Pepsieliot
Możesz się śmiać, ale i tak za kilka godzin
zmienisz swoje życie...
224 519 316
67 online
51 005 VIPy

Oćko temu misiu wypadło, czyli na pohybel temu witarianizmu

Ostatecznie … wszyscy szamią gotowane jedzenie. Impreza skończona, powrót do rzeczywistości w poniedziałek.

               Hej hej Witarianie, malowane dzieci, niejedna panienka za Wami poleci

Piętnaście lat temu rozpoczął się prawdziwy, nieposkromiony szał na witarianizm.

Tysiące, żeby nie powiedzieć miliony ludzi zaczęło odżywiać się surowo w ramach nowych, albo na nowo odkrytych (gdyż witarianizm był znany już starożytnym Rzymianom, a prawdziwy bum przypadł na lata dwudzieste i czterdzieste, ale wojna pokrzyżowała witariańskie skłonności ówczesnym guru), a więc nowych paradygmatów.

Ludzie zobaczyli w witarianizmie siłę, moc i zdrowie, chociaż również ta, jak wiele innych stosowanych na chybił trafił diet mogła prowadzić do poważnych niedoborów, a nawet do odłożenia widelca. I prowadziła.

W tym czasie powstało, jak grzyby po deszczu na terenie Stanów, czy Kanady dziesiątki restauracji witariańskich, które już teraz nie istnieją, splajtowały i została ich tylko garstka.

W Polsce powstały dwa lata temu trzy restauracje witariańskie, z których dwie, RO w Krakówku i Surya w Warszawce padły bardzo szybko, a ta we Wrocławiu, która przetrwała, zdaje się głównie opiera się na gotowanym prowiancie. Jak się mylę, proszę o sztuczka w kichawę.

Jest poważne podejrzenie, że wszyscy, absolutnie wszyscy guru witarianizmu wcześniej, czy później zaczynają jeść gotowane pożywienie.

Oczywiście nie wszyscy spieszą się, aby o tym informować swoją świtę.

W didaskaliach, pani guru Victoria Boutenko czekała aż 17 lat, ciekawe, czy na to, aby się przyznać, czy rzeczywiście piła przez cały czas surową omegę 6, mieląc tonę słonecznika i nerkowców dzień w dzień, bez okruszka gotowańca? Zdaje się, że trochę się też przechorowała z tego powodu, a ładnie/szczupło nie wyglądała ani przez moment na swojej diecie wysoko daktylowej i wysoko tłuszczowej.

Pewien Jay (nazwiska nie wymienię, bo kolo nie chce, imię też zmieniłam), znany i istotny sztafaż sceny surowej żywności w Montrealu, jakieś 8/9 lat temu aktywnie działający w konspiracji rawfudyzmu twierdzi, że prawie wszyscy ludzie, którzy 10/15 lat temu działali jak zapaleńcy, i siedzieli po uszy w witarianizmie obecnie jedzą gotowańce, aż im się uszy trzęsą.

Jay jednak twierdzi też, że jest wdzięczny za to doświadczenie z surową żywnością. Uprawiał z nią seks? Surowe produkty spożywcze są nadal podstawą jego diety, ale również je inne rzeczy teraz. Domyślam się, że najbardziej brakowało mu i innym psiankowatych z głębokiego. Uśmiecham się.

Ten nius dotyczy również prawie wszystkich autorów, którzy napisali książki na ten temat.

Oczywiście są wyjątki, które potwierdzają regułę, ale im też można nie wierzyć, tak dla jaj.

Niedawno opublikowano artykuł w Psychology Today, który sugeruje, że około 75% ludzi, którzy byli na diecie wegetariańskiej w końcu wracają do jedzenia produktów zwierzęcych.

Średni czas, w którym osoba pozostaje stricte wegetarianinem wynosi 9 lat.

A tak na gałkę, wśród witarian procent awarii jest jeszcze wyższy. Po pewnym czasie, niekiedy krótszym, a niekiedy znacznie dłuższym około 95% witarian, którzy byli na 100% raw zaczynają jeść gotowane pokarmy.

Na szczęście nigdy nie byłam 100% raw i mam za sobą już ponad 3 lata witarianizmu 90% na surowo, oraz 27 lat roślinożerstwa z suplementami w tym odzwierzęcymi.

Gdy nie brałam suplementów dieta nie działała tak pro zdrowotnie jakbym sobie tego życzyła.

W związku z tym mogę nadal być eksperckim guru dla chętnej Socjety, gdyż jak skała nie zmieniam poglądów, albo jak krowa ma się rozumieć.

Jeszcze do niedawna z każdej strony atakowały chłonnych obywateli świata strony witariańskie, opowiadające o diecie z półprzymkniętymi gałami od kontaktu ze świętością i nawiedzonym półgłosem.

Tak rzecz była doskonała.

Zaś obecnie roi się od stron ex witarian, którzy spluwają, odżegnują się i opowiadają niestworzone historie, co to za krzywdy wyrządził im witarianizm.

Siedzieli zamknięci w szafie z daktylem i jarmużem i rozmoczonym orzechem, a teraz gdy wreszcie z szafy wyleźli mogą rzucić się na pieczoną sarenkę Bambi, bo od teraz tylko już wierzą tylko w paleo.

Do czasu, jak ich poskręca.

No i cholo im zleciał i ciśnienie też, bo nie gniecie już ich to trawsko w kichach. Won z błonnikiem, witaj moczu i ślino pH 6. Hurraaaa.

Oto lista kilku wielkich guru rawfoodyzmu, nie mylić z sadyzmem, którzy już nie są 100% surowi:

Kevin Gianni – Współzałożyciel Renegejt Zdrowia, autor książek i wielu publikacji. Nie jest tajemnicą, że Kevin nie jest już zwolennikiem 100% raw, gdyż jego zdrowie zostało wybite z równowagi, jak sądzi dietą 100% surową.

Paul Nison – podobno też nie 100% na surowo, no i miał epizod z cielęciną. Teraz pije kefir kozi, bo go łupie w kościach.

Victoria Boutenko, wspomniana powyżej, największa zwolenniczka zielonych koktajli na świecie. Napisała książkę o przezwyciężaniu surową żywnością uzależnień, a obecnie szamie gotowane potrawy. Wywiad z Boutenko Viktorią publikowałam kiedyś.

Harley (Durian Rider) i Free Lea, dobrze nam znani, ci od 30BananasaDay – najgłośniejsi zwolennicy diety na bazie owoców na świecie od wielu lat mówili, że ma być 100% surowe, lub nic.

Teraz Harley bezwstydnie wykorzystuje gotowane pokarmy strategicznie, aby zwiększyć swoją wydajność, a FL „wymyśliła” dietę ram tam tam

Swayze Foster – Autor wielkiego bloga www.fitonraw.com. Już nie zjada 100% surowego.

Chard Sarno – Niesamowity kucharz jedzący na surowo.

W swojej ostatniej książce, mówił o odkryciu, że jego cholesterol był wysoki, a jego stężenie triglicerydów było poza skalą przyzwoitości jak na surową dietę.

Postanowił odejść od diety raw 100%, usunął agawę, syrop klonowy, olej kokosowy, oliwę z oliwek. Skupił się na zieleninie, fasoli i ziarnach. Już po niedługim czasie jego fatalny cholesterol spadł o 100 punktów, astężenie trójglicerydów wróciło do normy.

A co w Polsce?

W Polsce guru witarianizmu najczęściej plasowało się bardzo blisko religijno/mistycznych tematów i teraz dla większości z nich sprawy duchowe stały się naczelne.

Najbardziej znana i zasłużenie wielbiona witarianka Ewelina właściwie odeszła już od przekazu witarianizmu w 100% i promowania zielonych szejków, na rzecz tematów uduchowionych i mistycznych.

I chociaż z pewnością żywi się w przewadze witariańsko, to z tego co wiem na pewno nie 100% raw. Widziałam bowiem filmik, jak pije szejka sprzyjającego rozwolnieniu, takie miał mieć przesłanie, który podała jej też pewna znana mistyczka, a zawierał ów szejk mleko sojowe, o czym wiemy, że nie jest surowe.

Zresztą nawet 90% witarianie nie muszą pić szejków na rozwolnienie.

Inni blogerzy, guru polskiego witarianizmu, chyba nigdy nie byli w 100% na surowo przez wiele lat.

Mocna grupa low fatowców i witarian, dwa w jednym, działająca na fejsbuniu, podobno się trzyma na 100%, ale nic nie wiadomo. Wielki Wit z pewnością wie jak jest naprawdę.

A są też tacy, którzy obecnie jedzą gotowane i pieczone mięso, chociaż onegdaj pisali do mnie epistoły jak to rawfoodyzm wegański wybawił ich z kłopotów.

Łgali?

Bowiem dieta witariańska, zaznaczam, że nie każda, mam na myśli nisko tłuszczówkę, to dieta wspaniała zdrowotnie, niesamowita, ale nie dla każdego.

Dla większości ludzi będzie jedynie oczyszczającym z toksyn epizodem, a bardzo niewielka garstka ludzi wybierze ją jako 90%, nie mówiąc 100% surową do końca życia.

Doug Graham ze swoją 80-10-10 jest z pewnością wyjątkiem, a jego dieta, którą sama stosuję od trzech lat mojego witarianizmu, jest najlepszą opcją według mojego skromnego rozeznania.

Jednak wielu zagorzałych dietetyków od 811 już dawno wróciło do potraw gotowanych, a nawet niechętnie trzymają się tych proporcji składników odżywczych.

Uzależnienie od potraw gotowanych jest tak silne, że nawet w najlepszych warunkach, niewielu ludzi jest się w stanie oprzeć pokusie gotowańca. Byle nie pieczeńca, ale temu też oczywiście nie potrafią się oprzeć, jak tylko zaczynają się lepiej czuć.

Ludzie potrafią rzucić darcie faj i nigdy do niego nie powrócić, to samo z robieniem flaszek, ale z gotowanym to już całkiem inna sprawa.

Tymczasem gotowane jedzenie to nie jest lekarstwo, ale nie jest też trucizna, a przynajmniej nie każde.

Tak, jak nie każde jedzenie surowe jest zdrowe dla człowieka.

Dlatego nikogo nie namawiam do trzymania się w 100% na surowo, tym bardziej, że sama nigdy tego nie robiłam. Witarianizm, czy gotowanie to nie jest coś czarno-białego. To są niuanse.

Szał na surową dietę ewidentnie się skończy, a może gdzieniegdzie skończył, ale nie wynika to z tego, że jest to dieta nagle zła, rozpracowana, obalona i położona na łopatki.

Wręcz przeciwnie, nadal może uzdrowić niekiedy beznadziejne przypadki, ale jest to dieta upierdliwa i dla wielu psychicznie, a niekiedy finansowo nie do udźwignięcia.

Więc na pohybel mu, temu witarianizmu?

Oćko temu misiu wypadło.

owocek

PS Zagadka dla Socjety, skąd ta ostatnia cytata?

(Visited 3 566 times, 1 visits today)

Komentarze

  1. avatar Basia 10 sierpnia 2014 o 15:27

    Z „Misia”. Ale chyba mu się odlepiło? 🙂
    100% surowego to chyba dla fanatyków i na dłuższą metę mało kto pociągnie. A ponoć Kristina i reszta „guru”też jedzą prażone (?) orzechy czy coś tam.

    1. avatar Pepsi 10 sierpnia 2014 o 17:33

      chyba odlepiło faktycznie 🙂

  2. avatar naturalnystan92 10 sierpnia 2014 o 16:05

    Rzym upadł, bo za dużo jadł witariańskiego żarełka 😀 A tak poważnie, to każdy ma prawo do zmiany zdania, ulepszania swojego życia, jeżeli coś mu nie pasi. Dieta surowa może być dla kogoś OK, ale jak przestaje spełniać swoje funkcje, to wg mnie nikt nie powinien się wachać czy bać opinii publicznej – tylko niezwłocznie ją zmienić.
    Faktycznie, dla mnie dieta surowa jest super dietą, ale okresowo, jakie bdb oczyszczenie organizmu.
    A gotowane jedzonko ma sporo plusów.

    1. avatar pepsieliot 10 sierpnia 2014 o 17:15

      Naturalny raczej za dużo ołowiu i pobłażania sobie, powiem szczerze, że Twoja opcja byłaby idealistyczna, w rzeczywistości chodzi o ty, że ludzie generalnie są cieńcy jak ipody.

  3. avatar atqa 10 sierpnia 2014 o 16:37

    Z „Misia”cytata- panie kerowniku, oko się mu odlepiło.Temu misiu 😀
    Nie wytrzymalabym na 100% raw, jem kaszę jagalną, gryczaną,quinoa, brokuły, kalafiory, fasole…więc gotowane ale zdrowe.

    1. avatar atqa 10 sierpnia 2014 o 16:41

      oćko

      1. avatar pepsieliot 10 sierpnia 2014 o 17:17

        oćko 🙂

    2. avatar pepsieliot 10 sierpnia 2014 o 17:17

      Nie ma powodu wytrzymywać na 100% raw, to sztuczne jak jest robione na siłę, bo organizm wcale tego nie doceni, niekiedy wręcz przeciwnie

      1. avatar atqa 10 sierpnia 2014 o 17:44

        Źle napisałam 😉 że „nie wytrzymalabym”-bo faktycznie brzmi to jak robienie czegoś na siłę, wbrew sobie.
        Miałam raczej na myśli że chcę dostarczać organizmowi wszelkiego”dobra” a produkty które wyżej wymienilam za zdrowe uchodzą, jednak wymagają obróbki termicznej.

      2. avatar Basia 10 sierpnia 2014 o 18:17

        Dzięki Pepsi, że to napisałaś. Witarianie i weganie czasami zbyt zero jedynkowo przedstawiają rzeczywistośc a mogli by zmienic świat na lepszy gdyby nie propagowali wręcz niemożliwych, skrajnych dla niektórych ludzi (rodzin) rozwiązań. Bo przecież o wiele łatwiej jest przyjąc i udowodnic tezę , że produkty roślinne powinny byc naszym głównym pożywieniem, z czego powyżej minimum 50% najlepiej surowe. Niech mamy gotują dzieciom ciepłe zupy z warzyw czy pieką pasztety z cukini, soczewicy. Istotą są też zdrowe tłuszcze i wyeliminowanie przetworzonych produktów – tam kryje się całe zło. Wiadomo witarianizm jest cudowny bo bardzo szybko i bez straty czasu możesz się zdrowo najeśc. Ale jako żona i mama odpowiadam także za żywienie innych członków rodziny i u mnie w rodzinie nie ma mowy o surowym żywieniu dla wszystkich. Natomiast bardzo chętnie czytam Twojego bloga aby wiedziec jakie jedzenie jest zdrowe. Za wiele bardzo przydatnych informacji dziękuję:-)

        1. avatar pepsieliot 11 sierpnia 2014 o 05:14

          Basiu 🙂

  4. avatar Sernik z pieprzem 10 sierpnia 2014 o 17:58

    Poznałam parę miesięcy temu parkę joginów, prowadzą własne studio w trajsity i ponoć są na 100% od lat trzech ale nie siedzę w ich blenderze więc… 😉

    Ja myślę o 100 % raw ale szczerze? wątpię by na stałe.
    Pozdrawiając znad porcji frytek z jarzyną

    1. avatar Sernik z pieprzem 10 sierpnia 2014 o 20:29

      Co do Sawyze, zdaje mi się, że w jednym ze swoich vlogów wspomniała, że spożywa niewielkie ilości gotowanego żarła m.in. ze względów finansowych ale, że ogólnie lepiej czuła się będąc fully raw. I , że cielsko ładniej wonieje, o.Ale mogłam coś przekręcić 😉

  5. avatar edyta 10 sierpnia 2014 o 18:14

    Pepsi, poszlam za tematem grounding, wypozyczylam ksiazke i zapoznalam sie z trescia. Jak mozn sie spodziewac, sa w niej relacje osob, ktore sie wyleczyly z roznych schorzen za pomoca uziemienia. jedna dziewczyna pisze w sprawozdaniu, ze szukajac dla siebie ratunku przeszla na raw, ale poprawy nie bylo, wrecz bylo gorzej bo schudla 15 kg. wierzryc nie wierzyc…
    Masz racje, raw jest nie dla wszystkich. Mysle, ze podstawa to zdrowe ze sie tak wyraze flaki.

    1. avatar pepsieliot 11 sierpnia 2014 o 05:13

      Edyto na rawie trzeba dużo jeść i to nie tłuszczu, czyli trzeba dużo jeść objętościowo, jak roślinożercy w przyrodzie, więc chudnięcie jest wpisane w raw bardzo. Jadła za mało, o wiele

  6. avatar Robert 10 sierpnia 2014 o 18:54

    Nie, Proszę, ja już Chlorelle TiB zakupiłem na początek a tu taki strzał w kolano? Pepsi ale ty nadal będziesz pisać te fajne „blogi” bo tak naprawdę to wg mnie, i tu same oklepane frazesy: każdy jest kowalem swego losu, jak sobie pościelesz tak się wyśpisz i tak dalej. Dziś w dobie „internetu” ludzie mają za dużo różnych żrodeł informacji i to może powodować i pewnie powoduje zamęt w głowie, przedtem „pan” z ambony powiedział to jest dobre a to be a dziś „taka” Pepsi miesza o raw… Uśmieszek.. Ja tam nadal będę czytał i miarę swoich możliwości stosował..
    Jednego jeszcze nikt nie zanegował co i TY propagujesz.. Ruszać się ludzie!!!!

    1. avatar pepsieliot 11 sierpnia 2014 o 17:11

      Robercie cieszę się, że zakupiłeś chlorellę This is Bio, bo raz,że to świetny wybór, a dwa, że jestem wdzięczna, gdyż mogę jeszcze więcej czasu pośiwcić na pisanie, no i poprawię się, dość tej pepsinej sztampy

  7. avatar joanna balaklejewska Wilson 10 sierpnia 2014 o 19:06

    ” Dlatego nikogo nie namawiam do trzymania się w 100% na surowo, tym bardziej, że sama nigdy tego nie robiłam. Witarianizm, czy gotowanie to nie jest coś czarno-białego. To są niuanse.” Zgadzam sie z tym co napisalas Pepsi. Problem zaczyna sie wtedy kiedy patrzymy na diete w sposob obesyjny, ta albo zadna! Nic nie jest czarno biale. U nas sa gotowance na porzadku dziennym i nikogo za wyjatkiem Zuzanny do nich nie ciagnie, ale to tylko dlatego, ze dalam sobie przyzwolenie na gotowane, nie demonizujemy gotowanych potraw, nie spogladamy na diete jak na religie. To jest bardzo wazne. Mnie, mojego meza i Sunnego nie ciagnie do gotowanej strawy, ale wiem, ze jak bede miala ochote na gotowanego kartofla, wszamne go z przyjemnoscia. To samo Matthew. Dla nas witarianizm to radosc, niczego sobie nie odmawiamy, nie ubolewamy nad faktem, ze jestesmy w 100 % ” surowi” A Sunny?.. Wiem, ze kiedys jednak siegnie po gotowance, cudow nie ma, chyba, ze zylabym na bezludnej wyspie 😉 Poki co staram sie go karmic nalezycie i widze jaki jest Happy, wciaz z zaciekawieniem spogladajac w talerz Zuzanny 😉 Dieta ma sprawiac radosc a czesto bywa tak, ze wiele surojadow po nocach marzy o gotowanym jadelku. Konczy sie to tak, ze zamiast spozyc fajny, cieply posilek, ktory spedza im sen z powiek rzucaja sie na wszystko co maja pod reka. Nie pogardza mlekiem z kartonika ani noga sarny. Dlatego ja rowniez nigdy nikogo nie namawialam aby w 100% byl surojadem, jesli tego „nie czuje”
    Poki co ja uwielbiam moj 100% witarianizm niczym nie wymuszony 😉 Pozdrawiam owocowo. Kiss

    1. avatar Mela 10 sierpnia 2014 o 20:09

      Ojoj, mogłabym się podpisać pod tym co napisałaś i w ogóle szacun – ale błagam, odmieniaj poprawnie imię swojego własnego dziecka.

      1. avatar joanna balaklejewska Wilson 10 sierpnia 2014 o 22:24

        Mela dziekuje 😉 Oczywiscie wiem jak sie odmienia imie mojego synka, ale bywa, ze z Matthew ( Metju) – ( moim mezem) czasami tak piszemy jak powyzej. Pepsiny blog na tym nie ucierpi 😉

Skomentuj Mela Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sklep
Dołącz do Strefy VIP
i bądź na bieżąco!

Zarejestruj sięZaloguj się

TOP

Dzień | Tydzień | Miesiąc | Ever
Kategorie

Archiwum