obudzę? Oby. Całus.
No tak, robisz trochę chaosu, podwyższasz entropię, masz coraz mniej danych, a informacja to świadomość i wszyscy zanurzeni w tej grze, jakoś to odczuwamy. Walka ze swoimi słabościami jest podstawowym błędem, jaki popełniają ludzie, bowiem jakakolwiek walka jest skazana na porażkę. Walka piętrzy potencjały, a siły wyrównujące beznamiętnie muszą je wyrównać. Dlatego w żadnej wojnie nie ma wygranych stron. Nie ma wygranych walczących polityków. Wahadła destrukcji walczą ze sobą poprzez wciąganie popleczników do walki, same pozostają całkowicie beznamiętne w realizacji własnych celów, czyli organizowania sobie żarcia energii. Z jednej strony jesteś pełna dystansu do siebie, widać, że siebie lubisz, a z drugiej rozpoczęłaś walkę z istotą, o którą powinnaś się troszczyć i zaopiekować nią, jak ukochanym dzieckiem. Z kolei idealizowanie własnych słabości, bałwochwalstwo, brak obiektywnego spojrzenia na siebie z boku, podobnie jak walka spiętrzy potencjały. I też przyjedzie walec i wyrówna.
Nie ma po co wgapiać się w lustro, wystarczy zerknięcie, żeby wszystko było jasne. Widzisz swoje słabości, rozumiesz, że karmią wahadła destrukcji, nie walczysz jednak, nie obwiniasz się, nie chowasz też głowy w piasek, nie konfabulujesz, że to jest fajne, nie jarasz się własnym nihilizmem jak nastolatka, po prostu w tym momencie godzisz się z tą sytuacją. Pierwszy raz w swoim życiu mówisz świadome tak. To nie ma nic wspólnego z afirmacją. Jest tylko Twoja zgoda na teraźniejszość, na Twój strach, który pchnął Cię do poszukiwań rozwiązań alternatywnych. Wszystko jest po coś. Wyobraź sobie, że łazisz sobie po mieście bez żadnego powodu. Bujasz się jednym słowem, a to tu Cię poniesie, a to tam zrobisz kawkę, a tu zadrzesz fajcię. Czy takie bujanie się zaprowadzi Cię do Twojego celu? Z pewnością podkarmisz kilka wahadeł destrukcji, zaciągniesz kredyt w korporacji tytoniowej, z pewnością medyczno-farmaceutycznej, ale w ten sposób osobistego szczęścia się nie osiąga. Dla odmiany przyjeżdżasz do miasta zwanego Barcelona, a Twoim celem jest zobaczenie katedry Gaudiego. I nawet, gdy nie masz namiarów z satelity, gdy nie masz planów miasta, gdy nikogo nie pytasz o kierunek marszruty, w końcu dochodzisz wcześniej, czy później do swojego celu. To się wydarzy zawsze, gdy tylko wejdziesz przez swoje drzwi i podążysz własną drogą.
… „Szkoda mi ludzi, szkoda mi siebie taką jarającą, ukawioną, zanieczyszczoną, stetryczałą”… Nie żałuj ludzi i siebie, bo to właśnie będziesz wciąż widzieć w zwierciadle rzeczywistości. Po prostu kochaj siebie i innych bez żałowania. Rzuć tylko gałką, zobacz jak jest, powiedz, widocznie tak teraz jest, zgoda, wszystko jest po coś, i wszystko minie. Bo Wszechświat w najmniejszym fragmencie nie chce zrobić Ci na złość, on beznamiętnie da Ci wszystko to, co myślisz. Miej swój cel, nie jakieś małe, codzienne cele, ale cel podstawowy, a jak on się ziści, wszystkie pośrednie automatycznie też. I teraz poszukaj własnych drzwi. Jak powiesz ogólnikowo: chcę być zdrową, piękną i bogatą, to to są jaja egotyczki, a nie cel. Tylko nie poszukuj na siłę swojego celu, on się zawsze sam pojawi i zawsze dusza i ego wyrażą na niego zgodę. Nie gadaj na lewo i prawo o swoim celu. Miej go, po czym najlepiej zaraz o nim zapomnij, a teraz skup się na działaniu. Wszystko co robisz wykonuj ze starannością, zobacz jak najwięcej dobrego we wszystkim, bez popadania w idealizację, która jest nieprawdą. Dostrzeż swoje wady, i bez jakiegokolwiek obwiniania zacznij zmieniać nawyki, ale nie udawaj kogoś innego. Twoja dusza z pewnością nie stanie Ci na tej drodze w poprzek. To nadejdzie od ego. Zaakceptuj, przytul i rób dalej swoje, idź własną drogą, do własnego celu. Obniżaj entropię, czyli pozbawiaj świat chaosu, a z pewnością go (cel w sensie) osiągniesz.
z miłością
Powiązane artykuły
Komentarze
Peps, jaki jest twoj cel? 🙂
nie mów o swoim celu nikomu, nikt nie zna mojego celu, tylko ja
Ok. Ale dlaczego nie mowic? W „sredniowieczu” kobieta przed skonczeniem 3-go mca ciazy nie mowila o niej, bo zle oko, bo zly jezyk, bo cosik zle… Oczywiscie ode ludzi. Czy chodzi o przywary ludzkie?
Chodzi o nawarstwienie potencjału, po prostu nie mówić i koniec. O planach też nie należy opowiadać, szczególnie gdy są dla nas ważne.
Autorko komenta. Naczytałaś się co jest dobre a co złe. Okazało się, według tego co się naczytałaś, że to co Ty robisz jest „złe” i dalej to robisz ale teraz jeszcze z większa, coraz większą spiną i to dopiero teraz jest to dla Ciebie, osobiście złe. Czemu tak myślę? Bo są ludzie, którzy naginają, olewają ciepłym moczem wszystkie zasady zdrowego życia, którymi obecnie trąbią na prawo i lewo i co z nimi? Żyją sobie długo, żyją sobie tak jak chcą, robiąc co chcą, jedząc i pijąc co im smakuje. Bez spiny. Znam masę takich przypadków. Im to nie szkodzi, nie skupiają się na tym, tylko…żyją. A kiedy robisz coś, co lubisz, ale się naczytałaś, że to takie bleee i złe i w ogóle badań masa, że od tego to same szwanki i potknięcia w ciele będą, ale robisz to a potem się biczujesz, to co się dzieje? A właśnie to co się naczytałaś, czego się tak boisz, co oni napisali. Wszechświat jest mentalny. Ty nadajesz wszystkiemu znaczenie. Albo przestań to robić bo już masz za bardzo zryte w głowie na te tematy, albo zluzuj i wkładaj w te wszystkie niby „ble” rzeczy piękne, dobre, wzniosłe intencje dla Ciebie, takie z serca. Odczaruj je, zrzuć zły urok i ciesz się z tego, co Ci smakuje i żyj dalej i tyle. Zobacz, jakie problemy se Twoje ego robi z tego. Zobacz jakie to śmieszne jest. Zaśmiej się, od razu Cię trochę puści. Szukaj swoich metod, swoich sposobów, najlepszych dla siebie. Masz tę moc 😉
Pozdrawiam 🙂
Dobrze napisane!
A co jeśli facet mówi Ci, ze to koniec a Ty czujesz ze jesteście sobie pisani. Czujesz ze to twoja bratnia dusza? przez seks się rozstajemy, ale
Ja czuje ze to nie powinno tak być, chce być z nim
Tylko w tej chwili na sile
To raczej nie wypali. Co powinnam zrobić by nie piętrzyć potencjałów ,
Jednocześnie nie chcąc końca!
Im bardziej nie chcesz końca, tym bardziej rozsadzasz związek od środka. Inaczej mowiąc- milość nie idzie w jednej parze z lękiem, czyli albo kochasz, albo się boisz rozstania/zdrady/cokolwiek sobie wymyślisz tu się mieści
dobrze napisane, dziękuję Ci:)
<3
Pepsi, jak teraz praktykujesz niepietrzenie potencjalow? I jesli to nie sekret, to dlaczego nie sluchasz juz Nelly?
bo nie odbieram jej fal, bardzo nie odbieram
Peps, ja z innej bajki mam pytanie. Czy jest coś co może pomóc przy migrenach występujących podczas miesiączki (te mam regularnie co miesiąc). Mam migreny również w inne dni poza miesiączką, podobno to od wahań hormonów. Tak lekarze twierdzą (badań hormonów nie miałam, po prostu powiedziałam im, że w miesiączkę mam migreny najczęściej). Rezonans głowy nic nie wykazał. Podobno za wrażliwa jestem na ten świat, też tak mówią 😉
surowa dieta roślinna bio
dzięki za odpowiedź 🙂 a jak nie mam możliwości kupowania u siebie warzyw i owoców bio? tyle co ze swojego ogródka mam. A tak to nawet na wsi po kolei pryskają ogrody i drzewka. czy ozonowanie warzyw i owocow to wtedy dobre rozwiązanie? powoli odstawiam mięso narazie, ciężko idzie ale powinno się udać.
hoduj jarmuż, jest niesamowicie wytrzymały nawet na mrozy, zajmuje mało miejsca, stale odrasta i ma świetny skład aminokwasowy i zawiera też wszelkie dobra roślin krzyżowych, no i są nasze zielonki BIO w pudełeczkach, w zimie idealne rozwiązanie, mamy algi, trawy, jarmuż, brokuły i inne
Jestem w bardzo podobnej sytuacji jak autorka komentarza.
Niby wiem, że trzeba zaakceptować sytuację, działać a nie walczyć bo prędzej czy później wahadło dopadnie. Chcę znaleźć własną drogę (nie na siłę czy desperacko), nie chcę popadać ze skrajności w skrajność i jest git, czuję, że zaskoczyło, szukam pozytywów w każdej sytuacji i widzę, że wiele się zmienia. Kiedy tu nagle dopada mnie strach (bliżej nieokreślony), wracają stare nawyki – jakiś kompuls, i wszystko się wali. U mnie to zaczyna się od jedzenia, jeśli jem dobrze to i psycha się dostraja. Jak tylko popuszczę hamulce (przejem się orzechami, zjem coś słodkiego czy nawet dojem jakieś jabłko po szejku) wszystko wali się lawinowo. Często mam poczucie niedosytu i dopycham, aż do momentu przepełnienia. Potem mam wyrzuty, spinam się i „karcę” – od jutra nic nie jem itp.
Piszesz :”Dostrzeż swoje wady, i bez jakiegokolwiek obwiniania zacznij zmieniać nawyki, ale nie udawaj kogoś innego. Twoja dusza z pewnością nie stanie Ci na tej drodze w poprzek. To nadejdzie od ego. Zaakceptuj, przytul i rób dalej swoje, idź własną drogą, do własnego celu”.
A ja czuję się jak chomik w kołowrotku, kręcę się cały czas w tym samym bagnie i jak tylko wydaje mi się, że się uwolniłam, wpadam z powrotem, czując się coraz bardziej bezsilną i beznadziejną. Czy to znaczy, że mój cel nie jest szczery, czy za bardzo wpatruję się w zwierciadło?
Jak utrzymać się na dobrej drodze jeśli widzę, że faktycznie jest lepiej i co robić kiedy czuję, że wahadło mnie dopada? Jak zmienić nawyki jeśli czuję, że one same jeszcze nie odpadają??
u Ciebie trzeba rozwiązać jakoś kwestię poczucia winy, a jest to lęk przed karą, nic innego. A cóż takiego złego jest w jabłku po szejku ? Zaakceptuj siebie taką jaka jesteś Bridżet, a potem jeden kroczek przez własne drzwi i już będziesz w super drodze.
tylko jak to rozwiązać?! jak wyzbyć się tych lęków? mam poczucie, że powierzchownie na kilka dni udaje mi się to wyciszyć, ale to potem wraca ze zdwojoną siłą i jeszcze bardziej mnie rozwala;/ Co jest złego w jabłku – nic, tylko że ja mogę pochłonąć 1-2 kg na raz, a potem brzuch pęka w szwach…
no i co z tego? a potem nie jesz 20 godzin
takie to proste, a zarazem takie trudne…
czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy:*
Co do tematu pompek- rób deski, podpory i psy z głową w dół i nagle Ci się uda 🙂
wpisik stary, ale jary https://www.pepsieliot.com/dlaczego-niektorzy-ludzie-nie-czerpia-tych-5-korzysci-z-deski-czyli-planka/
O, i chyba ten wpisik ówcześnie czytałam, ale egusio było mało zwarte i szalało. Teraz się do tego stosuję 🙂