Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
214 992 455
113 online
35 457 VIPy

ZAMKNIĘTO pierwszą polską restaurację witariańską SURYA

Hej Państwu,  to znowu ja,

Po niecałym roku działalności Surya jednak zamknęła drzwi. „ Jak krótko wyjaśnił portalowi na temat, Sławomir Bubicz, była po prostu nieopłacalna. –Bardzo wiele osób się nią interesowało, mało kto kupował dania –przyznał.”

Yyy…. tak. Kraj Polska jest krajem w przewadze ludzi mało zamożnych, ale też cwanych oblegaczy wyszukiwarek, typu skąpiec, najtaniej, a słowo samo w sobie niosące przekaz jak najbardziej ujemny, negatywny, wręcz chujowy, TANIO, jest słowem, które rozpanoszyło się w naszych głowach i domach, żeby rozpocząć niepodzielne rządy. Jadąc przez podkrakowskie wsie zarówno na północ jak i na południe mijamy karczmy, które świetnie prosperują i nazywają się w ulubionym naszym stylu, w kształcie karczma Bida, zajazd Bankrut, restauracja Kutwa, Centuś, Skąpiec, Harpagon, Chciwiec. Jeszcze chociażby konsekwentnie podejść do tematu: nie mam środków płatniczych, to staram się kupować z głową, w dalszej perspektywie pro zdrowotne jedzenie, nie muszę jeść zaraz w restauracji organik, ale nie, tutaj działa inna opcja, gdyż liczba zakupionych snickersów w biednej Polsce stale się podwaja, a sieciowe fryciarnie otwierają się jedna po drugiej.

Bo cóż to jest i kto to widział, żeby się jakaś pietrucha z cukiniachą panoszyła na talerzu, jakieś krowie żarcie mogło w ogóle cokolwiek kosztować, gdzie tu jest sens? To przecież siły nie da, nie ma mięcha, nie ma energii cieplnej nawet włożonej do tej owczej szamy. Co my bydło ze wsi jesteśmy, mieszkamy w oborze? Żeby trawę za drogi pieniądz konsumować?

Dlaczego restauracje witariańskie są w takiej beznadziejnej sytuacji w Polsce? A nawet nie przetrwałyby te wegetariańskie, gdyby chciały być faktycznie organik, a do tego, gdyby musiały chociaż trochę zainwestować w odpowiedni wystrój wnętrza, nie mówiąc o najsłabszym punkcie programu, czyli wececie.

Otwierając witariańską restaurację wzięłabym pod uwagę te same aspekty, co przy każdym innym biznesie: Dla kogo otwieram tę restaurację, czyli jak wyobrażam sobie idealnego klienta własnego biznesu? Bez czytelnej odpowiedzi, sobie samemu na to pytanie żaden biznes się nie uda. Czytając różne fora i strony poświęcone witarianizmowi, najdłuższe litanie komentarzy lokują się pod wpisami: gdzie najtaniej kupić owoc w Warszawie, a co tu mówić o innych biedniejszych miastach. Dlatego jestem przekonana, że restauracja witariańska, nie mówiąc już o organicznej witariańskiej, nie może być wytargetowana do witarianina polskiego, bo zaraz splajtuje.

Witarianin polski jest ostatnią osobą, która wyda u ciebie jakąkolwiek złotówkę, nie mniej jednak pojawi się na każdym iwencie, zlocie, prelekcji, pokazie tam-tamów, wygibasów pępkiem, wykładzie bosego prelegenta, czy umięśnionego kolesia i odczycie, byle rozdawano przy tym jedzenie za darmo. To jest miłe dla właściciela i łączy się niewątpliwie z dużą frekwencją, jednak nie przyniesie mu żadnego zysku netto, a nawet wygeneruje dodatkowe koszty. Polska witariańska restauracja nie tylko z tego powodu nie może być otwarta dla polskiego witarianina, ale też dlatego, że witarianie polscy spędzają głównie czas w necie, a nie w pracy i pomimo, że są to ludzie naprawdę świadomi i pewni swoich przekonań, to najczęściej faktycznie bez pieniędzy. Często wynika też to z postawy życiowej, która po pewnym czasie obcowania z surowym owocem przekształca się w stanowisko jestem z wielką negacją dla posiadam.

Pan Sławomir Bubicz przyjechał z dalekiej Azji, sam uwierzył na tyle w swoją nową dietę, że postanowił podzielić się nią z Polakiem, ale nie było w tym konsekwencji biznesowej. Bo w Polsce restauracja witariańska nie może powstać dla cwanego sępa, polskiego witarianina, zresztą weganin też pod to podchodzi. Aby biznes się udał, nie możesz założyć, że twoim idealnym klientem jest polski witarianin, bo popłyniesz człowieku jak nic. I chociaż w Suryi sprzedawano napoje alkoholowe i również wiele potraw gotowanych i nie było organicznych dań, co potaniało codzienną inwestycję i tak nie była w stanie przetrwać. Idealny klient restauracji witariańskich, ale również i wegańskich czy wegetariańskich to otwarty na alternatywny, zdrowy styl życia człowiek z mainstreamowej  fali, może nawet gej, bo oni zawsze są bardziej otwarci na niu ejdż i mają zwykle więcej środków finansowych na zbyciu i są chętni do wyznaczania światowych trendów, albo tylko do podążania za nimi. Jednym słowem człowiek, którego styl inni naśladują. Restauracja witariańska, cała otoczka związana z tym stylem jedzenia musi być trendy. Jeżeli nie będziesz trendy, to idealny, twój wymarzony klient do niej nie wejdzie, aby zostawić ci pieniądz, gdyż pójdzie do innego miejsca, w którym dobrze się będzie pokazać. Nawet wspaniałe smaki potraw niewiele tu mają do powiedzenia, gdyż każdy z nas potrafi wymienić restauracje modne, gdzie chętnie ludzie bywają, ale z jedzeniem co najwyżej na średnim poziomie.

Zdaniem szefowej kuchni z Wrocławia, „diecie raw nie sprzyja po prostu polski klimat i to, że w zimie trudno jest o dobrej jakości surowe produkty”.  „Jak widać na przykładzie Suryi, może mieć rację. Żywieniowy trend nie przeszedł próby portfela. To może być ostrzeżenie dla tych, którzy zbyt głęboko wierzą w to, że zainteresowanie mediów przełoży się na wystawiane w lokalu rachunki”.

Żeby stworzyć modę na dany trend żywieniowy muszą się nią zainteresować osoby należące do establishmentu, żeby po prostu w dobrym tonie było się pokazać w takiej restauracji, żeby istniało prawdopodobieństwo, że spotkasz w niej Pierce Brosnana, Alicję Silverstone, czy chociażby Demi Moor (znani witarianie), a nie kogoś w stylu Paula Nisona tuż po witariańskiej transformacji.

Ktoś musi wyznaczyć takie trendy, jeżeli chcesz zbierać z takiego żywienia biznesowe kokosy. Ale twój lokal nie może wyglądać tragicznie, jak zbójnicka izba do tego położona w lepiance bez światła. Wystrój wnętrza jest nawet ważniejszy dla nowej wysokiej fali niż samo jedzenie, które zakładam, że było dla laików witariańskich bardzo dobre.

Wystrój wnętrza ma wyznaczać trendy, żeby lokal mógł stać się modny i żeby nadszedł człowiek hojny i zechciał zostawić pieniądze, chociażby dla zwykłej snobistycznej zachcianki. Dopiero później, kiedy sprawa uległaby roztrąbieniu, zwykły witarianin stroniący od pieniądza jak od żmii, mógłby sobie kupić kilka zmiksowanych organicznych owoców i zielonych liści kalarepki młodej w jednym z dziesiątek przydrożnych witariańskich kiosków, alias przenośnych barków, które na modnej fali wyrastałyby jak przysłowiowe maślaki po dżdżu.

A tu powstała Surya, trochę jakby w klepisko i  żółtą sosnową zbójnicką żerdź (jednak nie w dobrym stylu wintycz) zaprosiła pasujących imydżem bosych witarian i po darmowym poczęstunku liczyła na lojalne wydanie pieniędzy na strawę witariańską. To się nie mogło udać już z założenia. Nawet wegetarianin Jurek Scot nic nie mógł poradzić, bo kto biega ultra maratony i przy tym szasta kasą?

Jak nie obmyślisz sobie idealnego klienta żaden biznes ci nie pójdzie. Może się też tak niefortunnie zdarzyć i z tym trzeba się liczyć, że idealny klient w twoim kraju i dla twojego przedsięwzięcia jeszcze się nie urodził. Więc najpierw trzeba zacząć od propagowania idei. Potem prześwietlenia rentgenem kieszeni potencjalnych, a i nawet wtedy istnieje ryzyko, że może zjawią się gromadnie na kolejnej bida stek bankrut kotlet fryta, jednak jak najbardziej ę i ą uczcie, jednak nie u Ciebie.

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, gdyż idea witarianizmu jest bardziej skomplikowana, którego tylko delikatnie zahaczę, że jakby nawet znalazł się witarianin w miarę zamożny, hojny i chętny do rozstania się z pieniądzem i zniósłby jakoś ohydny wystrój wnętrza to nie koniecznie chciałby jeść ociekające co z tego, że głównie orzechowym tłuszczem z owocową fruktozą roślin, szczególnie jak jest na 811 i przedkłada zjedzenie w ciszy kilograma papierówek organik na ukwieconej łące.

owocek:)

(Visited 3 752 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Magdika 8 maja 2013 o 11:58

    Smutna wiadomość. Byław w Sury raz, przy okazji wyjazdu do Wa-wy, było smacznie, ale rzeczywiście wystrój mnie zniechęcił.

    A teraz nie w temacie, ale cytat:
    „Co my bydło ze wsi jesteśmy, mieszkamy w oborze? Żeby trawę za drogi pieniądz konsumować?”
    przypomniał mi sytuację z minionej niedzieli, kiedy to moja mama poszła zwrócić uwagę synowi sąsiadki, że puszcza muzykę zbyt głośno. Chłopak sciszył (i oczywiście usprawiedliwiał się, że nie zdawał sobie sprawy, choć zwrócono mu uwagę już po raz drugi), a na to wybiegła z domu jego matka i na moją mamę, że z jakiej racji każe mu sciszać. Mama coś tam powiedziała, potem już nie pamiętała co, a na to sąsiadka, że przecież jesteśmy na wsi, więc może sobie puszczać muzykę jak głośno chce.
    I co tu się dziwić, że ludzie bezmyślnie kupują „g..no” zamiast jedzenia.

    1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 12:26

      To o czym piszesz jest po prostu straszne, mówię ludziom, że każdy ma w domu dzisiaj głośnego subufera i czy mamy wyjść wszyscy z tym do ogrodu i puścić sobie muzę ? Najlepiej działa powołanie się na małe dziecko, które śpi, nawet jak się nie ma takiego, to czasami odpuszczają.

  2. avatar Joanna 8 maja 2013 o 12:07

    Hej, bardzo mi przykro ze SURIA sie zamknela, nie wiedzialam o tym, plakac mi sie chce, bo czesto tam bywalam i ludzie byli super, nie mowiac o jedzeniu. Ale z drugiej strony to chyba dla mnie lepiej, bo ja po drugiej stronie ulicy mam swoj straganik z owockami i warzywami, to moze teraz do mnie wiecej klientow zawita. Pozdrawiam.

    1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 12:28

      Joanna z punktu widzenia biznes women, to faktycznie pewnie lepiej, więc życzę Ci tego serdecznie i pozdrowionka owocowe

  3. avatar Jaspis 8 maja 2013 o 13:40

    Zaraz się okaże, że już żadnego witarianina w Polsce nie ma .
    W internecie, to tylko Pepsi została aktywna.

    Ciekaw jestem jak przędzie RawOrganic w Krakowie ? Czy oni się przenoszą , czy otwierają drugą na Gołębiej ?

  4. avatar mimi wooow 8 maja 2013 o 13:51

    zamknięto? khmmmm, cóż, obchodzi mnie to jak zeszłoroczny snieg … 😉 taka prawda, po restauracjach się nie szlajam poniewaz wolę sama sobie pichcic moje wynalazki ale….. ale ja tylko wpadłam tu z zapytaniem jednym, bo skoro pisałas, że własciciel SURYi źle oszacował swojego potencjalnego klienta i dlatego poszedł z torbami [OK. znam tę teorie biznesu] a w takim razie Ty – KREATORKO szaleńczej zadymy zwanej Obyczaje Pepsi Eliot do kogo sie zwracasz i jak nas sobie jako kupę 😉 klientów wyobraziłaś skoro udało Ci sie nas jednak omamić i nawet dajesz radę w tym plebiscycie ksiązkowym, pomimo iz niektórzy tutaj nawet jeszcze ksiązki Twojej na oczy nie ujrzeli… poza tym ja zanim ją kupie [może dostanę gratis jak przeslę 😀 ???] to chętnie MARZY MI SIĘ jakis post te ksiązke reklamujący, żebym wiedziała co to za wróbla będe miała w garści? czy ja sie do[sz]czekam jakiejś szczerej epopei penetrującej tajemnice Twojego literackiego [anty 😉 ] talentu, dlaczego za pióro chwyciłas, skąd czerpiesz inspiracje, jak sama oceniłabys swoją ksiązkę, dla kogo ona jest? dla fanatyków tego bloga i Ciebie jako charyzmatycznej i samozwańczej GURU prozdrowotnej nowiny? czy to wystarczy, zebys odniosła SUKCES? po co Ci to pisanie i skąd w ogóle taki pomysł? odsłon jakis rąbek, za którym skrywasz PRAWDZIWĄ TWARZ pepsi Tajemnicy , proszę ładnie 🙂

    a tak na marginesie, jakbys wydała jakąś CRAZY książke kucharską to kupiłabym w mgnieniu oka bez mrugnięcia gałka, serio! pomysl o tym 🙂 …

    1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 14:46

      Mimi bardzo ciekawe pytanie zadałaś.
      Dlaczego prowadzę tego bloga? To oczywiste, że nie ze względów merkantylnych. Czuję się na tym blogu jak szajbnięta królowa, księżniczka świrów i geniuszy, uderzona w czaszkę władczyni klęsk witarianizmu, ale też monarchini idealnej diety i prawdziwej przyjaźni, które tak czy inaczej nie istnieją.
      Książkę tutaj reklamuję, bo gdzie mam to robić skoro wydawca zgłosił mnie do konkursu? Ani tego wcześniej nie wiedziałam, ani nie przewidziałam, ani rzecz się pewnie już nigdy nie powtórzy. Więc o czym tu mówić.
      Po drugie zagłosowanie na moją książkę nawet w ciemno, myślę, nie jest znowu takim niemoralnym względem siebie samego czynem, skoro w ciągu roku umieściłam na tym blogu prawie 200 wpisów i się je czyta i mniej więcej zna moje hipochondryczne obawy, neurotyczne przekonania i niekiedy skrajne poglądy.
      Blog pepsi eliot, to nie jest strona sprzedażowa, nie dlatego, że nie lubię zarabiać pieniedzy, ale dlatego, że jest to miejsce, gdzie mogę być całkowicie wolna. Nie chcę zastanawiać się nad tym co mogę mieć od kogoś, czy go stać na moją książkę czy cokolwiek, nie myślę też o tym, co mój czytelnik sobą reprezentuje intelektualnie, czy też moralnie, w ogóle nie zadaję sobie takich pytań. Nie prawdą też by było oświadczyć, że piszę tego bloga z altruizmu w takim razie, że się w jakiś sposób poświęcam, gdyż jest wręcz przeciwnie.
      Piszę tego bloga, gdyż pisanie, powoli staje się moją największą życiową pasją, o czym wcześniej nie wiedziałam, nie chce mi się już projektować architektury, urządzać wnętrz, malować obrazów, chociaż bardzo dużo kiedyś malowałam i jeszcze wiecej sprzedawałam mając nawet kilka pseudonimów i pod każdym powstawały dzieła w zupełnie innym stylu i oddawałam do krańcowo różnych profilami galerii i zostałam nawet kiedyś wytropiona, ale to tylko dygresja.
      Piszę o witarianizmie i zdrowiu, bo ta tematyka jest dla mnie bardzo interesująca i wypływa jakby z mojego wnętrza, ale najważniejsze w tym wszystkim jest sensu stricte pisanie i że znajduję tutaj swoich czytelników.
      Jedni czytają uważnie, inni po łebkach, albo tylko otwierają i zamykają stronę, jednak po roku i dwóch miesiącach kliknięto już prawie 200 000 razy, co oznacza, że komuś to pisanie jest potrzebne, albo się tylko podoba, albo kogoś denerwuje na tyle, że ma chęć tu wleźć.
      Przez cały czas stoję na stanowisku mojej 811, ale jakbym zaczęła coś modyfikować to powiem otwarcie co robię, jak i dlaczego i myślę, że z tego powodu ludzie nie koniecznie odejdą. Zresztą ludzie po pewnym czasie i tak się wymieniają, a zdarza się, że ci co odeszli później wracają.

      Biegam bo muszę, czyli monolog kobiety, która postanowiła coś w swoim życiu zmienić. (Ten dodatek o kobiecie wymyślił jeden z czytelników tego bloga, któremu dawno temu wysłałam książkę w formie mailowej, kiedy w ogóle nie było mowy o jej wydaniu, powiedział, że sam tytuł może być mylący i żebym zrobiła taki właśnie dopisek, więc zrobiłam)
      Mam bardzo miłe recenzje od czytelniczek tego bloga, które kupiły moją książkę, ale nie chcę ich przytaczać, bo raz, że są jawne w stosownym poście o książce, a dwa że pewnie są nad wyraz uprzejme, za co bardzo dziękuję, jednak poniżej to recenzja czytelniczki skopiowana z jakiegoś portalu sprzedającego moją książkę:

      „Biegam, bo muszę” to rodzaj powieści, gdzie fikcja przeplata się z prawdą i wieloma współczesnymi tematami zaprzątającymi, trzeba przyznać mało zdyscyplinowaną głowę narratorki. Światopogląd, sposób odżywiania, rola kobiety w codziennym życiu, to tematy migawek, którymi czytelnik jest na okrągło maglowany, do tego językiem jakby z translatora. Książka dotyka poważnych spraw, ale pisana jest z poczuciem humoru i dystansem. Kobieta zostaje zdradzona przez swojego narzeczonego, jednak nie znajdziemy tutaj opisów ostracyzmu i wielkich negatywnych emocji, to wszystko dzieje się jakby w tle, a dla czytelnika podane jest w otoczce humoru. Rozdział nawiązujący do dzieciństwa bohaterki, został ciekawie rozwiązany formalnie, gdyż pisany jest jakby przez nie do końca rozumiejące pewne oczywiste dla dorosłych sprawy, dziecko. Całkiem zaś dojrzała kobieta, któregoś dnia budzi się i uświadamia sobie, że nie jest już młoda, a do tego rzuca ją wieloletni narzeczony. Możemy się tylko domyślać jak bardzo sytuacja utraty mężczyzny i jednocześnie stabilności finansowej, tak na prawdę dotyka bohaterkę, która do tego od dziecka choruje na silną nerwicę lękową.
      Sfrustrowana kobieta udaje się do fitness klubu i tam całkiem przypadkowo odnajduje nową stronę życia. Zobaczymy więc wielką afirmację dla biegania, jako sposobu na załatwienie trudnych problemów życiowych.
      Nie wiem czy o to chodziło, ale raczej zachciało mi się wybrać do klubu i wejść na bieżnię, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Podobno czas pokarze, czy było warto, jednak już zawczasu polecam tę książkę.”

      Żebyś tylko nie sądziła, że namawiam Cię Mimi do zakupu, jednak zagłosować moim zdaniem bezwzględnie powinnaś.

      1. avatar mimi wooow 8 maja 2013 o 17:10

        mimi, daj głos! „hau, hau” zaszczekałam kilka dni temu dwa razy, może Ci to pomoże.dzięki za odpowiedź, cos mi sie tam rozjasniło, ale i tak jestes dla mnie very mystery Kobieto biegająca … intrygująca i nawet do nasladownictwa inspirująca. jutro ruszam na biegginga i nie moge się doczekac experymentu z 811, który wdrożę jak nadejdzie lato i upały … pozdrawiam i trzymam kciuki za wygraną!!! nawet w nogach sciskam paluchy na szczęście 😉

  5. avatar pepsi 8 maja 2013 o 13:56

    Raw Organic bardzo cienko przędzie, ta druga na Gołębiej była otwarta jako filia tej pierwszej i raczej jako punkt sprzedaży jedzenia przygotowanego w głównej siedzibie. RO nie jest już oczywiście surowe,bo by już w zimie padli. Mogłabym jeszcze wiele powiedzieć w tym temacie, ale nie powiem, gdyż jednak postanowiłam ich wspierać, również we własnym interesie.

    1. avatar Jaspis 8 maja 2013 o 16:24

      Większa podaż organicznych produktów w Krakowie ?

      1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 16:53

        Jas, chociażby 🙂

  6. avatar Jurny 8 maja 2013 o 15:43

    Żenujące w jaki sposób opisałaś Polaków. My Polacy musimy jeść na mieście!! no przecież na zachodzie to jest takie cool. Każdy witarianin musi przynajmniej raz w tygodniu odwiedzić tego typu miejsce MUSI!! Sprowadzasz próżność do raju. Oddałem głos na inną książkę.

    1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 16:49

      jurny liczyłam się z tym, że oddasz głos na inną książkę,tym bardziej, że czytasz bez zrozumienia, szczególnie ostatni fragment mojej wypowiedzi świadczy o czymś wręcz przeciwnym, nie mówiąc o przepełnionych fastfoodziarniach, ale widocznie tego nie widzisz, i do tego nadepnęłam Ci na odcisk, ale i tak ścisk 🙂

      1. avatar Jurny 9 maja 2013 o 14:40

        Zapewniam cię że twój blog czytam ze zrozumieniem, twój ostatni fragment nie odnosi się do bzdur jakie pisałaś wcześniej. Twoje przemyślenia na temat weganizmu są …..twoimi przemyśleniami. Masz do nich prawo, ale twój blog może zawrócić człowieka z nowo obranej słusznej drogi. Nie rozumiesz weganizmu…

        1. avatar pepsi 9 maja 2013 o 16:05

          Jurny, nie upieram się, że rozumiem weganizm, jednak jestem weganką od wielu lat i wydaje mi się, że zrobiłam wiele dla tej idei dobrego, być może działam w innych konwencjach, ale generalnie staram się zrobić wszystko, aby zwierzęta nie cierpiały. Chciałam Ci powiedzieć, że właśnie wczoraj zagłosowałeś na książkę destrukcyjną, o samobójstwie i kaleczeniu ciała, do tego kopię Sali samobójców, a moja książka oprócz afirmacji biegania, również bardzo wspiera ideę weganizmu i właściwie o tym w niej piszę, więc nie mów mi kto i kogo z obranej słusznej drogi może strząsnąć, bo to nie jest takie oczywiste. Nie potrafię pisać jednostronnych agitek, ten blog nigdy takim nie był. Nie pochwalam, ani nigdy do tego nie dążyłam, aby korporacyjne standardy miały cokolwiek do powiedzenia, ale napisałam po prostu o podstawowych zasadach prowadzenia biznesu, a z drugiej strony nie lubię ciągłego biadolenia i krzywienia ryja

          1. avatar Jurny 9 maja 2013 o 18:07

            No widzisz tak to jest jak sie głosuje na książke, której sie na oczy nie widziało 🙂 Ja np. nie lubie jak jestem w miejscu gdzie moge kupić koktail owocowo warzywny, który jest przedstawiany jako samo zdrowie, a jest przygotowywany w wyciskarce soku z bisfenolu(to tylko przykład). Opisałaś Polaków jako kmiotów i to mnie sprowokowało. Polak jest cwany, bo musi być cwany w takim środowisku żyjemy. Na każdym kroku chcą nas oszukać.

          2. avatar Czapel 9 maja 2013 o 18:57

            @Jurny: „Polak jest cwany, bo musi być cwany w takim środowisku żyjemy. Na każdym kroku chcą nas oszukać.”

            Ty w Polsce żyjesz? Czy pamietasz ja z przed 30 lat? Nie dalej jak wczoraj to „środowisko pełne oszustów” zwróciło mi smartphone zostanwionego w kawiarni na stoliku w centrum Wrocławia. Jakoś mi to nie przystaje do twojego modelu. Moze czas na uaktualnienie poglądów :).

        2. avatar edith 10 maja 2013 o 16:55

          Jurny, nie, nie czytasz ze zrozumieniem. I dlaczego jestes taki napastliwy? masz monopol na poprawna koncepcje weganizmu??? jak ci sie nie podoba, ze polakow rzekomo przedstawia sie jako kmiotkow, to nie zachowuj sie jak kmiotek….

          1. avatar Jurny 11 maja 2013 o 15:45

            Czapel nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi, edith jak byś czytała ze zrozumieniem to byś znała odpowiedz.

  7. avatar Mag-lena 8 maja 2013 o 17:50

    Byłam w tej knajpce jakiś czas temu – może teraz się zmieniło, ale wtedy było głównie tłusto tj. orzechy pod różnymi postaciami. Więc rozsądnie byłoby tam się pojawiać na wielkiej okazji, bo jedzenie codzienne lub częste nie ma sensu.

    1. avatar pepsi 8 maja 2013 o 18:17

      tak żywią się przede wszystkim witarianie, deserki tłuste i serki z nerkowców, i masz racje, witarianin tam nie powinien nawet jeść często, ale inni zjadacze jak najbardziej, mogliby zjeść z ciekawości jednocześnie w porównaniu z tym co jedzą zwykle to i tak byłby mega przełom pro zdrowotny

      1. avatar Mag-lena 9 maja 2013 o 05:22

        Witariańska knajpa nie dla rozsądnych witarian:)

        1. avatar Pepsi 9 maja 2013 o 05:39

          oczywiście że nie, taki witarianin jak ja dajmy na to nie ma tam co jeść, bardziej pisałam pod kątem biznesu, który przy okazji promuje taką pro zdrowotną ideę odżywiania

  8. avatar Paula 8 maja 2013 o 20:09

    nie wiem jakie ceny byly w tej restauracji witarianskie,j ale tutaj gdzie mieszkam ceny w takich restauracjach sa kosmiczne i tu nasuwa sie pytanie , dlaczego salatka w zwyklej restauracji bedzie 5 krotnie tansza niz w restauracji Raw ? nie wiem, bo to jest trendy ???
    Wiec ja wole kupic sobie szejka owocowego w barze przydroznym i isc do zwyklej restauracji z bufetem i najem sie do syta za 1/3 cany , a w restauracji Raw dostane mala porcyjke i to wszystko w temperaturze lodowkowej , przepelnione tluszczem z masa soli , soi innych ostrych przypraw. moj zoladek po takiej strawie nie ma sie dobrze, raz dostalam mega boli rzucha i to ma byc te zdrowe zarcie ? lepiej na zdrowie wplynie zjedzenie ziemniakow z brokulem niz ta witarianska strawa :/ Wiec mowie takze nie dziekuje dla witarianskich restauracji 🙂
    Uwazam ze tam nie podaja zdrowiego jedzenia :/

    1. avatar Pepsi 9 maja 2013 o 05:38

      Paula, tak niestety bywa, że dla nas już takie smaki podkręcone nie są jadalne. Dla mnie Surya mogła nie istniec, bo nie podawali organik, a jak ja nie mam zjeść oranik, to wolę wpaść do wloskiej restauracji i zrobi mi szef kuchni gigantyczną sałatę z tartą cukinią i pomidorami i sobie zamawiam swierzy sok pomarańczy trochę dolewam do sałat, a resztę wypiję i mam wypas za kilkanaście złotych, bo oni te dania wycenają jako dodatki do dań główynych maaronów i mięs gotowanych. Albo w suschi zawiną jake chcesz warzywa i owoce w wodorost i jest pysznie, chociaz w sushi tez niezbyt tanio. W restauracji raw i w barze sushi tak a prawdę nie pwinnombyć tanio, gdyż teoretycznie onipowinni wieczorem wszystko wyrzucić. Zimne sałaty są dlatego, bo muszą przechowywać w chłodniach gdyż dostawy są 2 x w tygodniu, a w Polsce bywa że raz, a przecież nic się nie podgrzewa, żeby wrzucić do takiej potrawy zwiędnięte warzywa jak w każdym barze wege robią, nie łudxmy się że nie

      1. avatar Jurny 9 maja 2013 o 14:46

        eee…. no koleżanko to taki „skąpiec” jesteś, nie dasz zarobić witaria ńskim restauracji:(

        1. avatar pepsi 9 maja 2013 o 15:57

          Jurny chętnie daję zarobić wielu osobom i instytucjom, i są tacy co to potwierdzą, secundo, nie mogę jeść witariańskiego jedzenia, które nie jest w proporcjach 811, ale też nie chodzę krzywić tam ryja

      2. avatar Czapel 9 maja 2013 o 19:20

        Nie wiem jak było w Surya ale we Wro. probówałem się przekonać do Machiny Organiki bo mają fajny „nie smieć alike” wystrój. Ale po n razach gdy do obiadu wlano mi 2 szklanki oleju i podano mi go z chlebem z siemienia i orzechów to się poddałem. Teraz jestem tam od czasu od czasu na kieliszku wina lub koktajlu owocowym i dobrych kanapkach. A do barów musiałem chodzić często bo brakowało mi czasu na przygotowywanie sobie jedzenia.

        1. avatar Pepsi 10 maja 2013 o 05:37

          być może Czapel niezbyt zręcznie napisałam tego posta i do jednego garnka wrzuciłam za dużo.Pierwsze o czym chciałam napisać, to zwykłe i podstawowe zagadnienie biznesowe, jak ma wyglądać Twój idealny klient, który doda splendoru, nie zasiedzi się, sporo zamówi, da suty napiwek i jeszcze poleci biznes. Gdzie ten klient obecnie bywa i jak do niego dotrzeć. I drugie zagadnienie które poruszyłam, to właśnie to, że tym klientem raczej nie będzie polski witarianin, z kilku powodów. Po pierwsze takie jedzenie restauracyjne, ociekające tłuszczem nie jest dla witarian, a po drugie często nie stać go mentalnie na wydawanie pieniędzy, bo tego n ajczęściej bardzo nie lubi, albo ich nie ma, co nie znaczy, że jak zapowie restaurator, że jedzenie jet gratis, to drzwi pękają w szwach od witarian. Mieszkam w Polsce i tylko dlatego ośmielam się krytykwać Polaków, ktorzy oblegają dyskonty ze śmeciami d jedzenia i robią przyjęcia dziecięce w macdonldzie. Dopiero kiedy będzie moda na surowe, organiczne owoce i warzywa i popyt wzrośnie, to ceny opadna, nigdy nie odwrotnie. Ale tak na prawde zarówno sushi bary jak i witariańskie restauracje nie moga być tanie, bo weczorem wszystko musi iść do kubła że smieciami, a niekiedy w ciągu dnia jak zwiędną sałaty i owoce

  9. avatar Gary Copper 8 maja 2013 o 21:41

    haha „dropiate pizangi” na front tapecie:)

    1. avatar Pepsi 9 maja 2013 o 05:40

      Gary, zwrócileś uwagę? Cieszę się :)))

  10. avatar sekurinega 9 maja 2013 o 06:14

    „Biegam bo muszę” jest na mojej liście inwestycji, na które przyjdzie czas. Na razie czas był na zagłosowanie, więc czemu nie, skoro robię przyjemność (poniekąd znajomej) Pepsi.
    Do restauracji z zasady nie chodzę, warzywniaków jest więcej, mają szersze menu i jest znośniej cenowo (dla mojej niewypchanej kieszeni). Jeszcze chodzę na piwo, bo mam zamiar spróbować różnych smaków, a po uproszczeniu diety zmysły mi się wyostrzyły.

    1. avatar pepsi 9 maja 2013 o 07:38

      sekurinega i tak trzymaj, w końcu to nie nasze restauracje i to jest ich sprawa, jak się biznesowo urządzą , dzięki za głos, a jak jesteś facetem , to nie wiem czy byś chciał czytać tę w sumie feministyczną manifę, biegam bo muszę

  11. avatar Mat 27 lipca 2013 o 20:06

    Bardzo nie podoba mi się Twój artykuł. Polacy słyną jeszcze z jednej rzeczy – najwięcej na siebie narzekają. Do czego paradoksalnie chcę się teraz przymierzyć 😉 Pełno tu agresji i próżności. Z Twojego postu wynika, że polski witarianin jest skąpy, nie ma pieniędzy, siedzi ciągle w necie, i jedyne co by go skłoniło to pójścia do restauracji, to bycie „cool”. Bardzo kiepsko oceniasz innych ludzi. Później jednak sama przyznajesz, że byś tam nie jadała, cytując „taki witarianin jak ja dajmy na to nie ma tam co jeść”. Czy naprawdę myślisz, że problemem jest polski witarianin? Myślę, że była to po prostu kiepska knajpa. Samo podawanie dań witariańskich nic nie znaczy – było tłusto, kalorycznie, drogo, nie organicznie – albo niech stawiają na smak, albo niech idą w kierunku prawdziwej zdrowej diety witariańskiej. Albo albo. Witarianie zresztą najczęściej są to pasjonaci jedzenia, ludzie, którzy lubią sami gotować. Tym bardziej nie będą chętni płacić za „zaszczyt” zjedzenia tłustego deseru. Gdyby było dużo pysznych i lekkich sałatek – byłaby zdecydowanie większa szansa na utrzymanie restauracji. I baardzo proszę, więcej szacunku do swojego narodu. Naprawdę nie jesteśmy tacy źli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum