Bo przeczytałam wcześniej u Ciebie , że idealna homocysteina to koło 5, " ale taką mają zwykle tylko dzieci". Tylko…
MOJA powieść (dla dorosłych) „Złe, czyli pokolenie sushi” ostatecznie pojawi się cała. Dzisiaj kolejny rozdział 13 „Korporacyjne androny” WCZORAJSZY konkurs/zagadkę w mojej subiektywnej ocenie wygrywa ULC. Gratuluję! ULC podaj proszę swój adres do wysyłki na mojego mejla pepsieliot31@gmail.com, a w tytule „Konkurs 4 greens”
Uwaga! SUPER nagroda w postaci Purple Corn 100% Organic This is Bio pójdzie do osoby, którą wybiorę w subiektywnej ocenie.
Faktycznie w korporacjach nikomu nie zależało na analizie emocji innych niż tych skierowanych ku materii, czyli przedmiotowi. To był powód, dlaczego korporacje skrupulatnie reżyserowały styl życia ludziom w garniturach, wyświetlając możliwe scenariusze na przydrożnych bilbordach. Insekty dostawały czytelne instrukcje co do najmodniejszych obiektów pożądania, które jak najszybciej i najlepiej na raty powinny zostać przez nie zakupione. Bez których to przedmiotów może nawet nie wypadało dalej egzystować. Oprócz tego, korporacje ustalały spis obowiązkowych chorób do bezwarunkowego na nie zachorowania. A także, co logiczne, podsuwano insektom pod nos jedynie słuszne medykamenty do koniecznego stosowania w celach kuracyjnych. Wielkie asocjacje określały najbardziej korzystne dla siebie, więc automatycznie dla ogółu fatalne pod względem zdrowotnym, jadłospisy. Jednocześnie, to już raczej pure nonsense, ustalały wytyczne, w jaki sposób najlepiej leczyć skutki kontaktowania się z zalecanym pożywieniem. Przy okazji padały dyrektywy, jakimi lekami leczyć efekty uboczne lekarstw leczących choroby związane z zalecanym odżywianiem.
I już spirala potrzeb była ładnie do plus nieskończoności napędzona. Tym prostym sposobem korporacje rozkręcały kancerogenne kanały dosłownie i w przenośni. Dlaczego więc korporacyjni szpiedzy mieliby ułatwiać podobną bezwzględność? To jasne, że na każdym kroku podstawią im kopyto. Skarlet, pracując w dziale graficznego wizerunku marki, dzień po dniu była świadkiem składania przez korporację Tarę fałszywych obietnic. Projektowanie i wdrażanie etykiet o wielkim promieniu rażenia, czyli z półek w hipermarkecie, dawało pole do popisów spektakularnych bredni. Obwoluty pozwalałaby wysnuwać pozorne wnioski, że faktycznie mamy do czynienia z produktem przynajmniej jadalnym. W rzeczy samej powstawał klasyczny przykład antylogii, czyli produkt spożywczy niejadalny. Znowu humor angielski? Artykuły żywnościowe produkowane przez korporacje nie nadawały się nawet dla insektów, najczęściej nadawały się do kubła na śmieci. – Zaprzeczysz akcjonariuszu, pyskokłamco, dwulicowa mordo, członku rady nadzorczej? Żeby takiego nakarmić jego własnym wyrobem, należałoby go w pierwszej kolejności przywiązać do krzesła mocnym szpagatem, a następnie stanowczo odblokować mu otwór gębowy. Bowiem zwęszywszy zagrożenie, doustny kontakt z tym czymś, robiłby wszystko, żeby gęby nie otwierać. Wyśpiewałby całą prawdę jak na chińskich torturach, żeby tylko drogi trawiennej nie skazić agitacją własnej branży. Co dziwniejsze, zaliczanie wytwórczości owych molochów do środków – uwaga! – spożywczych, były jawne i zwykle zgodne z procedurami. Właściwie można było się założyć, że te gigantyczne maszynerie działały za przyzwoleniem rządów i większości społeczeństwa.
W rzeczy samej stanowiły zakamuflowane mennice, gdzie powstawały monstrualne, nienadające się do łatwego strawienia pieniądze, sponsorowane nadrzędnym zaufaniem. Dlatego na tej niwie znalezienie istotnego haka na korporacje nie było praktycznie możliwe. Tym bardziej przez działającego w pojedynkę szpiega, który musiał stwierdzić: – Nie da się. Korporacje sprawiały wrażenie niewinnego i ludziolubnego mlecznego dobroczyńcy, batonikowego filantropa, altruisty glutaminianu sodu, sponsora próżniowego odsysania i głębokiego mrożenia. A nawet bezinteresownego poprawiania sprawności w zbywaniu towarów przez insekty, ściśle według zaleceń słynnych guru przedsiębiorczości. Rzygasz już Czytelniku marketingiem wielopoziomowym? Jako przykład zmowy konsorcjów często przytaczano przezabawną historię pewnej popularnej substancji słodzącej, w której producenci żyły złota, czyli peptydowego estra, dziwnym trafem zasiedli również w gronie niezawisłej komisji, legalizując chemiczną pychotę. Czemu trudno się dziwić. Zapytałbyś rano swojej prawej ręki z zaznaczeniem, że prosisz o największy obiektywizm: – Jaką karę wymierzyć dla odmiany perfidnej lewej ręce za popełnione zło? Na świadka wziąłbyś dowolne kolano, sztywnego Pimpusia czy zgrabniejszą łydkę i już wkrótce mógłbyś się spodziewać bezstronnego werdyktu.
Sprawiedliwość. Sądzony jest Walet Kier oskarżony o kradzież ciastek. Ławnikami są jaszczurka Bill i prosiaki XYZ, sędzią Król Kier, a woźnym sądowym Biały Królik. Pierwszym świadkiem jest Kapelusznik, który nic nie wie. Ściąć go. Następnie zeznaje Kucharka.
cdn
Blog pepsieliot.com nie jest jedną z tysięcy stron zawierających tylko wygodne dla siebie informacje. Przeciwnie, jest to miejsce, gdzie w oparciu o współczesną wiedzę i badania, oraz przemyślenia autorki rodzą się treści kontrowersyjne. Wręcz niekomfortowe dla tematu przewodniego witryny. Jednak, to nie hype strategia, to potrzeba. Może rzuć też gałką na to: Dobre suplementy znajdziesz w naszym Wellness Sklep
Disclaimer: Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów edukacyjnych i informacyjnych, czasami tylko poglądowych, dlatego nigdy nie może zastąpić opinii pracownika służby zdrowia. Takie jest prawo i sie tego trzymajmy.
Powiązane artykuły
Komentarze
No proszę , właśnie chciałam umieścić ochy i ach , że ta Skarlet to taka fajna , empatyczna i myśląca laska, że no zgoda pączek , ale z jakże smacznym wnętrzem , no i jeszcze ta wieś o niewymawialnej nazwie -Masło co? 😉 – a tu konkursik. Udziału dobrowolnie się zrzekam , ale Skarlet laską jest co lubić da się i basta!
Generalnie to lubię wszystkich, dopóki ktoś mi nie nastąpi na odcisk. W tym przypadku, musiałby mi tablet upaść na nogę, ale mam kończyny bez odcisków, więc suma summarum lubię Skarlet
chyba nie da sie lubic.
To jest najlepszy rozdział powieści. . Moj maz powiedzial ze informacje sa tu zakodowane i jemu potrzebny jest dekryptaż … Fakt to nie jest tekst do skanowania (prosze pana dyrektora). Czytanie zajmuje pewnie tyle samo czasu co jego pisanie. Niebywałe w obecnych czasach. Wczoraj słuchałam piosenek S. Soyki. Tez wymagają przyjemnego skupienia. Teksty podśpiewuje bo pamietam z dzieciństwa a teraz rozumiem je nieco inaczej 🙂
Pepsiaku
Maila nie mogę do Ciebie wysłać z adresem, bo mi przychodzi zwrotna, że this mail is invalid, czy coś.
jestem teraz we Włoszech, ale co by to miało wspólnego, bo dostaję codziennie pocztę – pepsieliot31@gmail.com We wtorek będę w Polsce i zgłoszę problem informatykowi, więc wyślij jeszcze raz teraz. 4 Greens i tak wyjdzie dopiero w przyszłym (tym co tera będzie) tygodniu, bo ŚDM sparaliżowały naszą firmę, ale już ruszamy pełną parą.
Lubię Skarlet za parę rzeczy, poza tym ma urok osobisty i nostalgiczny wyraz twarzy ( w mojej wyobraźni) więc ją lubię.
pepsi, bo w mailu, który podawałaś literówka była – nie chciałaś korzystać z gmaila, a pojawił się gimal lub cos podobnego… Może stad ten problem 🙂
Włochy 🙂 Ależ Ci fajnie 🙂
A kiedy to spotkanie z Tobą będzie?
będzie 🙂
Zamiast gmail, napisałaś tam wyżej gamil, to nic dziwnego, że mail ulcowi wraca 🙂
Mogę razem brać witaminy: A D K E? 🙂
możesz
Lubię Skarlet za to,że w przeciwieństwie do wielu bohaterek filmowych/książkowych jest człowiekiem z krwi i kości. Ma swoje wady,kilka nadprogramowych kilogramów i wielką potrzebę miłości,ale to sprawia,że łatwiej jest się z nią identyfikować i według mnie wprost nie da się za nią nie przepadać 🙂
ciekawe Emilio co powiesz później:)
Czytam od dawna,nie komentuje,ale to co dzisiaj Pani „wrzucila”sprowokowalo mnie ,jest GENIALNE.Pozdrowienia zza wielkiej wody.
thx & kissyyyy
Lubię Skarlet, bo wiem, że skończy lepiej, niż zaczęła. Bo demaskuje świat insektów i się w nim wygodnie nie rozsiadła, chociaż mogła. Ja też mogłam, dlatego lubię Skarlet. I mam nadzieję skończyć lepiej niż natenczas, samej sobie będąc sterem, okrętem. Wolność mieć, co kocham; ale na suple mnie nie stać 🙂
Droga Pepsi!
Może to nie najlepsze miejsce, ale potrzebuje porady od rasowego witarianina 😀
Czy pomogłabyś polecić jakąś wyciskarkę do warzyw, którą mogę znaleźć w popularnych sklepach typu Media Markt, Media Ekspert itp.? Albo która Ci się wydaje dobra?
Najlepiej do ok 400zł. Właśnie chciałabym, żeby rozbijała celulozę itp… Pomogłabyś? Wiem, że to może głupia prośba, ale mi zależy bardzo…
może ktoś z czytających bloga poleci, pozwalam, bo ja nie siedzę w temacie. Nie mam jeszcze wyciskarki, wszystko tylko miksuję.
To czy Skarlet da się lubić czy nie zależy od tego, na ile czytelnik utożsami się z jej postawą. Może spodoba mu się, że jest jednocześnie nietuzinkowa, ale nie jedyna w swoim rodzaju na świecie, może spodoba mu się jej kontestacja rzeczywistości, a może wręcz przeciwnie oskarży ją w duchu o hipokryzję, być może motywowany pobudkami osobistymi, być może bez wewnętrznych czy zewnętrznych bodźców. Na dobrą sprawę jednak, skąd wiemy wszystko o Skarlet, na jakiej podstawie ją lubimy bądź nie? Dzięki temu, co zechce nam o niej powiedzieć narrator, a zatem…o ile Skarlet pozostaje kwestią nierozstrzygniętą, narrator (a może narratorka?), ten cichy bohater, niejako komplementarny, ten głos przebywający jednocześnie w powieści i poza nią, już zasłużył sobie na miano „dającego (dającej) się lubić”. Bez cienia wątpliwości.
wprawdzie, już werdykt zapadł, ale dopiero teraz przeczytałam Twoją wypowiedź, i też ją nagradzam Purple Corn. Gratuluję Edim!
O jak miło! Bardzo dziękuję! 🙂
Skarlet nie można lubić, ją trzeba kochać i przy niej być jak się będzie oczyszczać.
Skarlet to ja. Jakiś czas temu, ale jednak… Kiedyś nie lubiłam. Ale teraz wspominam z pobłażliwością, bo wiem że ostatecznie się da. Lubić.
🙂