fbpx
Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
219 307 903
182 online
46 174 VIPy

Wegański Burger Bar Nova Krova w Krakowie – bardzo subiektywna recenzja

W Novej Krovie nie jest zbyt ładnie, jak zresztą w większości barów/restauracji wegańskich. Może z daleka surowy wystrój i eko robi w miarę akceptowalne dla osób wyczulonych estetycznie wrażenie, ale już z bliska jest słabeńko. Ale o tym za chwilę.

Ello Ludziom,

Zamierzałam trochę popastwić się dzisiaj na facetach i opisać, jak się w naszych gałach potrafią skompromitować. Jak pogrążyć się maksymalnie są skłonni w krótkich spodniach i skarpetach z elastikiem w przewadze.

Jak sprawić potrafią, często na nieświadomce, że już nigdy się z takim człowiek nie umówi, a jak przypadkowo człowiek w desperacji za takiego wyjdzie, to stale człowiek myśli jak się z tej niedyspozycji wyplątać.

Nie będę mówić, jak się ubierają, w co lubią aby inni ludzie się ubierali, jak potrafią śmierdzieć w środkach lokomocji, nieee nie mówię teraz o kloszardach, tylko o prawnikach, muzykach, grafikach i innych takich. W tym studentach, chyba najgorszej nacji. Nie w całości of course. Skąpej i zdeprawowanej przez braki w licencjackim intelekcie.

Nie będę tego mówić, gdyż mężczyzna jest bardzo prosty w obsłudze i zdecydowana większość szuka w domu jedzenia, kopulacji oraz chwili spokoju. Często tego ostatniego przede wszystkim. Więc są prości w obsłudze, tak jak wspomniałam i przez to niewinnie bezbronni.

Ludzie mogą z nimi wiele zrobić, jak machną grabką i dadzą im to czego pragną. Ludzie mogliby z łatwością mężczyznami manipulować, gdyby ludzie w małżeństwie byli trochę mądrzejsi. Ci mądrzejsi ludzie właśnie to robią.

I w związku z tym pisanie o pastwieniu się nad słabszym Edmundem, mniej zaradnym życiowo Jaromirem, bezbronnym i naiwnym Kazimierzem, czy nawet chojrakiem Łysym w szarych skarpetach i sandałach marki Deichmann, dożywotnio dających butaprenem, nie jest przyjemne. Dla nikogo.

Zupełnie inna sprawa ma się z popastwieniem się nad weganami. Ci są wręcz świetnym materiałem, żeby im przysolić. Jako wegetarianka/weganka przez dziesięciolecia wyrobiłam sobie jedno zdanko, że skoro mnie to irytuje, to co muszą myśleć sobie tacy mięsożercy, których weganie starają się dla swej sprawy zaagitować. To przegrana na starcie.

Dajmy na to taki fajny nowy bar wegański samoobsługowy Nova Krova. Do tego organik. W miejscu padniętego witariańskiego RO na Kazimierzu powstał burger bar.

Dania wielu smakują, gdyż burger z kaszą jaglaną i warzywami na bułce bezglutenowej i z frytkami z piekarnika niewątpliwie mile łechce podniebienia wielu wegan. Sojonez maszczący większość potraw, wszędobylskie tofu, w tym wędzone, które sprawia, że sałatka z czerwonej kapusty smakuje, jakby była z kiełbasą.

I o to chodzi, nie chodzi o to, by było zdrowo, inaczej, z nowymi smakami, subtelnymi niuansami aromatów delikatnych warzyw, chodzi tylko o to, żeby nie jeść zwierząt. I dobrze, cel jest szczytny, zwierząt nie należy jeść, jak się nie musi. A to co współcześni ludzie przygotowali dla zwierząt nazywa się rzeź. Ci obdarzeni empatią nie mogą na to pozwolić i muszą z tym walczyć.

Bardzo podobają mi się naklejki na drzwiach toalety, napisane czcionką podobną do obowiązujących znaków ostrzegawczych na fajach, jedzenie mięsa powoduje raka i choroby serca. Tak, to jest prawda.

Ale jedzenie smażonych potraw wegańskich, wędzonego tofu, sojonezu, frytek z cząsteczkami Maillarta, chłeptanie litrami kwasów tłuszczowych omega 6, z pewnością też nie wychodzi ludziom na dobre, chociaż natenczas chroni żywot niewinnych zwierząt.

W Novej Krovie nie jest ładnie jak w większości barów/restauracji wegańskich. Może z daleka ogólny look surowy i ekologiczny robi w miarę akceptowalne dla osób wyczulonych estetycznie wrażenie, ale już z bliska jest słabo.

Stoły pomalowane są nieudolnie. Pospolite smugi, które miały wyglądać jak przecierki wintycz, ale nie wyglądają, gdyż bardziej przypominają sposób lakierowania powierzchni w epoce gierkowskiej. Nawet zanim napożyczał kasy na zachodzie.

Na stołach leżą czekadełka, w postaci miseczek z ziarnami słonecznika, dyni i innych niezidentyfikowanych płodów. Tyle, że nie są owe czekadełka wymieniane dla każdego nowego klienta, ale dosypuje się je przy pomocy człowieka z bardzo długimi dredami.

Właśnie dredy.

Jest to rodzaj splątanych w kołtuny włosów, które z niewiadomych powodów wielbione są właśnie przez obsługę restauracji i barów wegańskich i wegetariańskich. Nie wiem dlaczego dredy tak ściśle wiążą się z weganami, a szczególnie z obsługą kelnerską jadłodajni, ale tak po prostu jest.

Jest to wyznacznik obok piercingu, zaczepionego w nosie, na wardze i w najmniej wpływającym na apetyt, a raczej pozbawianie apetytu klienta, czyli na łuku brwiowym.

Muszę powiedzieć, że nie mam nic do kolczyków, sama mam ucho jak sito, kilka tatuaży i rozważam zrobienie sobie krótkich dredów, jednak nie pracuję w restauracji.

Bowiem kwestie takie jak włos, jego długość, rodzaj splątania, żeby nie powiedzieć skołtunienia i generalnie apetyczny wygląd są zdecydowanie istotne w kontekście żywienia publicznego.

Ale wróćmy do tych miseczek z ziarnami. Wchodzą klienci z psami i oswojonymi tchórzofretkami, głaszcząc swoje pupile, podjadają ziarna. Inni podejrzanie szybko wychodzą z łazienki, jest domniemanie, że nie przemyli po defekacji grabek, albo bardzo pobieżnie i też sięgają po ziarna. Wegański horrorek się z tego robi.

Do tego, na fejsbuniu, w krakowskich kuluarach wegańskich trwała ostatnio dyskusja, na temat wakacyjnych wakatów w Novej Krovie i zachęcano do zatrudnienia się tam w sezonie ogórkowym. Ktoś wrzucił hasło, że obsługa jest nie miła, a raczej nigdy nie uśmiechnięta.

Po pierwsze, nie wymagajmy cudów od wegan i wegetarian. A dwa, to że obsługa się nie uśmiecha nie jest prawdą. Obsługa nie uśmiecha się pierwsza.

Obsługa nie jest bita po ciemieniu. Kto by się w tak misyjnym miejscu uśmiechał sam z siebie. Ale wystarczy się do obsługi uśmiechnąć i zaraz odwzajemniają uśmiech. Za wyjątkiem człowieka płci męskiej z dredami do kolan, ale wiadomo, że pewne rzeczy przekraczają nasze możliwości.

Uwaga, oświadczam co następuje:

Ludzie z misją sami z siebie się do Ciebie nie uśmiechną, wprawdzie wystawiony jest kieliszek na tipy, ale tip nie spotka się z uśmiechem, bo przy misyjności to po prostu nie wypada.

Jak chcecie idiotycznego szczerzenia kłów, to idźcie do sushi baru, albo włoskiej restauracji, ale nie tutaj. To raz.

Dwa, że padło stwierdzenia, że są słabo opłacani, że jakby zarabiali więcej to by się bardziej uśmiechali. Moim zdaniem niekoniecznie.

Właśnie świadczą o tym poruszane przed chwilą przeze mnie kwestie napiwków. Bowiem pamiętajmy kto staje po drugiej stronie lady. Weganie i wegetarianie, którzy jakby mieli dać napiwek wpadliby może nawet w neurozę.

Dlatego perhaps brak uśmiechu obsługi jest po prostu rezygnacją i formą niewiary w klienta wegetarianina, który by może nawet nie chciał uśmiechu. Żeby nie czuć się zbyt zobowiązanym.

Wracając do uśmiechów personelu jakiegokolwiek. Istnieje ktoś taki jak menadżer/mejbi właściciel i on określa sposób zachowania najlepszy dla danego przedsięwzięcia. Dla swojej wizji.

Tak jak modelki mają się nie uśmiechać i wściekle przemierzać podest wpatrzone w jeden punkt, tak obsługa Novej Krovy, być może dostała info o nadrzędnym wizerunku baru wegańskiego, do tego organik – nie uśmiechamy się , bo to działalność misyjna.

Nie obsługujemy zwierząt, tylko ludzi, więc nie ma po co szczerzyć kłów. Do tego ta nie śmieszna stawka godzinowa.

Cokolwiek nie rzec, właśnie, że obsługa się uśmiecha, gdy tylko człowiek się ośmieli i sam się do nich uśmiechnie.

To raz, a dwa, że bardzo uprzejmie, robią człowiekowi świetną sałatę, ze świeżych organicznych ingredientów, które wskażesz palcem, bo są wystawione i chociaż nie ma takiej w cenniku, to nie czynią też żadnych trudności.

A szarlotka wegańska, co z tego, że pieczona, skoro unikatowe połączenie w jej spodniej warstwie kakaa i jabłek staje się sprawcą przemiłych doznań smakowych. O ile wierzyć G., gdyż to on pozwala sobie na takie fanaberie i odskoki od diety stricte witariańskiej.

Jedzenie zamawia się samodzielnie przy barze, natomiast później obsługa Novej Krovy przynosi je na drewnianych tacach, wyścielonych kartkami papieru ze stosownymi nadrukami.

Niedawno wrzuciłam zdjęcie mojego obiadu na Instagram, tego z foty w inwokacji.

Następnie dopada nas słabo rozwiązana logistyka zwrotna, gdyż odnosząc tacę nie mamy zwykle gdzie jej postawić, ponieważ osoba myjąca, albo nie nadąża ze zmywaniem, albo po prostu jest zajęta czym innym.

Dlatego tace z brudnymi naczyniami mieszają się z prasą i broszurami reklamowymi, przeznaczonymi dla umilania wegetarianom i weganom, czyli klientom pobytu.

Konkludując w skali od 1 do 10 oceniam wegańską burgerownię organik Nova Krova na:

Ceny – niskie, a jak na jedzenie organik bardzo niskie – 10

Wystrój – z daleka – 6, z bliska – 4

Toaleta, taki sam wystrój jak w RO, czyli nic nie zmieniono, nadal czysto – 6

Okolice okienka z brudnymi naczyniami – 2 na przemiennie z – 5 (jak nie ma naczyń), ale to i tak bzdet, w sensie, że mogłam sobie odpuścić czepianie się w tym temacie

Jedzenie (za wyjątkiem czekadełek) – 6

Czekadełka1

Obsługa6, a jak się odważysz i uśmiechniesz pierwszy, to nawet – 8/9

Ilość dredów do kolan w okolicach produktów spożywczych o wiele za wysoka – 3, no dobra, niech będzie – 5

Serdeczności pepsik

(Visited 2 678 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar leekaboo 21 czerwca 2014 o 12:47

    Nie wiem o co cho z obsługą w wielu wegeprzybytkach i poczuciu misji ale fakt faktem, że zarówno w kilku knajpach w Londynie jak i w polskich, gdzie miałam okazję zajadać radośnie, obsługa właśnie miała takie zadarte noski do samiutkiej góry. I dumę wybrukowaną na czole.Oczywiście nikt chamski nie był ale to jest trochę irytujące, nie robisz mi wszakże łaski człowieku, podając odpłatnie talerz sałatki czy falafela.

  2. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 12:50

    leekaboo ooo, to jest ogólnie światowy trend? Nie wiedziałam

  3. avatar Nina 21 czerwca 2014 o 12:51

    Pepsi, tam nie ma organic, to tylko chwyt marketingowy 🙁
    A frytki nie są pieczone, tylko smażone na fryturze palmowej…

  4. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 13:27

    Nina ożeż TO SKANDAL!!!!

  5. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 13:28

    Przecież nie mogą reklamować się jako organik. Tylko dlatego tam chodzę. Wegańskiego jedzenia o wiele lepszego jest wszędzie pełno, nawet we włoskich restauracjach, czy sushi

    1. avatar Nina 21 czerwca 2014 o 13:49

      Wiesz, na szyldzie każdy może napisać wszystko i ludzie to wykorzystują, niestety 🙁

  6. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 13:34

    Na ile pewna jest Twoja informacja? Bo naprzykład dziewczyna, która piecze im ciasta twierdzi, że wszystko w tych ciastach jest organik

    1. avatar Nina 21 czerwca 2014 o 14:00

      To informacja od pracowników, więc raczej prawdziwa. W takiej sytuacji i jeśli to dla Ciebie ważne, to chyba najlepiej poprosić o certyfikaty od dostawców.

      1. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 14:03

        Tylko to jest dla mnie ważne, ich kuchnia i tak się dla witarianki nie nadaje, dla mnie robili tę sałatkę, ale sądziłam, ze jem ekologiczną żywność

  7. avatar Aga 21 czerwca 2014 o 16:37

    mi się tam nie podobało. wnętrze zimne, nieprzyjazne, jedzenie niespecjalnie mnie urzekło. Ja osobiscie nie potrzebuję „KONIECZNIE ORGANIK” i w związku z tym jak jadam na mieście to idę do Glonojada. Tam znacznie smaczniej, oczywiscie szama bardziej „domowa”, ale da się wybrać dania niskotłuszczowe.

    A jeśli Krowa jedzie z takim sznytem ze sie reklamuja na organik choc nie są, to już w ogóle zjadą w moich oczach do parteru. Takich rzeczy się po prostu nie robi.

    1. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 19:54

      Aga, ponieważ jem tylko nie przetworzone jedzenie, ewentualnie skropię cytryną lub posolę trochę himalajską lub morską, zresztą w Krovie jest tylko zwykła sól, co już wydało mi się podejrzane w kontekście tego eko stylu, więc liść sałaty smakuje wszędzie prawie tak samo, ale warunek, ma być organiczny. I masz rację, takich rzeczy się po prostu nie robi, szczególnie w miejscu misyjnym, na poważnie, z dredami i bez żartów

  8. avatar Nina 21 czerwca 2014 o 16:52

    No kiepsko :/
    W ogóle teraz wszystko jest „bio eko organic gluten free”, łącznie z podrobami i rurami do wentylacji.

  9. avatar maria 21 czerwca 2014 o 17:50

    Pepsi, już co najmniej 3 razy zapisywałam się na listę subskrybentów, ale wbrew temu co w informacjach, nie dostałam odpowiedzi z linkiem w który mam kliknąć by zostać rzeczonym subskrybentem. Cóż mam począć????????

    1. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 19:32

      Mario Droga ożeż, zgłaszam problem i stale jest ten problem, ludzie mi to mówią, bardzo przepraszam, mam nadzieję, że to się uda w poniedziałek naprawić, pozdrowionka

  10. avatar Anika 21 czerwca 2014 o 20:07

    A ja muszę się stanowczo nie zgodzić z teorią, że dredy nie nadają się miejsc w których serwowane jest żarcie. Mąż mój dredy ma za dupsko, i podczas kiedy moje super zdrowe, lśniące kłaki przyozdabiają każdą płaską powierzchnię domu, jego włosy nie wychodzą nigdzie poza jego wielki kudłaty łeb. Przy zachowaniu odpowiedniej higieny osobistej, uważam, że nie ma odpowiedniejszej fryzury do gastronomii niż właśnie dredy. Wygrywa z nimi jedynie wyślizgana łysina.

  11. avatar pepsieliot 21 czerwca 2014 o 20:33

    Anika to nie ma nic wspólnego z wypadaniem włosow, chociaż miło gdy kucharz nie gubi włosów, tylko z kontekstem surówki z kapusty i spilśninych kłębów, które przy każdym schyleniu głowy zahaczają o różne elementy , w tym jadalne.

    1. avatar Anika 17 lipca 2014 o 18:09

      Aaaaaaaaa !! Kumam Kumam! Powinien je zatem spiąć w kokon na czubie kucharzyna. Ot co 🙂

  12. avatar agnei 21 czerwca 2014 o 20:45

    Pepsi, szlifujesz stajl, świetna recenzja z idealnie odpowiednią dawką dowcipu 😀

    1. avatar pepsieliot 22 czerwca 2014 o 04:39

      Agnei thx

  13. avatar Przekocurek 22 czerwca 2014 o 00:10

    No cóż, szary człowiek jednak zawsze będzie wolał sporo tańszą Krovę niż masakrycznie drogie RO. Nie ma dla niego zupełnie znaczenia, jakie koszty ponosi prowadzący restaurację. Interesuje go cena wyjściowa. I słusznie! Bo przeciętnie zarabiającego Polaka stać na zdrowe odżywianie na co dzień w domu (też nie zawsze), restauracje są dla niego od święta, dlatego tam nje musi być super zdrowo, wystarczy, że jest etycznie i w miarę smacznie. Ja wolę, żeby było bardzo smacznie. I nie za drogo 😀
    A co do „noszenia się” ludzi w wegan-knajpach, podobne zjawisko jest też we wszelkich knajpach artystycznych czy po prostu modnych. Obsługa ma wszczepione lub naturalne poczucie misji czy też pewnej dumy z lokalu, przynależności do określonej grupy i to jest jak najbardziej ok. Może trochę śmieszne czasem, ale bardziej mnie bawi (a często nawet wkurza) oczekiwanie przez klienta, że obsługa będzie się słać u jego stóp, albo że porzuci swoją godność. Zwyczajna grzeczność – tylko tyle oczekuję od obsługi w knajpie. Nic więcej.

    1. avatar pepsieliot 22 czerwca 2014 o 04:46

      Przekocurku NIE NIE NIE szary człowiek ma dostać organiczne jak jest napisane że to organiczne, ja juź tam nie wejde, liście z pestycydami to Gówno takie samo jak Tofu , a to nie żadna restauracja tylko bar gdzie wszystko pieką i podają zwykłe buły, ro to była mistyka jedzenia, tam wszystko, każde ziarenko, każdy migdał, czy owoc było z certyfikatem, co tu porównywać w tym układzie,

      1. avatar Przekocurek 23 czerwca 2014 o 00:47

        Ok. Pepsi. Ale ja nie porównuję tych lokali. Najważniejszą rzeczą w mojej wypowiedzi jest: organiczne mogę sobie kupować do domu. A na restauracje organiczne nie stać mnie i wielu, wielu innych. Próg bólu – przekroczony. Od czasu do czasu – mogę zjeść coś niezdrowego. I nie musi być to być bardzo drogie.

        1. avatar pepsieliot 23 czerwca 2014 o 03:57

          Przekocurek kurza twarz , ok, ale oni kłamią że są organiczną, nie widzisz różnicy? To raz, a dwa że pomyśl tez o tych którzy muszą jeść organiczne rzeczy, tam przychodzą matki z dziećmi alergikami, które po pestycydach okropnie chorują. Niech se będą frytkownicą tanią, ale niech nie wprowadzają ludzi w błąd, ja i wielu moich przyjaciół juź tam nie wejdziemy i będziemy na każdym kroku rozgłaszać o tym jak zostaliśmy oszukani, dopóki zaprzestaną rozmijać się z prawdą, od miejsc misyjnych szczególnie domagam się prawdy, nie jestem u alopaty, albo w centrum handlowym

          1. avatar Przekocurek 23 czerwca 2014 o 18:20

            Pepsi, uważam że nie masz prawa się domagać organiczności od żadnego lokalu. Bo to za drogie. Ale prawdy się możesz domagać 🙂 Więc mam w sumie mieszane uczucia 😀

          2. avatar pepsieliot 23 czerwca 2014 o 19:07

            Przekocurku ja się domagam tam gdzie mówią że jest a nie w glonojadzie, gdzie bym nigdy nie poszła, to raz, a dwa gratuluję zmiany stanu cywilnego, a trzy że przez to że ludzie nagminnie nie bojkotują jedzenia nie organicznego, to organiczne ńie tanieje, bo ciągle za mało ludzi je je

          3. avatar ;) 25 czerwca 2014 o 19:01

            Potwierdzam jedzenie nie jest organiczne. Dania gluten free maja sos sojowy tao tao.. Jedzenie jest czesto drugiej swiezosci.. Pozdrawiam były pracownik novej krovy

          4. avatar pepsieliot 25 czerwca 2014 o 19:26

            ; thx, teraz są to wieści z pierwszej grabki, pozdrowionka

  14. avatar Łysica 22 czerwca 2014 o 08:12

    Zapomniałaś dodać że każdy lub prawie każdy facet nosi ………
    Skoro capi od niego na kilometr, to co musi się dziać z genitaliami, ni chuba że jest żydem i takowego napletka brak.

    1. avatar Łysica 22 czerwca 2014 o 08:14

      Resorry,”ni chuba”, ma być no chyba.

    2. avatar pepsieliot 22 czerwca 2014 o 09:22

      Łysico miałam na myśli pot i takie rzeczy, sorki, wykreślam fragment Twojego komenta, bo komuś może się zrobić niedobrze 🙂

  15. avatar Shojin 22 czerwca 2014 o 11:35

    Pepsi, tak może w kontekście tego wpisu i komentarzy będzie to odpowiednie miejsce na moje pytanie. Zastanawiam się.. Czy gdyby nie było Cię stać na jedzenie organiczne/ekologiczne/certyfikowane to czy wtedy byłabyś witarianką? Wiem, że nie jesteś całkowicie na surowo, ale czy byłabyś wtedy witarianką choćby w takim stopniu jak obecnie? W jaką stronę poszłoby Twoje odżywianie?

    Przy okazji mam jeszcze jedno zżerające ciekawość pytanie (wydaje mi się, że kiedyś tu padło, ale nie jestem pewna, a i tak go nie znajdę 😉 ) – skąd się wzięło przezwisko/pseudonim Pepsi Eliot?

    Dodam jeszcze, że wyrzuciłam siebie póki co z subskrypcji, ponieważ maile mimo wszystko ciągle przylatywały mi do spamu. Oczywiście dla mnie to nie problem, bo posiadanie Ciebie w znajomych na Facebooku wystarcza do bycia na bieżąco poinformowanym o wpisach i jak widzę coś ciekawego to wejdę. No i przez profil Bloggera też wszystko widzę na bieżąco. Ale tak tylko informuję, żeby nie było Ci wybitnie przykro przez mój wielce znaczący unsubscribe. Za jakiś czas niedługi spróbuję znowu się dodać, to może nie będzie już to lądowało w spamie 😉

    1. avatar pepsieliot 22 czerwca 2014 o 13:12

      Shojin właśnie G. mi powiedział że to Twój serwer odrzuca powiadomienia jako spam, powodem tego jest prawdopodobnie złe ustawienie skrzynki, jeżeli masz czas i ochotę, poszukaj ustawień, żeby wrzucić mój adres na tak zwaną białą listę zaufanych nadawców, bo problem sam nie ustąpi,:)

  16. avatar Ania 22 czerwca 2014 o 12:04

    Tutaj popieram pytanie odnośnie finansów zadane przez Shojin. Staram się odżywiać jak najzdrowiej potrafię, no ale nie ma bata, żebym mogła sobie pozwolić na organik. Raz na jakiś czas, owszem, szarpnę się, ale na co dzień niestety rządzi warzywniak pod domem.

  17. avatar pepsieliot 22 czerwca 2014 o 12:06

    Shojin byłabym oczywiście. Mnie inne jedzenie nie kręci. Trzeba byłoby tylko bardziej pogłówkować w zimie. Ale przecież inne jedzenie jest tak samo a nawet bardziej zatrute. Przetworzonego bym chyba do ust nie wzięła. Taki chleb, przecież to jedna chemia. Więc wolałabym zjeść chemiczne jabłko. Najważniejsze jest, żeby owoce dojrzewały na słońcu. Obecnie też kupuję koszyk nektarynek gdziekolwiek i zjadam bo mam taką ochotę. Piję zwykłą marchewkę z peietruszką w centrach handlowych. jedynie czego nie zrobię to zielonych liściastych nie kupię z pewnością nieorganicznych na wiosnę, i jak widzisz dwa razy w tygodniu jadłam w Krovie nie organiczną sałatę !ale na nieświadomce, więc się nie liczy 🙂

    1. avatar Shojin 23 czerwca 2014 o 12:41

      Bardzo przyjemna odpowiedź – nie raz zdarzyło mi się myśleć, że nie tkniesz niczego, co nieorganiczne, a tu miłe rozjaśnienie sytuacji 😉
      W zasadzie tak czytam i czytam te komentarze i czy nie lepiej dowiedzieć się u głównego „źródła”, czyli u tej restauracji, czy faktycznie oni nie mają jedzenia organicznego (i dlaczego w takim wypadku obnoszą się z takim szyldem)? Nie znam się na restauracjach czy innych knajpach, bo faktycznie nie bywam nigdy w takich miejscach, ale czy nagle masz pewność, że Twoje jedzenie nie było eko i warto skreślać takie miejsce?

      Co do spamowych subskrypcji to już oczywiście ogarniałam wszelkie ustawienia i zmiany i właśnie mimo wszystko tam lądowały. Ale jeszcze się tym zajmę, bo pewnie problem tkwi w jakiejś drobnostce.

      Odpowiedzi na pytanie o nick unikasz umyślnie czy nie zauważyłaś, zapomniałaś cokolwiek odeprzeć? 😉

      1. avatar pepsieliot 23 czerwca 2014 o 14:09

        Widzisz Shojin Droga, jeżeli chodzi o certyfikaty, to nie można zażądać ich pokazania, a przecież nie będę działała jak jakiś kapuś odgórnie, to nie w moim stylu, nie donoszę, nie szantażuję, to są moje zasady, a jak sie grzecznie pytałam obsługi to mi powiedziano, że są i uwierzyłam. Bo ludzie nie kłamią. Szczególnie Ci od misji. Co do kryptonimu, to wiele osób mnie pyta, a ja nie wymyśliłam jeszcze żadnej fajnej historii 😀 no dobra, było tak, kiedyś bardzo wysoko awansowałam w wawie i stwierdziłam że imię kasieńka jest takie mało medialne, postanowiłam zmienić imię na Pepsi. Nooo to mi zabrzmiało światowo. Potrzebowałam jeszcze jakiegoś fajnego nazwiska, a Eliot było całkiem wporzo, więc zostałam Pepsi Eliot i tak zaczęłam podpisywać bardzo poważne projekty architektoniczne, z czasem pepsi przylgnęło do mnie prywatnie i mam znajomych, którzy nie wyobrażają sobie nawet żeby się do mnie inaczej zwracać, zostałam więc pepsi eliot 🙂 sorki że jest to historyjka bez płenty 🙂

  18. avatar Kejt 23 czerwca 2014 o 09:45

    A mnie nic tak nie wkurza w Krovie jak to co najważniejsze dla knajpy: jedzenie. Zniosę ponuraków za barem czy piętrzące się tacki (choć to widok paskudny), ale nie zniosę sałatek zatopionych w bliżej nieokreślonej cieczy, pomidorów wyglądających na wczorajsze czy podgnitych kiełków. Ja wiem, że świeżość takiej sałaty nie utrzymuje się długo, ale wystarczy wziąć przykład z Glonojada i serwować taką surowiznę, która może sobie spokojnie stać, ładnie wyglądać i dobrze smakować (pomidory na pewno do takiej nie należą). Frytki są smażone, bo pytałam i nawet to bym im wybaczyła, ale są pocięte na takie cieńskie strzępki, że w sumie z frytkami (fajna skórka + aksmaitny środek) nie mają nic wspólnego. No a burgery… co tu dużo gadać. Przyplaona bułka to norma, grillowane warzywa, które powinny być ciepłe – zimne, kotlet porowy bez pomysłu, za to full sosu, który zabija cały smak. Jakoś w Krakowie dobrego wege burgera nie uświadczysz. Klapa jest też w spółdzielni, no ale Nova Krova burgerownią się nazywa, więc poziom powinna trzymać. Dziękuję, posilę się gdzie indziiej.

    1. avatar pepsieliot 23 czerwca 2014 o 09:53

      Kejt masz zapewne rację, ja jadłam tylko surowe coś tam, więc nie wiem, ale wiem jedno,że spółdzielnia jest dramatyczna

  19. avatar fila 23 czerwca 2014 o 20:53

    Haha, trochę a propos dredów- akurat niedawno natknęłam się na fajny artykuł o kołtunie polskim, plica polonica. Tak to wyląda, http://www.wilanow-palac.pl/plica_polonica_czyli_koltun_polski.html ale to nie ten art, był w gazecie.

    A spółdzielnia dramatyczna? Niechlujna? Jedzenie przyzwoite było. Ale z rok nie byłam… I chyba Spółdzielnia jest organic?
    Myślałam, że jestem jakaś wymagająca, ale widzę, że krova innych też nie cieszy, więc jestem w normie 🙂

    1. avatar pepsieliot 24 czerwca 2014 o 05:40

      Spółdzielnia śmierdzi smażeniną okropnie, nowy wystroj z paxdzieza jest jeszcze gorszy od tego co był, który był po prostu zastanym wystrojem i nikt się nie czepiał, ze brzydki, itd itd

  20. avatar Przekocurek 24 czerwca 2014 o 14:38

    Dziękuję Ci za gratulacje. Stan rzeczywiście zmieniłem – organicznie.

  21. avatar anty 7 sierpnia 2014 o 13:27

    Pomidory i ogórki razem(o ile to zielone na zdjęciu to ogórki) to niedobre połączenie. Nie tknąłbym też niczego co ma skórkę, póki nie zostało wcześniej wymoczone w wodzie z octem – jedyny skuteczny sposób na zlikwidowanie cyst i pasożytów, takich jak przywry. Płukanie wodą nic nie daje na pasożyty. Dostanie się potem taka przywra gdzie zechce poza jelita i sobie tak żyje ponad 20 lat w człowieku, a ten gupczy skąd te wszystkie choroby. Dlatego każdy na codzie powinien używać octu spirytusowego +10% i moczyć do 15 min. zielsko przed spożyciem. Skuteczność potwierdzona pod mikroskopem zaprzyjaźnionej technolog żywienia. Zreszto nie tylko z robalami ocet se radzi:

    http://kopalniawiedzy.pl/kwas-octowy-pratki-mykobakterie-pratki-gruzlicy-pratki-niegruzlicze-Howard-Takiff-Claudia-Cortesia,19808

    Znać wypada:

    http://odrobaczsie.pl.tl/List-otwarty-dr-Ozimka.htm

    http://zdroworodzinni.blogspot.com/2008/07/irena-wartoowska-metabolity-pasoytw.html

    1. avatar Niki 7 sierpnia 2014 o 14:47

      Ejże… czy aby na pewno chodzi o ocet spirytusowy? Rękę sobie chciałam odgryźć gdy to przeczytałam :F kwas octowy jest też w occie jabłkowym, a zupełnie dla ludzkości nieszkodliwym i co więcej pomocnym, w przeciwieństwie do spirytusowego, który zabija dobrą florę bakteryjną jelit i czerwone krwinki… chętnie zaczęłam go używać, gdyby był bezpieczny w takiej formie – czy i jaka jest szansa, że podczas 15-minutowej kąpieli ocet ów nie przeniknie do wnętrza warzyw i owoców? Wiem, że jest jadalny, znam nawet „smakoszy” marynat, ale bałabym się zajrzeć im do trzewi. Nie jem niczego co zawiera ów wynalazek, co najwyżej na błysk wymyję nim i zdezynfekuję sanitariaty, podłogę czy lodówkę. Czy na pewno jest w taki sposób użyty bezpieczny?

  22. avatar anty 7 sierpnia 2014 o 16:31

    Tak, o ile nie marynujesz. Roztwór wody z octem nadaje się do skórek i twardych owoców, przez które nie przenika, a jeśli przeniknie przez jakieś mikrouszkodzenia to w takich ilościach, że nie ma co sobie głowy zawracać, tak jak nie ma co się zadręczać, że na codzien dostarczamy sobie pewnej dawki metali ciężkich z powietrza, które organizm, jeśli zadbany, neutralizuje (gorzej z cząsteczkami radioaktywnymi). Pewne ilości chemii zawierają same warzywa i owoce, ale ostatecznie nawet pryskane (ale umyte) bardziej nam pomogą przez swoje właściwości niż zaszkodzą. 15 minut moczenia to jest maks, min. 5 musi być. Ocet stosuję od kilku lat dzien w dzien i od kilku lat morfolologia (w tem krasnych krwinek) jest wzorcowa.

    1. avatar Niki 7 sierpnia 2014 o 17:03

      Dzięki za wyczerpującą 🙂 moja bujna dotąd wyobraźnia nie dawała rady, zza winkla już wyzierała histeria. Trochę się uspokoiłam.

  23. avatar anty 8 sierpnia 2014 o 11:50

    Pasożyty octu nie lubią, ale mimo wszystko do smakoszy marynat typowo sklepowych bez kija i maseczki też bym nie podchodził, jeszcze by mi chuchnęli jakimiś owsikami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum